środa, 14 października 2015

Rozdział 55


 Obudziłam się i jedyne co czułam to piekący ból głowy, który był niedowytrzymania. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że nie jestem w swoim pokoju. Na dodatek jestem naga. Nikogo nie było w sypialni, ale w jednej chwili przypomniałam sobie co się wczoraj stało... W szybkim tempie zerwałam się z łóżka, okrywając się kołdrą. Biegałam po pokoju i szukałam swoich ubrań.
- Już wstałaś? - powiedział Ross, zachrypniętym głosem, stojąc przede mną w samej bieliźnie.
- A nie widać? - krzyknęłam
- Co ty tak panikujesz? Nikt tu nie przyjdzie, wyluzuj. - Opadłam z ulgą na łóżko, biorąc głęboki oddech. Zamknęłam oczy na chwilę, a kiedy je otworzyłam chłopak stał nade mną przyglądając mi się tymi swoimi dużymi oczami.
- Myślałem, że się wyspałaś ślicznotko.
- Bo wyspałam, ale troszkę źle się czuję.
- To może powtórka z wczorajszej nocy na poprawę samopoczucia?
- A może nie? - uśmiechnęłam się zadziorczo, odepchnęłam go od siebie i wstałam z łóżka. A on pociągnął za kołdrę, co sprawiło, że automatycznie stałam nago.
- No no - mrugnął do mnie
- Spadaj!  - machnęłam ręką i pobiegłam szybko do łazienki zabierając ze sobą swoje rzeczy.

Godzinę później siedziałam już razem z dziewczynami i Rocky'm przy stole w jadalni. Jedliśmy śniadanie zrobione wcześniej przez Riker'a, który pojechał dzisiaj z Allison na pierwsze usg. Każdej z nas dosłownie pękała głowa. Co za dużo to nie zdrowo...
- A co wy wszyscy jesteście tacy milczący? - zapytał Ross, który akurat przysiadł się do nas do stołu
- Dziewczynki są na kacu a ja nie mam jakoś z kim gadać... - odparł chłopak
- Hej wszystkim! - Dotarł też i Ellington. Przywitał się ze wszystkimi podszedł do Rydel i ucałował ją w policzek. Wszyscy wymienili się spojrzeniami.
Po zjedzeniu śniadania ładnie posprzątaliśmy. Rydel zmywała naczynia a ja stałam obok niej i zagadywałam ją co chwilę
- Jestem pełna podziwu, że Allison tak dobrze sobie radzi.
- No wiesz Riker jej dużo pomaga, rodzice no i właściwie my wszyscy. Bez wsparcia załamałaby się.
- Cieszę się, że ja nie jestem w takiej sytuacji.
- Uważaj lepiej - zaśmiała się pod nosem
- A co masz niby na myśli?
- Nic, tak tylko ci mówię...
- Ciebie to też się tyczy kochana.
- Słucham? - podała mi talerz, który miałam wytrzeć
- No, a co to miał być niby za gest przy śniadaniu że strony Ell'a?
- To nic nie znaczy... To znaczy, nie chce zapeszać na razie.
- No rozumiem - uśmiechnęłam się.

Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Chciałam podejść, ale Ross był szybszy. Najwidoczniej to ktoś do niego. Odwróciłam się z powrotem w stronę przyjaciółki. Usłyszałam tylko kobiecy głos zbliżający się coraz bliżej nas.
- Cześć dziewczyny! - krzyknęła prosto do mojego ucha Sarah. To znowu ona... Ciekawe czego chce od Ross'a?
- Cześć. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby i  spojrzałam w stronę chłopaka
- Myslałam, że skończyłeś już pracę na planie - powiedziała Rydel patrząc na dziewczynę
- No bo skończyłem - objął ramieniem siostrę, biorąc trochę na bok, tak jakby nie chciał żeby ktokolwiek o tym słyszał.  - Ale pamiętasz jak rozmawialiśmy o, że tak powiem ulepszeniu naszej nowej trasy?
- No tak. Przecież już mamy wszystko ustalone.
- Tak wiem. Rozmawiałem z Rikerem i on stwierdził, że przyda nam się kilka rąk jednak do pomocy. A ja pomyślałem o Sarze. I tak chce sobie gdzieś dorobić, więc to świetna okazja - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy, a mi totalnie opadła szczęka.
Super! Kilku miesięczna trasa koncertowa, a ona będzie tam cały czas z nimi...
- Wiecie co, to i tak nie moja sprawa, więc ja już chyba pójdę. Trochę się zasiedziałam... - powiedziałam tak jak zwykle, próbując uniknąć niezręcznej sytuacji.
- Przestań Scar, zostań. - Juz chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi Ell, który przyszedł do kuchni, witając się na początku z Sarą. Co mnie zdziwiło, to jedynie to, że w taki sposób się z nią przywitał. Przecież się nie znali. Widzieliśmy ją tylko raz... Chyba, że o czymś nie wiem.
- Sama widzisz. Nie jestem teraz tutaj wam potrzebna. - Wzięłam swoją bluzę z kanapy i poszłam w stronę drzwi
- Scarlett! - usłyszałam za sobą głos Ross'a, a w mojej głowie pojawił się cień nadziei
- Tak? - odwróciłam się
- Twoja torebka - podał mi moją własność, nie przestając się szczerzyć. Sztucznie się uśmiechnęłam i opuściłam dom moich przyjaciół.

_________________________________________________________________________________
 Leżałam bezczynnie na łóżku gapiąc się w sufit. To bez sensu, że zawsze kiedy chcę coś zmienić i już mi się to prawie udaje, czuję się inaczej niż zawsze, lepiej to wszystko szlag trafia. Dlaczego jestem tak pechowym człowiekiem?
- Scar kochanie, jesteś tu? - zapukała dwa razy w drzwi od sypialni moja mama
- No a kto inny.
- Wiedziałam przecież, ale nie chciałam tak wchodzić gwałtownie, bo wiem, że tego nie lubisz. - weszła do pokoju - Co będziesz dzisiaj robić?
- Zdychać na łóżku, a co? - uśmiechnęłam się pod nosem, a kiedy spojrzałam na nią zaczęłam się śmiać. - No co? Jakos nie mam już dzisiaj na nic ochoty.
- A ja wiem co możesz zrobić. Posprzątać ten syf w twoim pokoju, a potem możesz sprzątnąć jeszcze łazienkę i  wynieść śmieci. Ja jadę zawieźć twoja siostrę.
- Dobra, aż tak to mi się nie nudzi.
- Zacznij od twojej szafy. Pa! - krzyknęła na pożegnanie i wyszła.

To ciekawe, bo jestem przeważnie perfekcjonistką. Zawsze miałam czysto, w od różności do mojego brata. A ostatnio jakoś nie mam czasu i checi do tego aby zabrać się za to sprzątanie. No, ale przemogłam się i o dziwo szybko mi to poszło. Włączyłam sobie muzykę, która w sekundę ogarnęła cały mój pokój oraz mnie, bo tak się wciągnęłam, że nawet nie słyszałam dzwoniącego telefonu.
- Halo? - odezwałam się.
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z panną Scarlett Blue? 
- Przy telefonie. 
- Witam. Z tej strony Christina Payton. 
- Oo naprawdę? 
- No tak. Po pani reakcji domyślam się, że wie pani w jakiej sprawie dzwonię. 
- Oczywiście. To znaczy mam wielką nadzieję, że o to chodzi. - zaśmiałam się tym moim dziwnym śmiechem. Robie tak tylko wtedy kiedy się denerwuję. Jaka kompromitacja.
- Spokojnie, proszę się już tak nie stresować. Możemy się spotkać? 
- Naturalnie. Kiedy? 
- Jeśli pani pasuje to może być nawet teraz. 
- Dobrze. Możemy się spotkać w kawiarni 'Tommy'ego' ? Wie pani gdzie to jest? 
- Jasne. To znaczy tak. Mieszkam dosyć blisko. 
- To do zobaczenia. 
- Do zobaczenia. 

Rozłączyłam się i zaczęłam panikować. Biegałam po pokoju jak głupia znowu wyrzucając wszystko z szafy - moje porządki były akurat dzisiaj nie konieczne. Nie wiem nawet jak mam się ubrać. Christina to osoba, że tak powiem z wyższych sfer. Jestem w szoku, że do mnie zadzwoniła, nawet nie wiem czemu szukałam pracy w takiej reasturacji, przecież nie nadaję się tam. Chodzę jeszcze do szkoły... Może chce mi powiedzieć, że mnie nie przyjęła. Ugh! Zamknij się idiotko!
Ubrałam białą zwiewną sukienkę, moje balerinki i wyszłam z domu w miarę ogarnięta.
Czekałam w kawiarni w kawiarni już prawie piętnaście minut. Zamówiłam sobie koktajl i czekałam dalej, tracąc powoli nadzieję na cokolwiek.
- Scarlett? - z moich myśli wytrącił mnie kobiecy głos, którego nie poznałam.
- Pani Christina! - wstałam gwałtownie podając dłoń już znanej mi kobiecie.
- Czy możemy mówić sobie po imieniu?
- Scarlett.
- Christina, miło mi. - Kobieta zdjęła z głowy duży kapelusz, odkładając go na stolik. - Nie chciałam ci mówić przez telefon, bo to tak nie ładnie - uśmiechnęła się, pokazując przy tym swoje piękne, śnieżnobiałe uzębienie. Christina jest wysoką blondynką, może przed czterdziestką. Jak zawsze bardzo elegancka. - ...I chciałam cię lepiej poznać, dowiedzieć się jaka jesteś.
- Yy ja...
- Scarlett! Przestań się tak stresować. Ja nie gryzę - poraz kolejny zaczęła się śmiać. - Nie musisz się zachowywać jakbyś była inną osobą. Masz być sobą. Nie toleruję w mojej firmie czegoś takiego, rozumiesz?
- To znaczy, że dostałam tą pracę?
- No jasne! - Kamień spadł mi z serca.
- No dobrze, będę się zachowywać normalnie. Po prostu się trochę denerwowałam, bo nie spodziewałam się, że w ogóle zadzwonisz do mnie. I ... Naprawdę ma tę pracę?
- Tak, ile razy mam jeszcze powtarzać?
- Naprawdę dziękuję. Myślałam, że nie nadaję się...
- To się okaże. Wiem jak to jest szukać pracy kiedy tak naprawdę nie ma się jak narazie nic i daję szansę takim osobom. Mamy już tam taką jedną. Jest bodajże w twoim wieku albo nawet młodsza.

Rozmawiałyśmy się jeszcze tak z dobrą godzinę. Dużo mi opowiedziała o samej restauracji, o sobie, o tym czym się jeszcze zajmuje. A ja jej opowiedziałam o sobie. Jutro jest mój pierwszy dzień w pracy, mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie.



Kiedy wracałam do domu było już ciemno. Nie wiem nawet, która byłam godzina bo rozładował mi się telefon. Zasiedziałam się u Vanessy i straciłam poczucie czasu. Byłam trochę przerażona, bo ulica, która prowadziła prosto do mojego domu nie była zbyt dobrze oświetlona, a mieszkałam prawie na jej samym końcu. Tym bardziej nie lubię wracać sama po ciemku.
Szłam sobie spokojnie, starając się myśleć o czym kolwiek oprócz tego, że miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Odwróciłam się kilka razy, ale nikogo nie było.
- Buu!
- Aaa! - krzyknęłam spanikowana, bo ktoś złapał mnie od tyłu i uderzyłam z łokcia w  brzuch.
- Au! Scarlett to ja - puścił mnie i złapał się za brzuch
- Ross? Pojebało cie?!
- Mnie? Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna.
- A co miałam zrobić do cholery?! Ewidentnie słyszę, że ktoś za mną idzie, nie widzę tej osoby i ktoś nagle napada na mnie od tyłu. Kurde to mógł być jakiś zboczeniec! I jak ja bym wtedy skończyła co?!! Znaleziono by mnie martwą, zgwałconą na środku ulicy, albo nie! W najgorszym razie nikt by mnie nie znalazł! - mówiłam tak szybko jak nigdy, to z tej paniki. On podszedł bliżej ostatkami sił, przyciągnął do siebie i pocałował. Była tak zdezorientowana tą całą chorą sytuacją, że dałam się ponieść na chwilę pocałunkowi...
- Ross! - odepchnęłam go
- Co znowu? - spojrzał na mnie, najwidoczniej wkurzony, że przerwałam tą słodką chwilę.  - Ej no dobra przepraszam, zę tak zrobiłem, ale czemu idziesz sama?
- Jestem dorosła?
- Co z tego?
- Chcesz się teraz o to kłócić?
- Ja mam czas - uśmiechnął się
- A ja nie, więc wybacz ale już sobie pójdę.
- Czekaj - chwycił mnie za rękę - Co się stało?
- Nic. Naprawdę muszę już iść.
- Dobrze, ale mieszkamy po sąsiedzku, więc możemy iść razem.
- Okay.
- To mów co u ciebie?
- Nic takiego. Dostałam pracę w restauracji. Narazie do końca wakacji  a potem może na weekendy.
- To się cieszę.
No i zaczęłam mu opowiadać wszystko poklei. Nawet fajnie się nam gadało... Nie zauważyłam kiedy złapał mnie za rękę
- Myślałem, że pojedziesz z nami w trasę.
- Jak to? - zatrzymałam się. I tak byliśmy już przed domem
- No przyjaźnisz się tak z Rydel...
- A to chodzi tylko o Rydel? Nie rozmawiałam z nią o tym. Wydaje mi się, że sama by mi o tym coś wspomniała.
- No ja też chcę żebyś jechała Scar - Znowu przysunął się do mnie.
- Naprawdę Ross? - spojrzałam mu prosto w oczy,a on spiął się tak nagle, nawet nie wiem dlaczego.
- No ta tak. - przycisnęłam go bardziej do siebie, także poczułam pewną wypukłość na jego spodniach. Moje usta powędrowały w kierunku jego szyi. Zatopiłam je w tym miejscu,a chłopak chwycił mnie jeszcze mocniej. Przyłożyłam usta do jego ucha i szepnęłam do niego:
- Oj chyba nie Rossy. - odsunęłam się od chłopaka, krzyżując ręce na piersi.
- Co jest? Czemu przerwałaś?
- Robisz ze mnie idiotkę? Mówię ci poraz kolejny, to że miałeś ten cholerny wypadek nie znaczy, że możesz się mną bawić jak lalką, tylko dlatego, że cię kocham. A właściwe to nie wiem już co czuję.
- Uspokój się! O czym ty w ogóle mówisz?
- Naprawdę nie wiesz? Nie bede ci tłumaczyć... I nie mów, że chcesz żebym jechała. Sarah jedzie to ci chyba wystarczy. Muszę iść, pa. - Nie czekałam nawet na reakcję blondyna. Weszłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
________________________________________________________________________________

~Olivia~