środa, 14 października 2015

Rozdział 55


 Obudziłam się i jedyne co czułam to piekący ból głowy, który był niedowytrzymania. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że nie jestem w swoim pokoju. Na dodatek jestem naga. Nikogo nie było w sypialni, ale w jednej chwili przypomniałam sobie co się wczoraj stało... W szybkim tempie zerwałam się z łóżka, okrywając się kołdrą. Biegałam po pokoju i szukałam swoich ubrań.
- Już wstałaś? - powiedział Ross, zachrypniętym głosem, stojąc przede mną w samej bieliźnie.
- A nie widać? - krzyknęłam
- Co ty tak panikujesz? Nikt tu nie przyjdzie, wyluzuj. - Opadłam z ulgą na łóżko, biorąc głęboki oddech. Zamknęłam oczy na chwilę, a kiedy je otworzyłam chłopak stał nade mną przyglądając mi się tymi swoimi dużymi oczami.
- Myślałem, że się wyspałaś ślicznotko.
- Bo wyspałam, ale troszkę źle się czuję.
- To może powtórka z wczorajszej nocy na poprawę samopoczucia?
- A może nie? - uśmiechnęłam się zadziorczo, odepchnęłam go od siebie i wstałam z łóżka. A on pociągnął za kołdrę, co sprawiło, że automatycznie stałam nago.
- No no - mrugnął do mnie
- Spadaj!  - machnęłam ręką i pobiegłam szybko do łazienki zabierając ze sobą swoje rzeczy.

Godzinę później siedziałam już razem z dziewczynami i Rocky'm przy stole w jadalni. Jedliśmy śniadanie zrobione wcześniej przez Riker'a, który pojechał dzisiaj z Allison na pierwsze usg. Każdej z nas dosłownie pękała głowa. Co za dużo to nie zdrowo...
- A co wy wszyscy jesteście tacy milczący? - zapytał Ross, który akurat przysiadł się do nas do stołu
- Dziewczynki są na kacu a ja nie mam jakoś z kim gadać... - odparł chłopak
- Hej wszystkim! - Dotarł też i Ellington. Przywitał się ze wszystkimi podszedł do Rydel i ucałował ją w policzek. Wszyscy wymienili się spojrzeniami.
Po zjedzeniu śniadania ładnie posprzątaliśmy. Rydel zmywała naczynia a ja stałam obok niej i zagadywałam ją co chwilę
- Jestem pełna podziwu, że Allison tak dobrze sobie radzi.
- No wiesz Riker jej dużo pomaga, rodzice no i właściwie my wszyscy. Bez wsparcia załamałaby się.
- Cieszę się, że ja nie jestem w takiej sytuacji.
- Uważaj lepiej - zaśmiała się pod nosem
- A co masz niby na myśli?
- Nic, tak tylko ci mówię...
- Ciebie to też się tyczy kochana.
- Słucham? - podała mi talerz, który miałam wytrzeć
- No, a co to miał być niby za gest przy śniadaniu że strony Ell'a?
- To nic nie znaczy... To znaczy, nie chce zapeszać na razie.
- No rozumiem - uśmiechnęłam się.

Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Chciałam podejść, ale Ross był szybszy. Najwidoczniej to ktoś do niego. Odwróciłam się z powrotem w stronę przyjaciółki. Usłyszałam tylko kobiecy głos zbliżający się coraz bliżej nas.
- Cześć dziewczyny! - krzyknęła prosto do mojego ucha Sarah. To znowu ona... Ciekawe czego chce od Ross'a?
- Cześć. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby i  spojrzałam w stronę chłopaka
- Myslałam, że skończyłeś już pracę na planie - powiedziała Rydel patrząc na dziewczynę
- No bo skończyłem - objął ramieniem siostrę, biorąc trochę na bok, tak jakby nie chciał żeby ktokolwiek o tym słyszał.  - Ale pamiętasz jak rozmawialiśmy o, że tak powiem ulepszeniu naszej nowej trasy?
- No tak. Przecież już mamy wszystko ustalone.
- Tak wiem. Rozmawiałem z Rikerem i on stwierdził, że przyda nam się kilka rąk jednak do pomocy. A ja pomyślałem o Sarze. I tak chce sobie gdzieś dorobić, więc to świetna okazja - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy, a mi totalnie opadła szczęka.
Super! Kilku miesięczna trasa koncertowa, a ona będzie tam cały czas z nimi...
- Wiecie co, to i tak nie moja sprawa, więc ja już chyba pójdę. Trochę się zasiedziałam... - powiedziałam tak jak zwykle, próbując uniknąć niezręcznej sytuacji.
- Przestań Scar, zostań. - Juz chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi Ell, który przyszedł do kuchni, witając się na początku z Sarą. Co mnie zdziwiło, to jedynie to, że w taki sposób się z nią przywitał. Przecież się nie znali. Widzieliśmy ją tylko raz... Chyba, że o czymś nie wiem.
- Sama widzisz. Nie jestem teraz tutaj wam potrzebna. - Wzięłam swoją bluzę z kanapy i poszłam w stronę drzwi
- Scarlett! - usłyszałam za sobą głos Ross'a, a w mojej głowie pojawił się cień nadziei
- Tak? - odwróciłam się
- Twoja torebka - podał mi moją własność, nie przestając się szczerzyć. Sztucznie się uśmiechnęłam i opuściłam dom moich przyjaciół.

_________________________________________________________________________________
 Leżałam bezczynnie na łóżku gapiąc się w sufit. To bez sensu, że zawsze kiedy chcę coś zmienić i już mi się to prawie udaje, czuję się inaczej niż zawsze, lepiej to wszystko szlag trafia. Dlaczego jestem tak pechowym człowiekiem?
- Scar kochanie, jesteś tu? - zapukała dwa razy w drzwi od sypialni moja mama
- No a kto inny.
- Wiedziałam przecież, ale nie chciałam tak wchodzić gwałtownie, bo wiem, że tego nie lubisz. - weszła do pokoju - Co będziesz dzisiaj robić?
- Zdychać na łóżku, a co? - uśmiechnęłam się pod nosem, a kiedy spojrzałam na nią zaczęłam się śmiać. - No co? Jakos nie mam już dzisiaj na nic ochoty.
- A ja wiem co możesz zrobić. Posprzątać ten syf w twoim pokoju, a potem możesz sprzątnąć jeszcze łazienkę i  wynieść śmieci. Ja jadę zawieźć twoja siostrę.
- Dobra, aż tak to mi się nie nudzi.
- Zacznij od twojej szafy. Pa! - krzyknęła na pożegnanie i wyszła.

To ciekawe, bo jestem przeważnie perfekcjonistką. Zawsze miałam czysto, w od różności do mojego brata. A ostatnio jakoś nie mam czasu i checi do tego aby zabrać się za to sprzątanie. No, ale przemogłam się i o dziwo szybko mi to poszło. Włączyłam sobie muzykę, która w sekundę ogarnęła cały mój pokój oraz mnie, bo tak się wciągnęłam, że nawet nie słyszałam dzwoniącego telefonu.
- Halo? - odezwałam się.
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z panną Scarlett Blue? 
- Przy telefonie. 
- Witam. Z tej strony Christina Payton. 
- Oo naprawdę? 
- No tak. Po pani reakcji domyślam się, że wie pani w jakiej sprawie dzwonię. 
- Oczywiście. To znaczy mam wielką nadzieję, że o to chodzi. - zaśmiałam się tym moim dziwnym śmiechem. Robie tak tylko wtedy kiedy się denerwuję. Jaka kompromitacja.
- Spokojnie, proszę się już tak nie stresować. Możemy się spotkać? 
- Naturalnie. Kiedy? 
- Jeśli pani pasuje to może być nawet teraz. 
- Dobrze. Możemy się spotkać w kawiarni 'Tommy'ego' ? Wie pani gdzie to jest? 
- Jasne. To znaczy tak. Mieszkam dosyć blisko. 
- To do zobaczenia. 
- Do zobaczenia. 

Rozłączyłam się i zaczęłam panikować. Biegałam po pokoju jak głupia znowu wyrzucając wszystko z szafy - moje porządki były akurat dzisiaj nie konieczne. Nie wiem nawet jak mam się ubrać. Christina to osoba, że tak powiem z wyższych sfer. Jestem w szoku, że do mnie zadzwoniła, nawet nie wiem czemu szukałam pracy w takiej reasturacji, przecież nie nadaję się tam. Chodzę jeszcze do szkoły... Może chce mi powiedzieć, że mnie nie przyjęła. Ugh! Zamknij się idiotko!
Ubrałam białą zwiewną sukienkę, moje balerinki i wyszłam z domu w miarę ogarnięta.
Czekałam w kawiarni w kawiarni już prawie piętnaście minut. Zamówiłam sobie koktajl i czekałam dalej, tracąc powoli nadzieję na cokolwiek.
- Scarlett? - z moich myśli wytrącił mnie kobiecy głos, którego nie poznałam.
- Pani Christina! - wstałam gwałtownie podając dłoń już znanej mi kobiecie.
- Czy możemy mówić sobie po imieniu?
- Scarlett.
- Christina, miło mi. - Kobieta zdjęła z głowy duży kapelusz, odkładając go na stolik. - Nie chciałam ci mówić przez telefon, bo to tak nie ładnie - uśmiechnęła się, pokazując przy tym swoje piękne, śnieżnobiałe uzębienie. Christina jest wysoką blondynką, może przed czterdziestką. Jak zawsze bardzo elegancka. - ...I chciałam cię lepiej poznać, dowiedzieć się jaka jesteś.
- Yy ja...
- Scarlett! Przestań się tak stresować. Ja nie gryzę - poraz kolejny zaczęła się śmiać. - Nie musisz się zachowywać jakbyś była inną osobą. Masz być sobą. Nie toleruję w mojej firmie czegoś takiego, rozumiesz?
- To znaczy, że dostałam tą pracę?
- No jasne! - Kamień spadł mi z serca.
- No dobrze, będę się zachowywać normalnie. Po prostu się trochę denerwowałam, bo nie spodziewałam się, że w ogóle zadzwonisz do mnie. I ... Naprawdę ma tę pracę?
- Tak, ile razy mam jeszcze powtarzać?
- Naprawdę dziękuję. Myślałam, że nie nadaję się...
- To się okaże. Wiem jak to jest szukać pracy kiedy tak naprawdę nie ma się jak narazie nic i daję szansę takim osobom. Mamy już tam taką jedną. Jest bodajże w twoim wieku albo nawet młodsza.

Rozmawiałyśmy się jeszcze tak z dobrą godzinę. Dużo mi opowiedziała o samej restauracji, o sobie, o tym czym się jeszcze zajmuje. A ja jej opowiedziałam o sobie. Jutro jest mój pierwszy dzień w pracy, mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie.



Kiedy wracałam do domu było już ciemno. Nie wiem nawet, która byłam godzina bo rozładował mi się telefon. Zasiedziałam się u Vanessy i straciłam poczucie czasu. Byłam trochę przerażona, bo ulica, która prowadziła prosto do mojego domu nie była zbyt dobrze oświetlona, a mieszkałam prawie na jej samym końcu. Tym bardziej nie lubię wracać sama po ciemku.
Szłam sobie spokojnie, starając się myśleć o czym kolwiek oprócz tego, że miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Odwróciłam się kilka razy, ale nikogo nie było.
- Buu!
- Aaa! - krzyknęłam spanikowana, bo ktoś złapał mnie od tyłu i uderzyłam z łokcia w  brzuch.
- Au! Scarlett to ja - puścił mnie i złapał się za brzuch
- Ross? Pojebało cie?!
- Mnie? Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna.
- A co miałam zrobić do cholery?! Ewidentnie słyszę, że ktoś za mną idzie, nie widzę tej osoby i ktoś nagle napada na mnie od tyłu. Kurde to mógł być jakiś zboczeniec! I jak ja bym wtedy skończyła co?!! Znaleziono by mnie martwą, zgwałconą na środku ulicy, albo nie! W najgorszym razie nikt by mnie nie znalazł! - mówiłam tak szybko jak nigdy, to z tej paniki. On podszedł bliżej ostatkami sił, przyciągnął do siebie i pocałował. Była tak zdezorientowana tą całą chorą sytuacją, że dałam się ponieść na chwilę pocałunkowi...
- Ross! - odepchnęłam go
- Co znowu? - spojrzał na mnie, najwidoczniej wkurzony, że przerwałam tą słodką chwilę.  - Ej no dobra przepraszam, zę tak zrobiłem, ale czemu idziesz sama?
- Jestem dorosła?
- Co z tego?
- Chcesz się teraz o to kłócić?
- Ja mam czas - uśmiechnął się
- A ja nie, więc wybacz ale już sobie pójdę.
- Czekaj - chwycił mnie za rękę - Co się stało?
- Nic. Naprawdę muszę już iść.
- Dobrze, ale mieszkamy po sąsiedzku, więc możemy iść razem.
- Okay.
- To mów co u ciebie?
- Nic takiego. Dostałam pracę w restauracji. Narazie do końca wakacji  a potem może na weekendy.
- To się cieszę.
No i zaczęłam mu opowiadać wszystko poklei. Nawet fajnie się nam gadało... Nie zauważyłam kiedy złapał mnie za rękę
- Myślałem, że pojedziesz z nami w trasę.
- Jak to? - zatrzymałam się. I tak byliśmy już przed domem
- No przyjaźnisz się tak z Rydel...
- A to chodzi tylko o Rydel? Nie rozmawiałam z nią o tym. Wydaje mi się, że sama by mi o tym coś wspomniała.
- No ja też chcę żebyś jechała Scar - Znowu przysunął się do mnie.
- Naprawdę Ross? - spojrzałam mu prosto w oczy,a on spiął się tak nagle, nawet nie wiem dlaczego.
- No ta tak. - przycisnęłam go bardziej do siebie, także poczułam pewną wypukłość na jego spodniach. Moje usta powędrowały w kierunku jego szyi. Zatopiłam je w tym miejscu,a chłopak chwycił mnie jeszcze mocniej. Przyłożyłam usta do jego ucha i szepnęłam do niego:
- Oj chyba nie Rossy. - odsunęłam się od chłopaka, krzyżując ręce na piersi.
- Co jest? Czemu przerwałaś?
- Robisz ze mnie idiotkę? Mówię ci poraz kolejny, to że miałeś ten cholerny wypadek nie znaczy, że możesz się mną bawić jak lalką, tylko dlatego, że cię kocham. A właściwe to nie wiem już co czuję.
- Uspokój się! O czym ty w ogóle mówisz?
- Naprawdę nie wiesz? Nie bede ci tłumaczyć... I nie mów, że chcesz żebym jechała. Sarah jedzie to ci chyba wystarczy. Muszę iść, pa. - Nie czekałam nawet na reakcję blondyna. Weszłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
________________________________________________________________________________

~Olivia~ 





piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 54

Wybiegłam z pokoju chłopaka tak szybko jak tylko potrafilam, zostawiając go oczywiście samego, całkowicie zdezorientowanego za pewne. Szczerze mówiąc mogłam zachować trochę spokoju, ale jak to ja, spanikowałam.
Udałam się do łazienki, żeby się ubrać i w razie czego miałam również łatwą wymówkę. W szybkim tempie założyłam na siebie ubrania, które zdążyłam w pośpiechu chwycić. Wzięłam wszystko oprócz moich różowych stringów, które pewnie teraz leżą gdzieś w pokoju Ross'a.
Uchyliłam lekko drzwi, żeby sprawdzić czy nikogo nie ma na horyzoncie. - Droga wolna! Chciałam wejść do pokoju blondyna, ale usłyszałam kroki i czyjiś donośny głos. To Rocky.
Weszłam z powrotem do łazienki, zostawiając trochę uchylone drzwi, w celu obserwowania całej tej sytuacji.
Rocky oczywiście nie szedł sam. Był z nim również Ell i na moje nieszczęście, zżarła ich ta cholerna ciekawość i musieli zajrzeć do sypialni swojego braciszka.
- Co ty robisz Ross?  - odezwał się jeden z nich
- Yyy... Leżę, nie widać?  - Wyszłam z łazienki i podeszłam trochę bliżej, żeby lepiej słyszeć całą tą rozmowę, a potem szybko znaleźć się na dole, tak gdyby nigdy nic.
- A co to jest? - zaśmiał się Ell. Z tego co udało mi się zobaczyć, chłoipak podniósł z podłogi mojego stringi. Jedyne co zdążyłam zrobić to walnąć się w czoło. A potem po cichu zbiegłam na dół. I tak nikt oprócz Ross'a nie wiedział, że tu jestem, więc miałam nadzieję, że mi się upiecze.

- Scarlett? - odezwała się Rydel, na którą dosłownie wpadłam, zbiegając ze schodów.
- O hej Delly! Co ty tu robisz?
- Mieszkam. Kiedy przyszłaś?
- Nie dawno. Byłam w łazience.
- Czemu na górze?
- Umm... - I właśnie w tej chwili zbieli chłopcy.
- Przestańcie mnie wypytywać, bo i tak wam nie powiem! - krzyczał rozgniewany Ross
- O co tu chodzi? - powiedziała dziewczyna - I czemu ty trzymasz te majtki w ręku?! - wskazała na Rocky'ego, który trzymał w ręku moją własność.
- Ross miał koleżankę dzisiaj u siebie i nie chce powiedzieć kogo.
- Może to ta blondi! - krzyknął nagle Ellington
- Niee. Co was to obchodzi?! - zdenerwował się jeszcze bardziej, co chwilę spoglądając na mnie
- Rocky! Co ty robisz do jasnej cholery?! - wpadła wkurzona Vanessa - Jednak się z nią spotykasz?! Ty kłamco! - To my nic, że chłopak nie zdążył nawet odpowiedzieć. Dziewczyna rzuciła w nim ręcznikiem, który trzymała w ręku i wyszła z trzaskiem drzwi z domu.
- Kurwa! Dzięki Ross - spojrzał z wyrztem na brata  - Kochanie, to nie tak! Zaczekaj! - I pobiegł za swoją dziewczyną.
H- O co tu chodzi Ross? - dopytywała siostra
- Yy... Nieważne. To moje prywatne sprawy! - zdenerwowany poszedł do salonu rozglądając się na kanapie.


Razem z Rydel udałyśmy się do kuchni. Dziewczyna dość dużo czasu spędza w tym pomieszczeniu.
- O czym myślisz Scar?
- A o niczym wiesz...
- Mhm... - popatrzyła na mnie i usiadła na przeciwko - Mów o co chodzi.
- A bo... Nie mogę znaleźć pracy - skłamałam
- Kochanie, znamy się nie od dziś. Porozmawiajmy szczerze - posłała mi uśmiech
- Te majtki, które były w pokoju Ross'a były moje...
- Co? Ale jakim cudem? - otworzyła buzię z wrażenia
- Ja naprawdę nie wiem jak to się stało. Chciałam zapomnieć, zmienić swoje życie i robić tak żeby było jak dawniej. Nie wiem co sobie myślałam...
- Kurde!  Ale co się stało?!
- Gdyby nie wy to przespałabym się z twoim bratem. Byliśmy w połowie drogi - zaśmiałam się
- Naprawdę? - Kiwnęłam głową.
- Tylko nie rozumiem dlaczego... Dlaczego on to zrobił.
- Jak to on?
- A myślisz że to ja go zaciągnęłam do łóżka?
- Wiesz... Z tobą to różnie bywa - wytknęła język do mnie
- Bardzo śmieszne. To on zaczął mnie podrywać i mnie dotykać i mówić czułymi słówkami... I wiesz co Delly? Przez chwilę to nawet czułam się jakby nigdy nie było tego pieprzonego wypadku.
- Może przypomniał sobie.
- Niee... To wyglądało by inaczej.
- Porozmawiaj z nim. A teraz to zmiana tematu. Napijmy się tak porządnie!
- Noo! Teraz to mówisz konkretnie. - uśmiechnęłam się i przybiłam jej piątkę.

Siedziałysmy w salonie na kanapie i kończyłyśmy pić butelkę wódki. Na podłodze leżało kilka pustych puszek po piwie a my śmiałyśmy się sama nawet nie wiem z czego. Ale Ja długo tak dobrze się nie bawiłam. Jeszcze wcześniej dołączyła do nas Vanessa, która pokłóciła się z Rocky'm i chciała troszeczkę odreagować. Tak czy inaczej było wesoło.
- Ross! - krzyknęła Rydel, widząc swojego młodszego brata jak po cichu przemyka się przez korytarz, udając że nas nie widzi.
- Jezu Chryste! Alkoholiczki! - zaczął się głośno śmiać.
- Daj spokój! Wypij z nami! I przyprowadz z góry twojego obrażonego brata - dodała Vanessa
- Sama do niego idź i zrób mu dobrze. To może przestanie się fochać.
- Co ty taki wredny? - Spojrzał na mnie
- Taki już jestem. Idę do siebie... A wy postarajcie się nie upić do nieprzytomnosci.
- A idź! - krzyknęła Van, rzucając w niego poduszką. A ja skorzystałam z okazji i pobiegłam za chłopakiem na górę.
- Ross, Czekaj... - wolałam chłopaka, który wszedł akurat do swojej sypialni.
- Co jest? - stanął przed drzwiami i oparł się ręką o ścianę. Zdążył już zdjąć koszulkę. Co baskuda!  Zrobił to specjalnie.
- Mogę wejść? - Skinął ręką, zapraszając mnie do swojego królestwa. - Przepraszam cie Ross... Spanikowałam.
- Spoko. Przecież nic się nie stało...  - przewrócił oczami
- Chyba jednak się stało...
- Ale chyba można by to powtórzyć - posłał mi ten swój zabójczy uśmiech - To będzie taka rekompensata za to ze tak bezczelnie mnie zostawiłaś.
- Niech będzie! - Nie wiem czy to działanie sporej ilości alkoholu robiło ze mnie taka pewna siebie czy buzujące hormony w moim ciele, ale wiedziałam tylko jedno. Chciałam tego, bez względu na konsekwencje.

Nim zdążyłam się obejrzeć chłopak pozbył że mnie koszulki i szortów, które miałam na sobie. Ja w tym czasie zajęłam się szybko jego spodniami a następnie bokserkami, które właściwie od razu wylądowały na podłodze, razem z resztą ubrań.
Kiedy byliśmy już zupełnie nadzy, on nachylił się nade mną i zaczął delikatnie i czułe całować każdy milimetr mojego ciała. Od samego dotyku miałam dreszcze na całym ciele i czułam, że robię się mokra...
- Och, Ross...
- Cii, kochanie.
Jedną ręką masował moja pierś a drugą zjeżdżał w stronę mojej kobiecości. Nie wytrzymał długo... Spojrzał w moje oczy, uśmiechnął się uroczo a następnie rozchylił moje nogi, po czym gwałtownie wszedł we mnie, a ja wydałam niespodziewany krzyk, na co chłopak się zaśmiał.
- I o to chodzi skarbie. Jęcz....  Ale tak, żebyś nie obudziła reszty domowników - wyszeptał mi do ucha.
Zaczął się powoli poruszać. Robił to coraz szybciej i mocniej co doprowadzało mnie do szaleństwa. Zatopił się we mnie po już ostatnim pchnięciu, po czym ja opadłam pod nim. Nie miałam sił już kompletnie na nic. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
_____________________________________________________________________


Dziękuję za przeczytanie. Tak wiem miał być wczoraj, ale spoznilam się o jeden dzień. Tak jak Wam mówiłam jestem strasznie zabiegana a już za kilka dni szkoła. Coś strasznego mówię wam.
Ale dziękuję że jesteście ze mną. Nawet nie wiecie jak jest mi miło jak widzę wasze komentarze kiedy nie możecie się doczekać następnego rozdziału :) Pisze to tylko dla Was.
Ps. Kiedy komentujecie anonimowo proszę abyście się podpisali chociaż imieniem albo czym tym chcecie :)

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 53



  Sporo myślałam nad swoim życiem i ewidentnie stwierdziłam, że potrzebuję jakiegoś zajęcia, czegoś co pomoże mi zapomnieć o dotychczasowych problemach. I postanowiłam na te ostatnie trzy tygodnie wakacji znaleźć pracę. Taką, która nie specjalnie wymaga wysiłku i która może sprawiać nawet przyjemność. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że to będzie bułka z masłem, no bo Los Angeles jest ogromnym miastem i tak właściwie można tutaj znaleźć wszystko. Tak, więc nie ma nic prostszego.

- Matko! Nie mam pojęcia! - zaczęłam krzyczeć błagalnie, gapiąc się w ekran mojego laptopa
- Coś się stało córeczko? - I nagle w drzwiach pojawiła się moja mama. Jakie to dziwne, że wszyscy od razu się u mnie zjawiają.
- Nie, no coś ty... Wszystko jest okay - uśmiechnęłam się niewinnie, tak żeby tylko nie pytała za dużo. i najlepiej, żeby po prostu stąd wyszła.
- Nie możesz że mną normalnie porozmawiać? Jak matka z córką?
- Ja? Ja mam z tobą pogadać? - prychnęłam z zaskoczenia - Mamo, wybacz ale ja często chciałam z tobą pogadać o moich problemach... Na przykład o tym jak mi było ciężko w szkole, kiedy dużo osób się ze mnie naśmiewało. Gdzie byłaś wtedy? A no tak, wtedy byłaś zajęta praca, a jak nie tym to spotykaniem się z twoimi koleżankami. Także dziękuję ci bardzo za to 'matczyne' wsparcie. Ale tak jak wtedy to i teraz poradzę sobie sama - wstałam z łóżka i zostawiłam ją samą, totalnie zszokowaną w mojej sypialni.


Była bardzo ładna pogoda, dlatego postanowiłam wyjść na świeże powietrze i tam trochę logicznie pomyśleć. Wyszłam z domu, wzięłam mój miętowy rower z garażu, wrzuciłam do koszyka koc i moja torbę, w której naturalnie znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy - jak to w torebce każdej kobiety. No, więc udałam się spokojnie do parku, który był niedaleko mojego domu. Rzadko tam przychodziłam, a to takie ładne miejsce. Zostawiłam mój pojazd w miejscu przeznaczonym dla rowerów i poszłam w stronę dużego drzewa. Naprawdę było ogromne i przede wszystkim dawało cień, co także było plusem tego miejsca.
Położyłam się na kocu, a wokół mnie rozpościerał się piękny krajobraz. Wyciągnęłam z torebki słuchawki, mój telefon, okulary które od razu założyłam i żelki. Pod głowę podłożyłam sobie torbę. Było mi dzięki niej znacznie wygodniej. Zaczęłam w internecie przeglądać jakieś oferty pracy, ale tak samo jak to było w domu nic nie znalazłam.

- To nie może być takie trudne - wymamrotałam pod nosem
- Co nie może być takie trudne? - Wyjęłam słuchawki z uszu.
- Oo, cześć Rocky. Jak mnie tu znalazłeś? Śledzisz mnie? - patrzyłam na rozbawionego chłopaka.
- A po co miałbym to robić?
- Bo mnie uwielbiasz!
- O nie, wydało się. Tak...Jestem twoim fanem. - Wybuchliśmy śmiechem
- A tak serio to jestem z Vanessą na spacerze. Trochę się pogryźliśmy wczoraj i to taki przeprosinowy spacer, wiesz we dwoje ku zachodzącemu słońcu. To nic, że jest południe.
- Jakiś ty rozgadany - uśmiechnęłam się, próbując ogarnąć dokładnie o czym on mówi. Bo szczerze, mówiąc gada za szybko i niezrozumiale. - To gdzie jest twoja dziewczyna, Rocky?
- Gada z kimś przez telefon od jakiś 15 minut. A ja zauważyłem ciebie, więc pomyślałem, że podejdę i pogadamy sobie.
- No to siadaj - zrobiłam mu miejsce na kocu.
- A ty co tu robisz? W dodatku sama...
- A zawsze muszę być z kimś? Chciałam sama sobie posiedzieć i w ciszy pomyśleć.
- Scarlett - położył dłoń na moim ramieniu - Przestań cały czas rozmyślać o tym co się stało. Może pewnego dnia wszystko się zmieni? Musisz myśleć pozytywnie i postawić się w sytuacji Ross'a i ...
- O czym ty gadasz? - przerwałam mu - Ale ja nie myślę o tym. Spokojnie, pogodziłam się z tym już po ostatnim wieczorze na plaży... Nie wnikaj lepiej.
- Hejka - I zjawiła się Vanessa z dużym uśmiechem na twarzy - Rocky, szukałam cię.
- Gdzie? Byłaś kilka metrów dalej i widziałaś gdzie idę - zrobił zdezorientowana minę
- Nieważne. Przepraszam Scar, że nie odebrałam rano, ale miałam z Rocky'm poważną rozmowę, a potem zapomniałam.
- Spoko.
- A co ty tu robisz?
- Czemu o to pytacie? Czy dziewczyna nie może chociaż raz wybrać się sama do parku tak po prostu? I odpowiem na twoje kolejne pytanie. Nie, nie mam doła i nie, nie myślę ciągle o tym samym.
- A, no to nie mam więcej pytań.
- Szukam pracy, ale nie mogę nic znaleźć.
- Po co ci praca? Twoi rodzice mają chyba dosyć kasy. I tak dostajesz od nich na ciuchy i inne rzeczy... - odezwał się Rocky
- Ale ja nie chcę ciągle brać od nich kasy. Jestem dorosła i czas zacząć poważnie o myśleć o swojej przyszłości. Nie mam zamiaru być rozpieszczoną córeczką. Poza tym chciałam znaleźć sobie jakieś zajęcie.
- A co znalazłaś już? - zapytała dziewczyna
- Nic takiego. Wszędzie chcą osobę z jakimiś kwafikacjami czy czymś tam. Za duże wymagania mają...
- To gdzie ty szukałaś? I co to było? - zdziwiła się
- No w necie.
- Ale po co? Scarlett, nie dostaniesz takiej pracy. W necie ludzie zamieszczają takie rzeczy, bardziej z myślą o stałym pracownikach a nie pracy na wakacje.
- To jak ja mam znaleźć pracę?
- Chodzić po miescie i pytać? Na przykład restaurację - jako kelnerka albo w tych barach z drinkami na plaży. Albo możesz rozdawać ulotki.
- Serio? Nawet o tym nie pomyślałam, ciekawe czemu... No to muszę się ruszyć na miasto.
- Może ja też bym coś znalazła - zaproponowała
- Żebyś mogła podrywać innych facetów? - burknął chłopak
- Nie jestem tobą, kochanie.
- A czy ja podrywam chłopaków?
- Powiedzmy, że Ell się liczy. Ale wiesz że nie to miałam na myśli.
- Dobra, wiecie co fajnie się gada, ale nie mam całego dnia. Pójdę się rozejrzeć. Możemy się zobaczyć wieczorem Van.
- Wieczorem jestem u Lynch'ów to możemy tam się spotkać.
- Eee... Jasne, spoko. - Zawachałam się chwilowo ale co miałam zrobić. Przecież sama chcę żeby wszystko było normalnie. - To ja będę się zbierać. Do zobaczenia. - Wzięłam swoje rzeczy i poszłam po swój rower, którym w szybkim tempie znalazłam się w centrum.
_____________________________________________
   Do domu wróciłam gdzieś po czterech godzinach. Zdążyłam w tym czasie znaleźć kilka ofert pracy, zrobić zakupy i zjeść coś na mieście. Spotkałam nawet w jednym z lokali moja znajomą ze szkoły, która poleciła mi pewną kawiarnie, znajdująca się blisko plaży.
Tak jak mówiłam, zjawiłam się u Lynch'ów. Stałam i stałam przed drzwiami i dzwoniłam i nic. Chyba nikogo nie. Może jestem za wcześnie. Właściwie to nie wiadomo co Vanessa miała na myśli kiedy mówiła że wieczorem mam przyjść. Zadzwoniłam jeszcze jeden raz, a właściwie to tylko lekko zdążyłam położyć rękę na przycisku i w drzwiach ukazał się jak nie kto inny tylko Ross. W dodatku pół nagi Ross co mnie nieźle zaskoczyło. Możliwe że nawet byłam czerwona jak burak, bo czułam że moja twarz dosłownie się pali.
O mój Boże! Jaki on jest seksowny. Nie wiem jak długo tak się na niego gapiłam ale chyba go to rozbawiło.
- Wejdziesz do środka czy będziemy tak stać tutaj, a ty dalej będziesz mnie pożerać wzrokiem? -Nie powiedziałam nic, bo było mi po prostu wstyd. Uśmiechnęłam się i weszłam do mieszkania, omijając go dużym łukiem.

- Jesteś sam? - Błagam powiedz, że nie!
- Dobrze trafiłaś - uśmiechnął się - Bo jestem sam. Rydel jest na zakupach, a ta reszta to nawet nie mam pojęcia. Powinni niedługo być.
- To może ja przyjdę jak wrócą... - Skierowałam się w stronę drzwi.
- Nigdzie nie idziesz.
- Słucham? - skrzyżowałam ręce na piersi
- To znaczy miałem na myśli to, że...  O Jezu, Scarlett przestań mnie unikać! Przepraszam za to co ostatnio odwaliłem, sam nie wiem co mi się stało... Miałem za dużo wypite i... Nie miej mi tego za złe. - Zrobił tą swoją błagalną minę. A niech go szlag!
- No dobra, niech ci będzie.
- Mam pomysł. Poznajmy się na nowo.
- Hm... No dobra, może to się uda.

Może to dziwne, ale udało nam się dogadać i zaczęliśmy normalnie rozmawiać. I sama się sobie dziwię, ale pierwszy raz od nie pamiętam kiedy dobrze się czułam w jego towarzystwie. Z tego wszystkiego zapomniałam już co takiego w nim lubiłam najbardziej.

- Mam prośbę. Zrobisz coś do jedzenia? Nie jestem w tym dobry a zrobiłem się trochę głodny.
- Okay. A na co masz ochotę?
- Może gofry?
- Masz szczęście, bo akurat gofry robię bardzo dobre. - Zabrałam się przygotowanie ciasta. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty i zaczęłam miksować.
- Ross, możesz mi podać mąkę? - wyciągnęłam rękę do niego
- Trzymaj. - Podał mi ją. - Jak ty to zręcznie robisz. - Szepnął mi do ucha, tak że dreszcze przeszły po całym moim ciele.
- Ross, czemu chodzisz w samych bokserkach?  - Cholera jasna, znowu się rumienię!
- Bo tak się składa skarbie, że brałem prysznic a ty mi w tym przeszkodziłaś i tak się dobijałaś, że zdążyłem włożyć na siebie tylko to.
- Dobrze, że chociaż to - zaczęłam się śmiać
- Oj wiem, że chciałabyś żebym w tym momencie nie miał na sobie tych bokserek - objął mnie rękoma w talii. Od razu wyłączyłam mikser i odłożyłam, odwracając się twarzą do niego, tak że widziałam jego dzikie, pełne pożądania spojrzenie. Przełknęłam ślinę.
- Skąd ten pomysł?
- Widzę to w twoich oczach. Czerwienisz się i drżą ci ręce.
- To nic nie znaczy. Po prostu dziwnie się czuję jak się tak o mnie ocierasz i mówisz w taki sposób.
- To znaczy w jaki?
- No w taki... - Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć. Machnęłam ręką i przeniosłam się do salonu. Usiadłam na kanapie.
- A co z moimi goframi, królewno?
- Książę mi w tym przeszkadza.
- Czyli jednak cię podniecam? - nagle znalazł się przede mną.
- Chyba jest na odwrót - wskazałam wzrokiem na dość spore wypuklenie na jego bokserkach.
- Ale ja nie powiedziałem, że ty mnie nie podniecasz. Zresztą nie wiedziałem, że jesteś taka odważna, taka... Miałem wrażenie, że jesteś taka grzeczna dziewczynka, która nie zajmuje się takimi bzdurami.
- Byłam taka. Ale poznałam ciebie.
- To komplement?
- Zależy jak to odbierasz.
- Zadziorna jesteś - mówił, nie spuszczając wzroku z mojego.
- Wiem - wstałam z miejsca i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Na szczęście zdążyłam zrobić ciasto na gofry, które po chwili zaczęłam już smarzyć.
- Możesz mi pomóc posprzątać ten syf.
- Okay - wstał leniwie z kanapy
- Weź to, to i to - podałam mu kolejno, cukier, olej i mąkę - I schowaj na swoje miejsce.
- Dobrze, mamo... Albo wiesz co? Mam lepszy pomysł. - włożył rękę w opakowanie od mąki, a chwilę później jego zawartość znajdowała się na mnie.
- Co ci odbiło?! To moja ulubiona bluzka debilu!
- No już, uspokój się. To tylko mąka.
- Taki jesteś zabawny?
- Tak - zaczął się głupio szczerzyć - Ładna ta bluzka, ale tak między nami - zbliżył się do mnie i szepnął do ucha - To bez niej wyglądałabyś jeszcze lepiej.
- Zboczeniec! - odepchnęłam go -  Ja ci pokaże zabawę jak tak bardzo chcesz - wyłączyłam najpierw gofrownicę a potem wzięłam z lodówki mleko, którym porządnie oblałam chłopaka.
- Zimne! - wstrząsnął się. Nie był to raczej dobry pomysł, bo on wyrwał mi karton z ręki i wylał całą resztę na mnie. - Teraz to dopiero wyglądasz seksownie!
- Ross! Nie mam ciuchów na zmianę.
- Nie mieszkasz daleko.
- I co mam przyjść do domu i wytłumaczyć się mamie, tak: 'Mamo, mój napalony kolega wysmarował mnie mąka a potem oblał mlekiem. Czemu? Nie wiem, bo ma taki kaprys! ' Jak dzieci z przedszkola się zachowujemy!
- Jest wesoło!
- No może trochę... - zrobiłam nadąsaną minę
- Zaraz przyniosę Ci coś od Rydel. - Poszedł na górę, a ja poszłam za nim, bo i tak musiałam się trochę umyć i wytrzeć. Chłopak szukał jakiś rzeczy w szafie siostry a ja w tym czasie siedziałam w łazience i próbowałam zmyć z siebie to mleko. Zdjęłam bluzkę i rzuciłam gdzieś w kąt. Nie przyszło mi do głowy że może sobie tak po prostu wejść bez pukania do łazienki, a nawet jeśli to znamy się już nie od takiej strony. Zresztą nie jestem naga.
- Mam te rzeczy - otworzył szeroko drzwi, a ubrania, które miał w rękę upuścił na ziemię. - Ee... Myślałem że jesteś ubrana.
- Teraz ty się rumienisz. A ja nie jestem naga. - Podniósł z podłogi rzeczy i położył na półkę.
- No no, nie wiedziałem, że masz aż takie warunki!
- Wydaje mi się że jestem przeciętna.
- Ale robi wrażenie. Mam na myśli oczywiście całą twoja figurę, nie tylko piersi. - Podszedł bliżej, a ja nie wiedziałam czy mam uciekać czy zachowywać się normalnie, tak gdyby nigdy nic.
- Ross... - Chłopak położył jedną rękę na moim policzku, a drugą objął mnie w talii, tym sposobem przyciągając bliżej siebie. Słyszałam jak głośno oddycham, i czułam że jego serce bije znacznie szybciej. Musiało to dziwnie wyglądać. On nadal był w samych bokserkach a ja byłam ubrana jedynie w moje szorty i koronkowy, czarny stanik.
Czułam jak jego dłoń jeździ po moich plecach, powodując dreszcze na moich całym ciele, sprawiając mi tym samym przyjemność. Zbliżył usta w kierunku mojej szyi. Ale najpierw spojrzał mi w oczy, prosząc o pozwolenie. Kiwnęłam głową, zgadzając się. Nie wiem czemu to robię, ale coś we mnie mówi, że tego potrzebuję.
Momentalnie chłopak przyssał się do mojej szyi. Następnie zaczął ją całować i delikatnie kąsać. Miałam wrażenie, że moje nogi robią się jak z waty. Ross nic nie mówiąc wziął mnie na ręce i przeniósł do swojego pokoju.
- Tu będzie wygodniej - uśmiechnął się. Nic na to nie powiedziałam. Nawet nie mogłam zaprzeczyć. Byłam jak w transie.
Podszedł do mnie i chwycił mnie w talii. Odchyliłam głowę, żeby skończył to co zaczął w łazience, jednak on wziął mój podbródek tak że nim zdążyłam się zorientować jego usta znajdowały się już na moich. I teraz szybką decyzja. Ugh! Przestań tyle myśleć Scarlett! Poddaj się chwili. Chcesz tego! - Mówiła moja podświadomość. Od razu odwzajemniłam pocałunek, który z czułego zmienił się od razu w bardziej namiętny. Nie wiedziałam już nawet co się dzieje. Wszystko działo się tak szybko.
Blondyn zaczął rozpinać moje spodenki, które od razu ze mnie zdjął. A następnie rzucił się razem ze mną na swoje łóżko. Naturalnie nie przerywając pocałunku.
Znajdował się teraz nade mną, głośno dysząc. Jego członek mocno napierał na moje udo. Ponownie zabrał się za moją szyję, powoli schodząc w kierunku piersi. Natomiast jego rączka nie mogła się powstrzymać i z brzucha pokierowała w stronę mojej kobiecości, oczywiście nadal miałam na sobie majtki. Mimo to nie spodobało mi się to.
- Przestań Ross - odepnęłam go od siebie
- Przepraszam, ja nie chciałem się posunąć tak daleko. Kochanie jeśli nie chcesz to ja...
- Mój problem jest taki że ja nie wiem co ja chcę. Ale to się dzieje tak szybko...
- Nie będziesz żałować. - Szybko zmienił pozycje i zaczął mnie całować. Nie minęło może kilka minut a usłyszeliśmy na dole znajome odgłosy.
- Kurwa! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju do łazienki, zostawiając Ross'a samego.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Witajcie! 
Rozdział, miał być wczoraj, ale nie wyrobiłam się, dlatego jest dzisiaj. Trochę późno go dodaję bo cały czas pisałam i powiem szczerze, że włożyłam w niego całe swoje serce, przynajmniej na końcu. A jak wyszedł to już sami oceńcie. 
Wasze ostatnie komentarze mnie bardzo zmotywowały dlatego dziękuję. I oczywiście jeśli macie jakieś uwagi czy coś takiego to śmiało piszcie, bo pisze to dla Was i chce żeby wszystko było idealne.
To chyba wszystko. Nie potrafię powiedzieć dokładnie kiedy pojawi się następny, ale myślę że nie długo. 



~Olivia~

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 52




- To jest Sarah - powiedział Ross, kiedy do stolika podeszła dziewczyna. Miała krótko obcięte blond włosy, ciemną karnację i była ubrana w dość krótką - chyba zbyt krótką jasnoniebieską sukienkę, która doskonale podkreślała jej długie i zgrabne nogi. Nic dziwnego, że szczęka opadła wszystkim chłopakom w naszym gronie.
- Cześć - odezwała się w końcu.
- Kim jesteś urocza dziewojo? - zapytał Rocky. Vanessa groźnie na niego spojrzała, marszcząc brwi.
- Jeśli spróbujesz się do niej przystawiać i jeszcze jeśli raz tak powiesz źle się to dla ciebie skończy. Rozumiemy się? - powiedziana szeptem Vanessa do swojego chłopaka. I tak słyszałam, zresztą cala reszta zapewne tez. Jest konkretna.
- To moja koleżanka. Poznaliśmy się niedawno na planie - dodał Ross
- Jesteś aktorka? - zapytałam tak nagle
- Nie. Stażystką. - Jaka rozmowna dziewczyna. Czułam, że się we mnie gotuje. Czy to zazdrość?

Rozmowa trwała i trwała, a ja miałam wrażenie że ta ich przerwa nigdy się nie skończy. Wreszcie Riker wstał z miejsca.
- Ruszcie się. Przerwa się skończyła. Czekają na nas. - Alleluja!
Wszyscy wstali i chwilę później znajdowali się już na scenie, przygotowując się do dalszego występu. Oblała mnie fala ulgi. Od razu czułam, że nie przepadam za tą dziewczyną. Ale robiłam dobrą minę do złej gry. Wzięłam głęboki oddech i poszłam z dziewczynami na parkiet, chociaż udając że wszystko jest w porządku.
- I jak wam się podoba ta Sarah? - przekrzykiwała głośną muzykę Ally
- Zdecydowanie jest zbyt ładna - odparła Vanessa, wybuchając śmiechem
- Dobra skończmy o niej gadać. Po prostu udawajmy, żre nas nie obchodzi i dobrze się bawmy - dodałam po chwili. Miałam dość tego tematu.
- Dobrze się bawić? A co my niby robimy? - zaśmiała się brunetka. - To ty wyglądałaś przy stole jakbyś chciała komuś nieźle dowalić!
- Coo? Wydaje ci się, złotko - prychnęłam.
- Złotko? Tego jeszcze nie było.
- Scarlett, wszyscy widzą to że jesteś zazdrosna.
- Dobra, wiecie co? Nie da się z wami tańczyć. - machnęłam ręką na znak obrazy i poszłam w inną stronę.


Szłam wzdłuż brzegu. Musiałam trochę ochłonąć. I to dosłownie, bo od tych procentów zaczynało mi się kręcić w głowie i zrobiło mi się strasznie gorąco po tych tańcach. Usiadłam na ciepłym piasku. Na plaży, oprócz imprezowiczów, było widać już tylko pary, uroczo spacerujące. Nie dobrze mi się robiło od tego widoku.
- Oh mam dośc! - powiedziałam sama do siebie, po czym wstałam i lekko zachwiałam się.
- Az tak źle? - odezwał się jakiś głos za mną. Błagam żeby to był Ross. Błagam! Odwróciłam się na jednej nodze. Nie, to nie on.
- W sumie to nie jest aż tak źle. - Przede mną stał brunet, może trochę wyższy ode mnie, był dobrze zbudowany i jednym słowem mówiąc: przystojny. - Może być już tylko lepiej - uśmiechnęłam się zalotnie, knując w mojej główce chytry plan.
- Jestem Harry.
- Miło mi, Harry. - podałam mu dłoń. - Jestem Scarlett.
- I pewnie jesteś samotną dziewczyną, która nie ma co robić z życiem i przychodzi na plaże z myślą, że jakaś magiczna siła rozwiąże jej problemy. Mam racje?
- Aż tak to wyglądało?
- No i masz wypite.
- Z tym się zgodzę. Co do reszty, to nie do końca.
- To co cię tu sprowadza?
- Właściwie zostałam wyciągnięta tutaj przez moich przyjaciół.
- Ale jesteś sama.
- Wyszłam sobie na spacer. R5 ma tutaj koncert. - spojrzałam kilka metrów dalej - Który się już skończył.
- Jesteś dziewczyną Ross Lynch'a, tak?
- Tak. To znaczy nie. Nie wiem. Ja... To skomplikowane.. Chwila, skąd to wiesz?
- Nie żyje na pustkowiu - uśmiechnął się
- No tak. Nie, my nie jesteśmy razem już.
- Rozumiem. - I zapadła ta niezręczna cisza. - Widzę, że nie jesteś za bardzo w humorze, to może ja sobie już pójdę...
- Nie! To znaczy... Chodź ze mną na drinka. - Nic lepszego nie wymyśliłam, a on miał racje. Nie byłam w humorze. Nie mogę psuć sobie chwil swojego życia przez głupi wypadek Rossa.
- Jesteś pewna? Wyglądasz na niezdecydowaną?
- Tak, na pewno. Idziemy?
- Pewnie.

Udaliśmy się do baru. A po pół godzinie rozmawialiśmy ze sobą jakbyśmy się znali z parę dobrych lat.
- Scarlett, co ty tu robisz? - Nagle pojawił się Ross, nie wiadomo skąd. Dobrze, że chociaż nie było z nim tej dziewczyny.
- Rozmawiam z Harrym?
- Jest już późno, a my się zbieramy, więc chodź.
- No już już. - zaczęłam sączyć mojego drinka, żeby opróżnić całą szklankę.
- Scar!
- No idę już, poczekaj. - Dobra teraz albo nigdy. Niech poczuje co to zazdrość. - Dobra, to pa Harry. - mocno przytuliłam chłopaka i cmoknęłam go w policzek. Sama nie wiem czemu posunęłam się aż tak daleko ale to chyba wina tych drinków. - Idziemy Ross?
- Jasne. - Panowie wymienili się jeszcze wrogimi spojrzeniami, a potem zostawiliśmy Harrego samego w barze.

- Kto to był? - zapytał blondyn
- Harry.
- Skąd go znasz?
- Poznałam go dzisiaj.
- Kim jest?
- Kurde, musisz o wszystko pytać? Kim jesteś? Moją mama?  - Chyba trochę zbyt ostro go traktuję.
- Martwię się - zatrzymał się
- Że co kurwa! Martwisz? Myślałam, że masz na mnie kompletnie wyjebane!
- Czemu przeklinasz? Ty nie przeklinasz.
- A skąd ty to możesz wiedzieć, co Ross? - spojrzałam w jego zakłopotane oczy.
- Bo jeszcze nie słyszałem, żebyś przeklinała. Miałem wrażenie, że jesteś taką grzeczną dziewczynką.
- To źle ci się wydawało. Powiem ci coś. Idź sobie do tej twojej blond dziuni i zostaw mnie w spokoju. Byliśmy blisko, nawet bardzo, ale dużo się zmieniło. A to wszystko twoja wina, wiec daj mi w spokoju poukładać sobie moje życie na nowo! - wybuchłam płaczem.
- Nie płacz - wziął mnie w ramiona. Nie wiem, czemu go nie odrzuciłam. Chciałam to zrobić ale nie mogłam. Było mi tam tak dobrze. - Nie płacz skarbie. - Otarł łzy z moich policzków i skierował moją głowę tak, żeby nasze spojrzenia się spotkały.
- Co ty robisz?
- Ciii... - zaczął się przybliżać. Nie wiem czy tego chciałam. To się działo tak szybko... Zbyt szybko. Chciałam tego. Pragnęłam tego jak nic innego! I wtedy zobaczyłam ją. Tą dziewczynę z którą przyszedł. I przypomniało mi się co mówił mi dzisiaj. I to jak patrzył na Sarę.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go z wielkim bólem w sercu.
- Dlaczego? Myślałem, że tego chcesz...
- I co z tego że ja tego chcę? Ty myślisz, że jak mnie pocałujesz to będzie okay? Nie, Ross! Nie jestem zabawką, wiesz. Powiedziałeś mi dzisiaj, że możemy zostać przyjaciółmi. Nie obwiniam cie o to, że mnie nie pamiętasz, ale nie rób ze mnie idiotki! Znam cię za dobrze. Pamiętam jaki byłeś jak się poznaliśmy. Dlatego daruj sobie to wszystko i wracaj do Sary. - Łzy płynęły po policzkach strumieniami. Nie mogłam się powstrzymać.
- Scarlett... - złapał mnie za rękę
- Nie! - Puściłam go i pobiegłam w stronę sceny, gdzie juz od dawna wszyscy na nas czekali.
_________________________________________________________________________________

Drogi Pamiętniku! 
Leżę teraz w pokoju i zastanawiam się nad tym wszystkim co się stało. Jak to w ogóle możliwe? Chciałam się chociaż dzisiaj dobrze bawić. I tak po części było... Cudownie bawiłam się z Harrym. Był naprawdę przystojny i podobało mi się jego poczucie humoru. Mimo, że trochę go wykorzystałam, żeby wzbudzić zazdrość w Ross'ie. 
Czemu on chciał to zrobić? Czemu się tak dziwnie zachowuje? Tak bardzo chciałam go pocałować, poczuć się znowu tak jak wcześniej. Poczuć się kochaną. Poczuć, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu... Może nie powinnam mu przerywać? Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. I znowu jestem w kropce. Może to jakiś znak, że powinnam zacząć wszystko od nowa. Całe moje życie. Powinnam stawić temu czoło. Nie mogę chodzić cały czas smutna! Od jutra biorę się za siebie! 

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________



~Olivia~



piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 51

  Obudziły mnie krzyki. Przetarłam oczy i szybko zbiegłam na dół.
- Co tu się dzieje?! - wparowałam do kuchni.
- Myślałam, że będziesz miała już wszystko przygotowane. Oni będą za niespełna pół godziny! - krzyknęła z pretensjami mama
- No dobra, uspokój się wreszcie. Zachowujesz się jak dzikie zwierzę. Kto cię tak wkurzył?
- Nie interesuj się za dużo, skarbie.
  Przewróciłam oczami i ominęłam bez słowa, wychodząc z kuchni.

- Hola! A ty gdzie? Jesteś mi potrzebna! - chwyciła mnie za rękę i pociągnęła z powrotem.
- Oj mamo, w czym znowu?
- W przygotowaniu kolacji. No rusz się. - spojrzałam na nią z wyrzutem i zabrałam się za przygotowanie stołu a następnie pomogłam jej przy jedzeniu.
- Czy to wszystko droga mamo? - uśmiechnęłam się głupio
- Tak. Już mi nie jesteś potrzebna. Możesz iść do siebie.
- Taaaa... No, bo właściwie to ja mam już plany.
- Słucham? Myślałam, że chociaż ty nam potowarzysz.
- Oj przestań mamo. Nie jestem dzieckiem.
- Dobra to idź. - uśmiechnęła się do mnie, a ja ucałowałam ją szybko i pomknęłam do swojego pokoju.
Musiałam się trochę odświeżyć. Byłam już prawie gotowa do wyjścia. Założyłam koronkową sukienkę w kolorze pudrowego różu oraz wytuszowałam lekko rzęsy. Sama nie wiem dlaczego się tak stroje. Rydel nie powiedziała co prawda, że to jakaś uroczystość, ale rzadko robi kolację dla tylu osób. Spojrzałam ostatni raz w lustro i ruszyłam w stronę domu przyjaciółki.

- Witam panią Blue! - krzyknął Rocky, otwierając mi drzwi. - Co taką ładną dziewczynę tu sprowadza?
- Cześć Rocky. Przyszłam do was na kolację. I szczerze mówiąc nie wiedziałam co Rydel miała na myśli mówiąc 'kolacja', więc założyłam sukienkę i sama nie wiem czy nie przesadziłam, czy to nie za elegancko i w ogóle. - powiedziałam to na jednym oddechu.
- Wyglądasz ślicznie i wcale nie przesadziłaś.Wejdź. - skinął ręką, zapraszając mnie do środka.

Wchodząc do domu usłyszałam chichot oraz głośny śmiech jednego z chłopaków. Kiedy weszłam do salonu momentalnie zrobiła się cisza. Stanęłam jak wryta, gdyż nie miałam pojęcia czemu wszyscy tak na mnie patrzą.
- Cześć  - zaczęłam, a oni znowu zaczęli się śmiać
- Hej mała. - Riker podszedł do mnie i mocno przytulił. Następnie przywitałam się z resztą towarzystwa.
 Po kilku minutach wszyscy znajdowaliśmy się przy stole. Pierwszy raz od dłuższego czasu było mi dziwnie. Patrzyłam na dwie pary zakochanych gołąbków i robiło mi się cieplej na sercu, Rydel i Ell chyba już się pogodzili, bo cały czas ze sobą rozmawiają. A ja i Ross? No tak, nie znamy się. To była najbardziej drażniąca myśl, która prześladowała mnie podczas posiłku.
- Ej - szepnęła mi do ucha Vanessa - Co jest Scar?
- Umm... Zamyśliłam się trochę, przepraszam. Bardzo dobry indyk Delly! - zmieniłam szybko temat
- Wiem, bo ty mi pomagałaś dzisiaj słoneczko - puściła mi oczko - Chociaż ktoś się zlitował i przyszedł mi pomóc.
- Oj przestań już... Naprawdę przestań. - zrobiłam błagalną minę. Trochę nie swojo się czułam jak tak mnie komplementowala.

Po skończonej kolacji, pomogliśmy posprzątać i każdy poszedł w swoją stronę.
- Słonko, wszystko w porządku? - zapytała z troską Rydel
- Tak - opowiedziałam krótko
- No nie jestem taka pewna. Nigdy nie widziałam ciebie takiej tutaj. Może źle się czujesz?
- Jestem trochę zmęczona i boli mnie głowa, ale to przejdzie spokojnie.
- Mhm... Idź się połóż do mojego pokoju. Zaraz przyniosę ci gorącą herbatę - dodała z wielkim uśmiechem
- Jesteś kochana. - ucałowałam ją w policzek.
- Drobiazg.
- Będziemy mogły potem pogadać? Mam dziwne wrażenie.
- O czym? Jakie?
- Ross przyglądał mi się całą kolację. Nie wiem o co chodzi, dziwnie się czułam.
- Spodobałaś się mu!
- Rydel -  On mnie nie pamięta. Co z tego, że mu się podobam czy nie podobam? To jest Ross przed spotkaniem ze mną. Wiem jaki był. Mógł mieć każdą, każda mu się podobała. Pamiętam jak było.
- Oj już przestań. Nie przejmuj się tym chociaż dzisiaj. Idź się połóż a ktoś zaraz przyniesie ci herbatę. Możesz się nawet wyspać, bo za dwie godziny jedziemy na plażę. Mamy tam mały występ. Będzie magicznie! - mówiła jednym tchem, a oczy jej całe błyszczały. Uśmiechnęłam się i poszłam na górę.
Szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię, gdy nagle znalazłam się w ramionach Ross'a.
- Uważaj! - uśmiechnął się szeroko do mnie. Och ten jego uśmiech! - Szkoda takiej buzi.
- Nie wiem czy taka szkoda, ale dzięki za radę Ross. - odparłam zupełnie poważnie, chociaż w duchu skakałam jak małe dziecko cieszące się z ukochanej zabawki.
- Czemu nie jesteś na dole?
- Trochę źle się czuję i poszłam się położyć, ale mi przeszkodziłeś - przewróciłam oczami
- A rozumiem. - I tylko tyle? Myślałam, że ta rozmowa będzie trwała nieco dłużej. Przerwałam tą niezręczną ciszę.
- To ja już pójdę. - ominęłam go szerokim łukiem i weszłam do pokoju przyjaciółki.

Leżałam na łóżku i bezczynnie gapiłam się w akwarium, które stało na komodzie. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - To pewnie Delly z moją herbatą
- Hej! - zza drzwi wysunęła się blond czupryna. To on... Mam mdłości.
- Przyniosłeś mi herbatę? Jak miło. - uśmiechnęłam się tym moim sztucznym uśmiechem. O co tu chodzi?
- Tak, proszę bardzo - podał mi gorący kubek do ręki. - Znalazłem twoją bransoletkę - wyjął z kieszeni małą złotą bransoletkę z serduszkiem, na którym były wygrawerowane dwa inicjały: ''S&R''. Miał rację należała do mnie. I przypomniał mi się wtedy dzień kiedy ją dostałam...

"""""""""""""""
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin kochanie! - krzyknął Ross, całując mnie w policzek. 
- Myślałam, że zapomniałeś - uśmiechnęłam się niewinnie do niego, a moje policzki coraz bardziej przybierały na kolorze.
- No coś ty! Nigdy bym nie zapomniał. Wiem, że chciałaś, żeby twoje osiemnaste urodziny wyglądały inaczej. Przepraszam cię za to. Nie wiedziałem, że wypadnie mi wtedy praca... - urwał. 
- To nic. Ale jesteś teraz - złożyłam mu na ustach delikatny pocałunek. 
- To nie wszystko - poprowadził mnie na łóżko i nakazał usiąść. 
- Ross, co ty kombinujesz? 
- Sprawiam, żeby twoje urodziny były lepsze od tych, które sobie wymarzyłaś - kucnął przede mną, wziął do ręki moją dłoń i mocno zacisnął w swojej. - Jesteś dla mnie najważniejsza. Cholernie mi na tobie zależy Scarlett. - ucałował moją dłoń i spojrzał mi głęboko w oczy. - Przeprszam, że ten dzień wyglądał tak, a nie inaczej. Przepraszam, że robię rzeczy za które masz ochotę mnie zabić. I przepraszam za to, że tyle razy sprawiłem ci przykrość. Chcę, żebyś zapamiętała ten dzień, bo mam nadzieję, że będzie ich więcej. Kocham cię skarbie - spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami i mocno przytulił do siebie. Teraz siedziałam razem z nim na podłodze, w jego ramionach, w których czułam się tak bezpiecznie. Odchylił mi głowę tylko po to, żeby mieć lepszy dostęp do moich ust, które chwilę potem złączyły się razem z jego w namiętnym pocałunku.
- Ja też cię kocham - uśmiechnęłam się do niego a z mojego oka popłynęła łza. 
- Nie płacz kochanie. 
- To ze szczęścia, spokojnie. 
- Mam dla ciebie prezent. 
- Ross... Mówiłam, że nic nie chce - skrzyżowałam ręce
- Mało mnie obchodzi twoje zdanie akurat w tej kwestii - wyjął z kieszeni spodni małe, różowe pudełko. - Wszystkiego najlepszego - podał mi je do ręki. Otworzyłam, a w środku znajdowała się śliczna, złota bransoletka z serduszkiem, na którym były wygrawerowane nasze inicjały. 
- Ross... Jest piękna! Dziękuję. - ucałowałam go, a on założył mi ją. - Bardzo mi się podoba. 
- Mam jeszcze jedną niespodziankę,która czeka na ciebie w moim ogrodzie, więc idź się przebierz i ruszamy. 
- Nic z tego nie rozumiem, ale brzmi ciekawie. 
- Dowiesz się na miejscu. Rusz się. 
- Okay. A czemu mam się przebrać? Sądzisz, że źle wyglądam? 
- Skądże znowu. Pięknie wyglądasz w dresach i koszulce z plamą po... - przejechał palcem po plamie i włożył go do ust - ...Po dżemie truskawkowym, ale miałem nadzieję, że włożysz tą koronkową sukienkę. 
- Hm... Chcesz mnie w niej widzieć? 
- Oczywiście. - uśmiechnął się złowieszczo - Żeby później ją kulturalnie z ciebie zdjąć. - Zaśmiałam się głośno. 

'''''''''''''''''''''''''''''''''

- To twoja bransoletka, prawda? - pomachał mi ręką przed oczami i wyrwał z moich myśli. 
- Yyy, co? Tak, tak to moja. - ocknęłam się - Ej, chwila. Skąd wiesz, że to moja bransoletka? - No właśnie, skąd on to może wiedzieć? Na chwilę obecną kompletnie mnie nie zna. A jak dobrze pamiętam zostawiłam ją w jego pokoju. 
- Domyślałem się. Co ona mogla by robić u mnie? Moja siostra raczej nie zostawia tam swoich rzeczy... To może ja już pójdę.  Odpocznij sobie. 
- Ross, zaczekaj. Przestańmy się dziwnie czuć w swoim towarzystwie. Wiem, że jest to dla ciebie nowe, to znaczy ja. Ja jestem dla ciebie nowa. Ale chyba musisz się nauczyć z tym żyć. Wiem, ze już nic nie zrobię żeby było tak jak kiedyś ale... - wzięłam głęboki wdech - Ale nie chce się czuć dziwnie w twoim towarzystwie. - O kurde, nie odzywa się! Chyba go nieco wystraszyłam. 
- Słuchaj Scarlett, gadałem z moją siostrą o tym. Wiem, że byliśmy razem czy coś ale ja naprawde nie pamietam tego. 
- Ale ja cie nie obwiniam. Obwiniam siebie za ten wypadek. 
- Czemu? 
- Bo się wtedy na ciebie wkurzyłam i nie wiem jak to sie stało, ale jechał samochod i uratowałeś mnie porzed nim... 
- Czemu byłaś na mnie zła wtedy? 
- Bo chciałam mieć święty spokój żeby wszystko przemysleć. Chciałam pomysleć o nas. Bo sprawy się wtedy trochę pokomplikowały... Niby byliśmy razem, ale nie byliśmy. I ty chcialeś do mnie wrócić i mi mówileś ze mnie kochasz i.. - ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiem jak to się stało, ale usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem, przysuwając do siebie
- Nie wiem co mam ci powiedzieć, ale nie płacz proszę. 
- Nie płaczę. - spojrzałam na niego. - Po prostu ciężko mi z tym co się stało. Nie musisz mnie ani przepraszać ani mi współczuć. Nic za to nie możesz, że tak się stało. Dajmy sobie już spokój z tym tematem. 
- Tak masz rację. Może później mi opowiesz o tym, co? 
- Jasne. - uśmiechnęłam się. 
- No to co? Jestem Ross - podał mi rękę
- Scarlett. 
- Czyli co teraz możemy się poznać od nowa i zaprzyjaznić nawet - mowił z szerokim uśmiechem na twarzy. Mój natomiast był sztuczny.
- Tak... 
Do pokoju weszła Vanessa, trochę zdziwiona widokiem który zobaczyła. 
- Przeszkodzilam? - puściła mi oczko
- Nie! - odparłam i groźnie na nią spojrzałam
- No to ruszcie się! Macie koncert na plaży. Zaponniales Ross? 
- Już idę! -zerwał się i wybiegł z pokoju. Zostałyśmy same. 
- Nie patrz tak na mnie Van. Nic z tego nie będzie... On nic nie pamięta. Ale chce przyjaźni.
- Oo szczęściara z siebie - opowiedziała sarkastycznie i wybuchła śmiechem.

   Pół godziny później znajdowaliśmy się całą paczką na plaży. Trzeba było jeszcze wszystko przygotować. Zespół rozłożył na scenie swój sprzęt i rozpoczęli próbę. Natomiast ja, Vanessa i Allyson poszłyśmy przejść się po plaży. Cała impreza rozpoczynała się dokładnie za dwie godziny, ale bary były już otwarte. Wszystko wyglądało tam tak bajecznie, ponieważ akurat zachodziło słońce. Położyłam się na piasku, kładąc głowę na kolanach Ally.
- Jak się trzymasz, mała? - mówiła dziewczyna, głaszcząc mnie jednocześnie po głowie
- Nie taka mała - uśmiechnęłam się. - W porządku. Nie mam innego wyboru... A jak u ciebie? Bo przed moim wyjazdem było kiepsko.
- Miałam problem z oswojeniem się z myślą, że będę miała dziecko. Nie tak to sobie wyobrażałam. Ale nie miałabym odwagi ani usunąć ani go oddać.
- Wszyscy ci w tym pomogą. Nie jesteś sama. - przytuliłam ją i położyłam rękę na jej brzuchu.
- Dziewczyny! Znalazłam zajebisty bar! Dopiero dzisiaj jest otwarcie i dają darmowe drinki dla pierwszych klientów! - przybiegła Vanessa i powiedziała to tak szybko jak tylko potrafiła
- I założę się, że już zdążyłam wypić co najmniej dwa - krzyknęła Ally.
- Nieee?
- Wcale - prychnęłam.
- Dobra, chodźcie już.

Poszłyśmy za Vanessą. Wypiłam pół mojego drinka, bo szczerze mówiąc nie smakował mi, a drugie pół dokończyła Van. Poplotkowałyśmy trochę i ruszyłyśmy w stronę sceny.
- Gdzie byłyście? Zaraz zaczynamy! - krzyknęła Rydel, stojąc z założonymi rękami.
- Przejść się - odparłam. Specjalnie nie powiedziałam jej o tych drinkach, żeby jej nie denerwować za bardzo
- Okay - objęła mnie ramieniem i wzięła na bok - Patrz Scar.Tam mamy nasz stolik. - wskazała palcem tak dość duży stolik z kanapami i dwoma białymi parasolami. Wszystko wyglądało tak pięknie i uroczo. Wszędzie znajdowały się lampiony i pochodnie. Całkiem jak na Hawajach. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Piękny - powiedziałam rozmarzona.
- Taki dla vip'ów. Sama rozumiesz - zaczęła się głośno śmiać.

Koncert R5 trwał już od godziny, a ludzi przybywało z każdą chwilą coraz więcej. Zapomniałam jak to jest patrzeć na nich kiedy są w swoim żywiole. Byli fantastyczni! Bawiłam się wśród innych razem z dziewczynami i krzyczałyśmy tak głośno jak tylko się dało. Pewnie to skutek działania tych drinków.
Wreszcie zrobili przerwę. Byłam taka zmęczona.
- Jesteście świetni! -krzyknęła głośno Vanessa, opierając się o Rocky'ego.
- A ty chyba za dużo wypiłaś - powiedział, przytrzymując chwiejącą się dziewczynę.

Usiedliśmy wszyscy na nasze 'miejsce dla vip'ów'. Kelner z baru obok przyniósł nam nasze drinki i małe przekąski. Było tak fajnie. Pierwszy raz od wypadku świetnie się bawiłam i śmiałam się jak nigdy. Nawet mój kontakt z Ross'em poprawił się. Tak było do czasu...
_________________________________________________________________________________

~Olivia~



















poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 50



Drogi Pamiętniku! 

Dzisiaj oficjalnie stwierdzam, że nic nie wskazuje na to, żeby w moim życiu wydarzyło się coś dobrego. Czemu tak jest, że to zawsze na mnie spadają te nieszczęścia? Nie wiem. 
Myślałam, że wraz z rozpoczęciem się wakacji rozpocznę również nowe, spokojniejsze życie. Chciałam się cieszyć każdą chwilą. Nie przejmować głupimi problemami... No bo przecież życie ma się tylko jedno, prawda? Najwidoczniej tak się nie stało. 
Ten wypadek, który tak właściwie ja spowodowałam, był najgorszą rzeczą jaka mogła się wydarzyć. Chciałabym cofnąć czas i zobaczyć co by było gdybym wtedy się z nim nie pokłóciła. Może była bym teraz szczęśliwa? Może chociaż On by mnie pamiętał. 
_________________________________________________________________________________

  Otwieram oczy i trochę je przecieram. Delikatnie podnoszę się z łóżka. Sypialnia wypełniona jest ciepłymi promykami słońca, które aż prosi o to, żebym wreszcie wstała. Uśmiecham się sama do siebie, z niewiadomego powodu i spoglądam na ekran mojego telefonu - 10sierpnia | 10:25 a.m | 3 nieoderbrane połączenia| - O kurde! Zupełnie zapomniałam że umówiłam się z Rydel na 10! Ona mnie zabije! Nigdy nie potrafię się wyrobić na czas... A to ważne dla mnie spotkanie. 
Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam pędem do łazienki. 

***
  Przez ponad miesiąc nie widziałam się z nikim z rodziny Lynch'ów. Czasami tylko rozmawiałam z Rydel przez telefon. Czemu tak nagle się osunęłam od nich? Przecież są dla mnie jak rodzina... Ale po tym co się stało, po wypadku źle się czułam w ich towarzystwie, w towarzystwie Ross'a, który na mnie patrzył cały czas, ale co z tego skoro nawet nie wiedziałam kim naprawdę dla niego jestem. Czułam się jakby wszyscy obwiniali mnie za ten wypadek, no bo tak prawdę mówiąc ja sama siebie obwiniam. Dlatego korzystając z faktu, że są wakacje wyjechałam na miesiąc do mojej kuzynki do Włoch. Chciałam zostać dłużej, bo bardzo mi się tam podobało i nie tęskniłam za domem, ale Rydel powiadomiła mnie o lepszych wynikach Ross'a - ta wiadomość postawiła mnie na nogi i szybko wróciłam do domu. 
***

Jem śniadanie, które zrobiłam na szybko - czyli tosty od wczoraj posmarowane masłem orzechowym.
- Hej córeczko - do kuchni przyszła mama, ostatnio jest dziwnie radosna. 
- Cześć mamo. Trochę się śpieszę. 
- Tak wiem, Rydel była tu rano. - zaczęła się szczerzyć. 
- Jak to była tu? Dlaczego mnie nie obudziłaś?! - powiedziałam z wyrzutem. 
- Bo spałaś. A wiem dobrze, że byłaś na pewno bardzo zmęczona. No zresztą nic dziwnego. Jak ktoś rozmawia przez telefon do godziny 3:15. 
- Skąd wiesz że o takiej godzinie skończyłam gadać? 
- Dziecko, słychać cię było w całym domu. Chyba każdy zauważył o której była już cisza. 
- A no tak. Dobra już nie ważne, muszę iść. -wstałam, sprzątnęłam po sobie i ruszyłam ku drzwiom 'zbawienia'. 
- Ej ej ej! - krzyknęła, wychylając głowę zza ściany - Masz być na godzinę w domu. 
- Słucham? Dlaczego tak szybko? 
- Ja idę do pracy, a twojego rodzeństwa nie ma, tak samo jak i twojego ojca. A ty jesteś w domu, dlatego musisz posprzątać cały dom, a przede wszystkim swój pokój. Mamy gości później. Zresztą zrobiłam ci listę wszystkiego. Miłego dnia córeczko. -głupio się uśmiechnęła i zamknęła za mną drzwi. 


   Po dziwnej rozmowie z mamą, wreszcie znalazłam się przed domem Rydel. Dzwonię dzwonkiem do drzwi i wciąż czekam. Dzwonię raz, drugi, trzeci... I tak chyba z osiem długich razy dzwoniłam - Kurwa! - krzyknęłam sama do siebie. Nagle usłyszałam, że nie jestem sama. Ktoś za moimi plecami bezczelnie się ze mnie śmiał. Nie odwróciłam się gwałtowanie, tak jak mam zwyczaj to robić, ale delikatnie obróciłam głowę za siebie, spoglądając na tajemniczą osobę.
- O cholera! - nie wytrzymałam i obróciłam się 'w całości'. - Ross? Co ty tu robisz? - Jesteś głupia Scarlett! Pytasz się chłopaka co robi przed swoim domem, jak to ty jesteś dla niego obca.
- No wiesz... - zarumienił się trochę.
- A no tak! Idiotka ze mnie. Przecież to twój dom... Nie pomyślałam. - Próbuję uśmiechnąć się szczerze, ale nie wychodzi mi to za bardzo bo pierwszy raz przy nim czuję się skrępowana. Nie wiem czy to dlatego, że nie widziałam go przez dłuższy czas, czy dlatego że palnęłam głupotę przy kimś kto mnie nie zna... O matko jak to dziwnie brzmi.
- Spokojnie. - uśmiecha się szerokim uśmiechem i 'obczaja' od góry do dołu, cały czas się uśmiechając.
 Dopiero potem zorientowałam się że mam na sobie dość krótką i obcisłą jak na mój wielki tyłek sukienkę. Rumienię się na samą myśl.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - przerwałam tą głuchą ciszę.
- Bo cię kojarzę.
 Teraz moje serce zaczęło walić jak szalone! Czyżby ten ciutek nadziei sprawił że uśmiecham się sama do siebie? Tak, zdecydowanie. Rydel miała rację!
- Oo, naprawdę? Skąd? - pytam, jakbym nie wiedziała.
- Byłaś w szpitalu i kilka razy u mnie w domu. - No i nadzieja zgasła, tak jak radość na mojej twarzy - Jesteś koleżanką Rydel?
- Przyjaciółką.
- Serio? Nie przypominam sobie, że moja siostra miała taką bliską przyjaciółkę.
- No widzisz, a jednak. Wiesz co, to ja może pójdę jej poszukać. - Unikam jego spojrzenia, bo nie chcę żeby widział moje rozczarowanie. Chociaż chyba zauważył.
- Ej? Wszystko okej? - pyta, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Taaa - spoglądam na niego ukradkiem i wycofuję się. Szybko wyciągam telefon z torebki i dzwonię do Rydel.

~Rozmowa telefoniczna~

- Cześć, Rydel. 
- Dziewczyno! Próbuję się do ciebie dodzwonić  od rana! Co ty do cholery robisz?! 
- Jejuś, Rydel tak cię przepraszam, ale zaspałam, potem mama mnie zatrzymała i jeszcze nie mogłam się do was dodzwo... 
-Dobra dobra! Żartuję sobie! Gdzie jesteś? 
-Noo... Byłam przed twoim domem ale poszłam sobie stamtąd... 
- Co? Nic nie rozumiem. Ja zaraz będę w domu, bo byłam na zakupach. Wejdź do domu, ktoś tam na pewno jest. Buziaczki. 


  Mam tam iść jeszcze raz? Oo nie! Nie chcę się znowu na niego natknąć. Albo chcę? Mózg wiruje mi od tych wszystkich pytań... Już wiem! Poczekam przed domem.


  Nie czekam długo, bo 10 minut później zjawia się blondynka. Parkuje samochód na swoje miejsce i wysiada z samochodu, mocno ściskając mnie.
- Delly! Duszę się! - krzyczałam.
- Przepraszam skarbie, ale tak bardzo się za tobą stęskniłam.
- Wiem, ja za tobą też! - przytuliłam się do niej
- To mów co u ciebie. Albo wiesz co? Wejdźmy najpierw do środka. - Weszłyśmy do domu. Dziewczyna odłożyła torby z zakupami do kuchni i poszła na górę się przebrać, a ja w tym czasie usiadłam sobie wygodnie na kanapie w salonie. Usłyszałam kroki.
- Cześć Scarlett! - to był męski głos. Moje serce zaczęło bić mocniej. Odwróciłam się i zobaczyłam Ell'a.
- Heeej.
- Co ty taka przygnębiona siedzisz? - spojrzał na mnie ze współczuciem i zajął obok mnie miejsce. - Wszystko okej? Długo się nie widzieliśmy.
- Tak, wszystko jest w porządku. No wiesz Ell, ja musiałam trochę odpocząć... - Spojrzałam na niego, próbując się uśmiechnąć, ale raczej go to nie przekonało. Może nie mam aż takiego znakomitego kontaktu z nim, ale on zawsze wie kiedy coś mi jest i potrafi mi pomóc.
- Wiem o co chodzi. Musiało to być dla ciebie straszne.
- Straszne? Jakbyś się czuł jakby dziewczyna, którą kochasz naprawdę kochasz, która jest dla ciebie wszystkim nagle i tak właściwie przez ciebie zapomniała kim dla niej jesteś? Burzy ci się cały świat... - Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Chłopak przetarł jedną z nich a następnie podał mi chusteczkę.
- Ej ? Wiem, że nie jest łatwo. Ale nie możesz się obwiniać, bez względu na to jak było. Lekarze mówią, że z czasem to ustąpi, bo inaczej wymagało by operacji czy czegoś tam. Nie martw się mała. - uśmiechnął się
- Dziękuję Ell, potrafisz zrozumieć i pocieszyć kobietę.
- A sam jej nie mam... - spojrzał akurat na Rydel wchodzącą do pokoju. - To ja może już pójdę. - Wstał i wyszedł z domu.
- Czemu tak nagle wyszedł jak przyszłaś? - zapytałam.
- Umm... Długa historia. Trochę się posprzeczaliśmy ostatnio. Ale to nic. Mów co u ciebie.
- U mnie? Nic nowego, opowiadałam ci wszystko wczoraj przez telefon, a myślę, że to co mówiłam Ellingtonowi przed chwilą słyszałaś? Mów o co się pokłóciliście.
- Dobrze, ale pomóż mi zrobić najpierw kolację.
- Jest wcześnie.
- Tak wiem, ale kolacje przyjeżdżają rodzice oraz dziewczyny moich braci i muszę coś przygotować. Ty również jesteś zaproszona.
- Dzięki, ale nie chce jeść kolacji w towarzystwie pewnej osoby...
- Przestań! Zachowujesz się jak Ell! Do jasnej cholery nie unikniecie tego! Nie pozwolę, żeby ta tragedia zabrała mi ciebie. Widzę cię tutaj o godzinie 20:00, rozumiemy się? -Spojrzała na mnie stanowczo.
- Tak. - zaśmiałam się. - Mów o co chodzi z tym Ell'em.
- Po prostu ja się w nim zakochałam, ale to głupie bo jesteśmy prawie jak rodzeństwo. Zresztą on cały czas gada o jakieś dziewczynie i ostatnio mu trochę wygarnęłam, nawet nie pamiętam już co, ale chyba się obraził. Zresztą jak widać...
- Zakochałaś się w nim?
- Nie tak głośno bo ktoś usłyszy!
- Nie mówię głośno.
- No zresztą nie ważne. Zabierzmy się za to jedzenie. - uśmiechnęła się lekko i zaczęła kroić warzywa.

  Kiedy skończyłyśmy przygotowywać kolację, udałam się prosto do domu, ponieważ kompletnie zapomniałam o poleceniu mamy. Posprzątałam calutki dom i miałam trochę czasu dla siebie przed kolacją. Położyłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam.
_________________________________________________________________________________



Witajcie Kochani! :) 
No więc trochę się przedłużyło dodawanie tego oto rozdziału, dlatego że miałam go już dawno napisane, ale zapomniałam wstawić. Trochę krótki, wiem wiem. To taki jakby przedsmak całej reszty. Niedługo powinien pojawić się następny. 
Mam nadzieję, że chociaż te moje wypociny Wam się spodobają. 

Dobrze, spadam się uczyć z polskiego :(( Trzymajcie jutro za mnie kciuki :) 

~Olivia~

















czwartek, 16 kwietnia 2015

Wracam

Witajcie Kochani! :) 

  Po komentarzach pod ostatnim rozdziałem zauważyłam, że wielu z Was myśli, że zapomniałam o tym blogu. Nic z tych rzeczy. Cały czas obserwowałam co się tam dzieje. No tak, ale co z tego skoro nie było mnie 'widać' ? Będę z Wami szczera. Jeszcze niedawno sama zastanawiałam się nad usunięciem tego bloga, no bo po co ma on w ogóle istnieć skoro nic nowego się na nim nie pojawia. Ale zrobiło mi się z drugiej strony przykro kiedy tak myślałam, bo kiedyś ten blog był całym moim życiem i poznałam tu wspaniałe osoby :) I dzisiaj coś we mnie pękło i doszłam do wniosku, że powinnam chociaż skończyć to co zaczęłam. 
Także biorę się ostro do roboty i piszę ten rozdział. 
Sama nie wiem dokładnie kiedy się pojawi, ale myślę że w weekend powinnam go dodać. I mam nadzieje, że moi kochani obserwatorzy i czytelnicy nadal tu są pomimo, że ja ich tak bezczelnie zlałam :( 
Dobra Kochani, nie będę się bardziej pogrążać. To tyle chciałam powiedzieć. To życzę Wam miłej nocy i miłego jutrzejszego dnia (w końcu piątek ! *.* ). 

PS. Słuchajcie, mam do Was jeszcze prośbę. Jeśli przeczytacie to dajcie jakiś znak w postaci komentarza obojętnie jakiego. Dziękuję. 



~Olivia~