poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 44

Strasznie mnie denerwujesz!

 Od przyjazdu do Tennessee minął dokładnie tydzień. Powiedzmy, że trochę już od tego wszystkiego ochłonęłam... Pobyt na wsi bardzo dobrze mi zrobił. Ale zaczynam tęsknić za rodziną i moimi przyjaciółmi...
- Scarlett, kochanie! - krzyczała ciocia z przed pokoju - Możesz zejść na chwilę?
Pośpiesznie zeszłam na dół.
- Co się stało? - zapytałam, zdejmując ręcznik z głowy
- Mogłabyś pójść do sklepu po zakupy, bo mamy pustą lodówkę, a wczoraj zapomniałam o tym...
- No pewnie, że pójdę! Trzeba było tak od razu. Tylko poczekaj, bo włosy muszę wysuszyć.
- Dobrze. Ja jadę do pracy. Będę przed 17.00 w domu. - powiedziała, zabrała torbę i jakąś teczkę z papierami i opuściła dom, zostawiając mnie samą.
- Wolność! - krzyknęłam do siebie, śmiejąc się głośno

***
Po wysuszeniu włosów, udałam się do wsi po zakupy. Szłam wąską ścieżką, podziwiając otaczający mnie krajobraz. Jestem tu tydzień, a nadal nie mogę się na to napatrzeć... W tylnej kieszeni spodni zaczął wibrować mój telefon. Wyciągnęłam go i odebrałam.
- Rydel?
- Heeeej! Wiesz jak ja za tobą tęsknię?
- Oo kochana, ja za tobą też! Strasznie mi was wszystkich brakuje!
- Na ile zostajesz?
- Sama nie wiem. Od przyszłego tygodnia idę do szkoły. Zobaczy się.
- Eh... Nie wytrzymam tyle!
- Dasz radę. A jak tam...?
- Ross? Dobrze. To znaczy już wszystko zaczyna się wyjaśniać z tą całą sprawą i w ogóle..Za godzinkę mamy próbę. Nie długo robimy trasę po Europie.
- Ooo to się cieszę. - moja twarz nie wiadomo z jakiego powodu trochę posmutniała
- Ej będzie dobrze! Nie przejmuj się nim narazie! Wiesz, że on cię kocha...
- Tak wiem, ale... - nagle zobaczyłam tego samego chłopaka co tydzień temu - Yy Delly przepraszam cię, ale muszę kończyć.
- Co się stało?
- Nic..Tylko zobaczyłam takiego chłopaka, który mnie strasznie denerwuje. I muszę się przed nim jak najszybciej schować...Yy to pa! - rozłączyłam się i schowałam za najbliższym drzewem...
___________________________________________________________________________________
W tym samym czasie - dom Lynch'ów
- Z kim rozmawiałaś? - zapytał Ross wchodząc do salonu
- Ze Scarlett.
- Co?! Czemu mnie nie zawołałaś?! - oburzył się chłopak
- A miałam? Nie możesz sam do niej zadzwonić?
- Yyy...
- No właśnie. Ale i tak długo nie gadała. Musiała kończyć, bo jakiegoś chłopaka tam zobaczyła i musiała iść, czy coś. Nie zrozumiałam jej... - blondyn otworzy szeroko oczy
- Słucham?! Jakiego chłopaka?! Co ty gadasz?!
- Uspokój się braciszku!
- Ale jak ona..Yy...Delly!
- Co?! Skąd mam to wiedzieć? Nic mi o nim nie mówiła. Sam się jej zapytaj...Ale nie teraz, bo robimy próbę. Chodź!
Ross i Rydel poszli do reszty grupy i zaczęli próbę. Po skończeniu udali się na miasto pozałatwiać różne sprawy. A mianowicie, Riker udał się jak zwykle do studia, Rocky z Ellem i Rossem chodzili bez celu po mieście, , a Delly siedziała w sklepie z butami...
___________________________________________________________________________________
  Szłam powoli chowając się za krzakami, żeby tylko pewna osoba mnie nie zauważyła...Chciałam przejść na drugą stronę i tu nagle...
- Ej! - krzyknął, a ja powoli się odwróciłam
- Co?! - odburknęłam
- No popatrz! Księżniczka! Cały tydzień cię nie widziałem. Gdzie się podziewałaś?
- A co to cię interesuje? Moja sprawa! A teraz wybacz, ale śpieszę się! - odwróciłam się i już chciałam iść ,ale chłopak chwycił mnie mocno za nadgarstek- Puszczaj!
- A  może trochę grzeczniej?
- Yy, chwila zastanowię się...Nie! Spierda**!
- Słuchaj...Nie wiem o co ci chodzi. Chciałem się grzecznie z tobą przywitać, a ty urządzasz mi tu jakieś awantury.
- Grzecznie?
- A co określenie 'księżniczka' nie jest grzeczne?
- Nie o to chodzi... Dobra, serio śpieszy mi się...
- Jakoś wcześniej ci się nie spieszyło jak chowałaś się za tymi krzakami. - zrobiłam duże oczy i chyba się nawet zaczerwieniłam
- Coo? Nie prawda...Jaa tylko... Zwiedzałam! Tak, zwiedzałam okolicę.
- Miastowa, a taka głupia...
- Nie jestem głupia! I skąd wiesz, że jestem z miasta?
- To widać. Po zachowaniu i tych głupich gatkach.
- Nie czepiaj się.
- Zresztą, moja mama przyjaźni się z twoją ciocią...
- Zaraz co?
- Zdziwiona?
- Dobra. Naprawdę nie mam ochoty na takie pogaduszki. Muszę iść.
- To powiedz jak się chociaż nazywasz księżniczko.
- Scarlett. - uśmiechnęłam się i pobiegłam w stronę sklepu
___________________________________________________________________________________
Kilka dni później
 Moja znajomość z Tyler'em (chłopakiem, którego jeszcze nie dawno próbowałam unikać) szła w dobrym kierunku. Nie ocenia się książki po okładce. Ja niestety tak go oceniłam... Po kilku dniach, które z nim spędziłam, zmieniam zdanie! Jest zupełnie inny! Co prawda czasem, eh no to za mało powiedziane. Zawsze! Mi dogryza...Ale naprawdę go polubiłam.
Dzisiaj chce mnie zabrać w jakieś tajemnicze miejsce. Nie chciał mi powiedzieć, dlatego nie wiem czy mam się bać czy cieszyć. To się okaże...
Wstałam z łóżka. Pobiegłam na dół po kilka tostów zostawionych przez ciocię. I szybko pognałam na drugi koniec wsi, gdzie czekał już na mnie Tyler.
- Jak zwykle. - odezwał się chłopak, opierając się o płot.
- Ale co? - odparłam, próbując złapać chodź trochę powietrza. Byłam strasznie zmachana, ponieważ przez całą drogę biegłam
- Spóźniona. Czy w Kalifornii nie mają takich rzeczy jak zegarek?
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne! Zawsze musisz być taki wredny?
- Dla ciebie zawsze i wszędzie! - uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem i ruszył w drogę
- Może tak łaskawie na mnie poczekasz?
- Jak się ruszysz to pójdę trochę wolniej.
- To ja nie idę! - spojrzałam na jego zdziwioną minę i usiadłam na kamieniu.
- To siedź. Cześć! - odwrócił się i poszedł dalej
- Że co?! - krzyknęłam, szeroko otwierając usta ze zdziwienia - Jak możesz mnie tak zostawiać? - oburzyłam się
- Normalnie. Nie widzisz?
- Niee?
- To twój problem. Ja idę...
- To idź! - udałam obrażoną i dalej siedziałam na tym zimnym kamieniu. Po około 10 minutach chłopak podszedł do mnie
- Co ty tu jeszcze robisz? Miałeś iść.
- Nie idę bez ciebie.
- To masz problem bo ja nie mam zamiaru z tobą iść.
- Nie denerwuj mnie! - spojrzałam na niego i znowu się odwróciłam. Tyler ostro się wkurzył. Wziął mnie na ręce i tak ze mną szedł
- Puszczaj!
- Nie chciałaś iść sama to ja pójdziesz ze mną.
- Nie! Nie masz takiego prawa! Jak to wygląda?!
- Przestań tak dramatyzować księżniczko!
- Nie mów tak do mnie! I puść mnie już do jasnej cholery!
- Rany...Jaka ty jesteś uparta!
- Ty też!
- Współczuję temu który kiedyś zostanie twoim mężem...
- Słucham? A to niby dlaczego?
- Jeszcze się pytasz? Przecież ty mu żyć nie dasz...
- Jesteś idiotą! Twojej żonie też nie będzie łatwo!
- A kto w ogóle powiedział, że będę żonaty?
- A co nie chcesz założyć rodziny?
- Tego nie powiedziałem...Nie wiem. Miałem już kiedyś dziewczynę, ale...Dobra zresztą nie ważne.
- No powiedz!
- Po prostu nam nie wyszło i tyle! Możemy zmienić temat?
- Nie! Sam go zacząłeś... Kochałeś ją?
- Kochałem? To mało powiedziane. Nie widziałem świata po za nią! Ale sprawy zaszły za daleko i...
- I ?
- Serio, nie chcę o tym gadać. Może kiedy indziej.
- Dobrze... Wiem coś o związkach. Zresztą już ci o tym mówiłam...
- Tak wiem. Cały czas mi o tym gadasz. Ten twój blondasek i w ogóle.
- Jesteś zazdrosny?
- Co!? Szczerze to mu współczuję. Chociaż teraz zazdroszczę bo ma od ciebie spokój. A nie tak jak ja.
- Jesteś naprawdę wredny.
- Oj przecież żartuję! Chodź tu! - podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale ja zaczęłam przed nim uciekać. Biegliśmy tak, aż wreszcie doszliśmy do małego jeziorka na ogromnej polanie pełnej pięknych kwiatów.
___________________________________________________________________________________
Los Angeles
 Rocky wraz z Rikerem i Rydel siedzieli w salonie. Rocky próbował pisać piosenkę, Rydel przeglądała katalog, a Riker siedział w papierach, których w sumie trochę było. Nagle do domu wparował zdyszany Ross.
- Co to kur** ma być?! - krzyknął i rzucił gazetą na stół tuż przed nos blondyna
- A co to jest? - zapytał zdezorientowany
- Gazeta! Nie widać?!
- Ej, ej! Ross! Uspokój się! - mówiła Rydel, uspakajając brata - Ross, co się stało, że jesteś taki zdenerwowany?
- Jeszcze się pytasz?! Myślałem, że to wszystko już się wyjaśniło. A tu nagle znowu coś! 'Ross Lynch to kobieciarz' Piękny nagłówek co? Mam już tego dosyć! Skąd oni biorą takie informacje?! Ja już w ogóle zdjęcia!
- Uspokój się! Wszystko zaraz się wyjaśni... - powiedział Riker
- W dupie mam te twoje słowa! Od dłuższego czasu jest tak samo! A to twoje ' Wszystko się wyjaśni' to możesz zachować dla siebie. Dlaczego uwzięli się tylko na mnie?! Scarlett na pewno już mi nie wybaczy jak zobaczy tą gazetę! Pewnie już sobie coś o mnie myśli...
- Ross! Mówiłam ci, że to wszystko wina...
- Przestań Rydel! To nie ona! Wszyscy tak się na nią uwzięliście! A to nie ona! Nie wiem nawet gdzie teraz jest, bo sobie wyjechała tak nagle. Obraziła się bo wszyscy tak po niej jadą!
- Nie wierzę! - krzyknął Rocky
- W co?
- W to, że po tym wszystkim ty nadal bronisz tej dziewczyny! Ross, do jasnej cholery zrozum wreszcie, że to wszystko przez nią! Przez nią sypnął się twój jakże śmieszny jak to wszystko związek! Ale nie! Ty masz to głęboko w dupie! Może gdybyś nie był wszędzie taki wyszczekany ludzie by cię inaczej postrzegali!
- Co ty teraz chcesz mi niby powiedzieć?
- To co słyszysz! Zacznij zachowywać się jak dorosły! - wstał i wyszedł z domu. Natomiast Ross stał jak słup soli, nie wiedząc co ma powiedzieć
- Ross, on ma w sumie trochę racji. Zastanów się naprawdę na tym wszystkim. - mówiła spokojnym głosem dziewczyna
- Nie będę się nad niczym zastanawiał! - zdenerwował się jeszcze bardziej i udał się na górę do swojego pokoju
- O matko... - Rydel załamała ręce i usiadła z powrotem, patrząc na Riker'a - A ty czemu nic nie mówisz?
- Bo to jest idiotyczne. Niech robi tak dalej... Ten zespół niedługo się przez niego rozpadnie.
- Przestań tak mówić Riker...
- Delly, czy ty nie widzisz co tu się dzieje? Nic już tego nie uratuje... Tylko Scarlett umiała mu pomóc. Ale teraz jest na to niestety za późno...
- Bez komentarza... - odezwała się dziewczyna, a następnie wróciła to poprzednio wykonywanej czynności.
***


Ross tylko na chwilę wszedł do swojego pokoju. Wziął gitarę i ruszył w drogę. Jechał, jechał i jechał gdzieś przed siebie. W końcu po kilku zakrętach w polne drogi, zatrzymał się w pewnym miejscu. Przeszedł gdzieś z kilometr i wreszcie doszedł na miejsce. Postawił gitarę pod drzewem i usiadł na tym samym miejscu. Zaczął coś brzdąkać, gdy nagle spostrzegł przed sobą czyiś cień...

- Whitney? - spojrzał na znajomą dziewczynę stojącą na przeciwko niego - Jak mnie znalazłaś?
- Jechałam za tobą idioto. Nawet nie zauważyłeś...
- Byłem taki zamyślony, że...Chwilunia. Co ty właściwie tu robisz? Myślałem, że wyjechałaś?
- Bo nie było mnie w LA przez tydzień. Załatwiałam sprawy w Nowym Jorku...Co, pewnie wszyscy myśleliście, że sobie tak nagrabiłam i od razu zwiałam?
- Ja tak nie myślałem...
- Przestań kłamać Ross! Nie oszukuj sam siebie...
- Ale ja...Słuchaj, wszystko mi się sypie. Moja dziewczyna mnie zostawiła, nie wiem co będzie dalej. Mój zespół się praktycznie rozpada... Nie wyrabiam!
- Jesteś słaby! Weź się w garść!
- Ja...Nie gadajmy już o tym dobra?
- Nie ma jak uciekać od problemów...
- Nie uciekam tylko sam już nie wiem jak temu zaradzić. Spróbuję najpierw uratować swój zespół, a potem zajmę się tą całą resztą.
- Typowy facet...
- Nie czepiaj się już. - szturnął ją lekko w ramię
- Idiota! - za to ona uderzył go z całej siły
- A to za co?
- A nie wiem. Lubię się z tobą droczyć.
- Osz ty! - wziął ją na ręce i zaczęła się kłótnia, która trwała dość dłuższą chwilę
- Dobra, koniec! Jak na dziewczynę to bijesz trochę za mocno!
- Ha ha. Taki mój urok kochany...
- Wiesz co, lubię to miejsce.
- Czemu?
- Bo tu pierwszy raz zgubiłem się.
- Coo? I co w tym jest takiego cudownego? - zaśmiała się
- I tutaj tak naprawdę zaczęło się to wszystko ze Scarlett. Było cudownie. Ona była cudowna. Idealna...
- W tym miejscu uprawiałeś z nią seks?! - dziewczyna zrobiła duże oczy
- Coo?! Niee... Mówię o tych innych chwilach... Jeszcze jej nawet tak dobrze wtedy nie znałem. I co miałem ją od razu w tych krzakach przelecieć?
- Wiesz...
- Nie jestem taki...
- Ale robiliście 'to' już?
- A co ciebie takie rzeczy interesują?
- Tak. - uśmiechnęła się szeroko
- Mam ci opowiedzieć swój pierwszy raz?
- A to z nią był pierwszy?
- Yyy nie?
- Boisz się przyznać?
- Dobra. To z nią był mój pierwszy raz. W święta.
- Ooo serio? Opowiadaj!
- Mam ci opowiedzieć swój pierwszy raz?
- Tak. Jestem twoją przyjaciółką. Możesz mi mówić o wszystkim.
- Ale tak z dokładnością?
- Idiota... Nie dokładnie. Nie jestem dzieckiem, wiem jak to wygląda.
- Aaa dobra już chyba rozumiem. No to było w święta. Nieźle się wtedy pokłóciliśmy. My mieliśmy koncert, a ona wyjechała do Bostonu do ciotki. I wtedy przyjechałem do niej i zaśpiewałem jej piosenkę, a ona się rozpłakała i pocałowaliśmy się. I później wszyscy razem, całą rodziną zjedliśmy kolację wigilijną. No i później siedzieliśmy razem w pokoju i tak to jakoś się stało...
- Wow... Zazdroszczę tej dziewczynie... Chwila. Robiliście to jak w domu byli jej rodzice, rodzeństwo i twoi rodzice?
- No w sumie tak.
- I nic nie było słychać?
- Nie wiem.
- O matko. W życiu bym się nie dała na takie coś.
- Bo jesteś za cienka!
- Wojna?
- Z tobą zawsze! - dziewczyna zaczęła uciekać, a następnie wróciła na wcześniejsze miejsce
- Jedziemy do domu? - zapytał chłopak
- Z wielką chęcią. Jestem już trochę zmęczona. - razem udali się do swoich samochodów
___________________________________________________________________________________
 
Heej Misiaki!
 To tak, żeby nie owijać w bawełnę, mam dla Was rozdział! Powiem znowu to samo. Przepraszam, że tak długo. Co prawda chciałam dodać w święta, ale kompletnie nie miałam czasu. A potem jeszcze te egzaminy. Ale jest już po wszystkim...
A w ogóle jak Wam się podoba ten rozdział? Jak dla mnie przejdzie. Nie myślę, że jest źle napisany, ale taki no nie wiem. Trochę pomieszany. Ale mam już pomysł na najbliższe kilka i już Wam mogę powiedzieć, że będzie ostro i dużo się pozmienia! 
To dziękuję, że jesteście. Kocham Was!

 
A to nowy bohater ~Tyler~ 
Niedługo będzie w zakładce. Ale jest śliczny! *.*
 
 
~Olivia~ 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 43

Nie można nad wszystkim zapanować w życiu...Ale można patrzeć przed siebie i decydować, gdzie iść dalej



Drogi Pamiętniku!
   Życie mogłoby wydawać się dla niektórym po prostu zwykłą bajką z księciem na białym koniu i pięknymi chwilami spędzonymi jako księżniczka, którą wszyscy kochają... to zwykłe kłamstwo! Czasami tak myślałam. Ale to były chwile, który trwały zaledwie kilka dni lub dzień. Było pięknie! I..Nagle czar prysł! ...Sama nie wiem dlaczego nawiązuję to wszystko do bajki. Może dlatego, że chciałabym tak czasem żyć? Ale kogo ja próbuję oszukać? Nic nigdy nie trwa wiecznie. Postanowiłam sama pokierować swoim życiem i rozpocząć je zupełnie od nowa. Sama! Przerwa od rodziny, przyjaciół, wrogów, a w szczególności od Ross'a, bardzo mi się przyda...Muszę od tego wszystkiego po prostu odpocząć, bo możliwe, że niedługo wyląduję w wariatkowie! Będę podążała według głosu mojego serca! I nic, ani nikt mnie nie zatrzyma...
_____________________________________________________________________________________
26 marca, obrzeża Los Angeles

  Siedziałam na trawie na jakieś łące... Było to moje ulubione miejsce. Rzadko tam przesiaduję, ponieważ od miasta położone jest dosyć daleko, ale od czasu do czasu warto odwiedzić to miejsce..tak czy inaczej siedziałam, a może już prawie leżałam na polanie, wpatrując się we wszystko co mnie co otaczało... Czułam się jakbym właśnie leciała. Moje ciało było takie lekkie. Wyobraziłam sobie wszystkie chwile jakie spędziłam w LA i wszystko co było zanim poznałam tą wspaniałą rodzinę. Dużo się zmieniło. Ja się przede wszystkim zmieniłam.... Z pięknego snu wyrwała mnie Rydel, krzycząc mi głośno prosto w ucho...
- Czyś ty kompletnie zgłupiała?! - spojrzałam na zdezorientowaną minę dziewczyny
- Uspokój się! Nie chciałam cię wystraszyć. - usiadła obok mnie i spojrzała przed siebie chcąc uniknąć mojego wzroku. Nie odzywałam się do niej przez około dwie minuty, po czym wybuchłam niepochamowanym śmiechem - A tobie co się teraz stało?- spojrzała ze zdziwieniem
- Wiesz, ja sama nie wiem! Tak jakoś... - chwilę później obie zaczęłyśmy się śmiać, wspominając dawne czasy
- Będzie mi tego brakowało...
- Czego? Mojej głupoty i tego, że zawsze musisz ratować mi tyłek przed zrobieniem tych głupot?
- Wiesz, że nie to mam na myśli. I ratowanie ci skóry to najprzyjemniejsza rzecz na świecie. Przynajmniej wiesz, że jesteś komuś potrzebna...
- Dell jak ty to robisz?
- Ale co?
- Masz czwórkę braci i jesteś jedyną, no nie licząc twojej mamy, dziewczyną w waszym domu. Skąd wiesz tyle o życiu? Nie przechodziłaś przecież aż takich ciężkich chwil...
- No masz rację. Nie miałam w życiu aż tak ciężko. Ale jeżdżąc dużo po świecie i widząc co się w nim dzieje, człowiek sam zaczyna dostrzegać ludzkie problemy i uczy się z nimi radzić. Nie muszę tego przeżywać, żeby wiedzieć co mam zrobić... A pomagając innym do tego otrzymuję nową wiedzę i doświadczenia życiowe...
- Wow...Nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak ty. W dobrym sensie oczywiście! Jesteś niesamowita Rydel!
- Oh już przestań tak mówić, bo się jeszcze wzruszę... Teraz pogadajmy o twoim wyjeździe...Co zamierzasz? Przecież nie możesz tak krążyć po świecie bez celu, po to żeby wywinąć się od Ross'a i wszystkich problemów...
- Rydel nie próbuję się od niczego wywinąć. Ja chcę po prostu odpocząć...A jeśli chodzi już o Ross'a to przede wszystkim on sam powinien sobie to wszystko przemyśleć. Wiem tylko, że nie potrafię mu zaufać. Już dałam mu jedną szansę. Stracił ją...
- Miłość jest trudna, ale nie możesz się tak łatwo poddawać.
- Ale ja jestem tym już wykończona... Myślę, że dla nas obojga będzie dobrze jak zrobimy sobie od siebie przerwę...
- Jak tam chcesz..Znasz moją opinię na ten temat więc już ci nie będę nic mówiła.
- Taaa...
- Ale wyślesz chociaż tą pieprzoną kartkę?
- Głupku ty mój! Oczywiście, że wyślę! - mocno ją przytuliłam do siebie
- Dzięki! Pamiętaj tu i tak zawsze będzie twój dom...
- Wiem...
___________________________________________________________________________________
Tymczasem, dom Lynch'ów
Ross siedział w swoim pokoju na łóżku z gitarą w ręku i coś nucił, co chwila zapisując zebrany tekst na kartce... - Nie chcę widzieć jak odchodzisz, nie chcę widzieć jak znowu chowasz swoją zwykle uśmiechniętą twarz w rękach, chcę żebyś poczuła to co wtedy,gdy zabrałem Cię właśnie tam..Oooho właśnie taamm... - nucił coś po nosem
- Nie! to jest bezsensu! - pogniutł kartkę i rzucił gdzieś za siebie
- Ej ej! Co ty robisz?! Tylko papier niszczysz! - oburzył się Rocky, wchodząc do pokoju brata - Ross, wszystko okey?
- Nie! Nic nie jest okey! Nie wiem po co każdy mnie się o to pyta! Przecież to chyba widać! Scar wyjeżdża, moja sprawa nadal się do końca nie wyjaśniła, a moje piosenki są beznadzieje! Jeśli to rozumiesz przez 'okey' to jasne spoko!
- Tylko zapytałem. Z tobą teraz nawet porozmawiać nie idzie...
- Wybacz Rocky... Sam nie wiem co się ze mną dzieje...Powiedz jak ty to robisz, że w ogóle nie kłócisz się z Van?
- A kto powiedział, że się z nią nie kłócę? Często się kłócimy, ale zawsze potrafimy wyjść z tego cało, że tak powiem...
- Przez moją głupotę poraz kolejny sprawiłem, że ona płacze. Nie wiem dlaczego wtedy zaufałem Whitney. Ale byłem głupi, a ona teraz wyjeżdża! I już mi nie wybaczy!
- Nie mów tak. Scarlett nie jest taka... Musisz dać jej czas. I sam się dla niej zmienić.
- Masz rację. Muszę poukładać sobie wszystkie sprawy, bo inaczej będzie ze mną cienko..
- Dasz radę stary...
___________________________________________________________________________________
30 marca 2014 - lotnisko
- Mam nadzieję, że tylko miesiąc? 

- Jesteś pewna, że chcesz lecieć? Przecież to tyle kilometrów od domu I w ogóle będziesz tam sama i...
- Mamo! Jestem prawie dorosła! Wiem, że się martwisz, ale nie jestem małym dzieckiem i przede wszystkim jestem rozsądna! - próbowałam uspokoić mamę, która moim zdaniem za bardzo dramatyzowała. Przecież nie wyjeżdżam nawet z kraju. Tylko na wieś i to jeszcze do cioci...
- No ja mam nadzieję córeczko... Jedziesz tam na miesiąc na razie i wiesz..
- Tak mamo. Wiem. Mam chodzić grzecznie do szkoły, ładnie się uczyć i uważać na siebie. Tak tak wiem! Napisałaś mi wszystko na kartce. Czy mogę już iść pożegnać się chociaż z przyjaciółmi? Bo naprawdę nie zdążę...
- Dobrze już idź...
- Dziękuję! - przytuliłam mamę, pożegnałam się jeszcze z tatą, bratem i siostrą i pobiegłam szybko do grupki moich kochanych przyjaciół
- No nareszcie! Co ta twoja matka tyle gada? Głodny się robię... - zaczął Rocky, na co Vanessa uderzyła go z całej siły w brzuch - Auuu! Za co?!
- Już ty dobrze wiesz kochanie.. - uśmiechnęła się zadziorczo
- Dobra przestańcie już. - odezwał się Riker
- Właśnie! - poparła Rydel - Będę za tobą bardzo bardzo tęskniła kochana! - mocno mnie przytuliła
- Ja ta tobą też! Ale to tylko miesiąc.
- Właśnie tylko miesiąc..
- No chyba, że...
- Scar?
- Nie wiem. Zobaczymy. Ale przecież wrócę. I tak już za wami tęsknię, a nawet nie wyjechałam.
- Ooo... - zaśmiał się Ratliff i udał, że się rozkleił
- Bardzo śmieszne!
- Dobra, skończcie gadać i żegnajmy się, bo samolot mi zaraz ucieknie. - pożegnałam się po kolei ze wszystkimi (trochę to trwało) i na końcu z Ross'em, który stał tak cicho i się w ogóle nie odzywał.
- Yyy dajcie nam chwilę. Odprowadzę ją.. - dodał nie pewnie i wziął mnie za rękę. Następnie staliśmy trochę dalej od reszty
- To... - zaczęłam, patrząc w jego piękne, brązowe oczy
- Scarlett ja...
- Mówiłeś już. Było minęło. Trzeba wszystko przemyśleć Ross. Dajmy sobie czas. Może po prostu nie było nam pisane...
- Nie mów tak. Dopasowaliśmy się jak nikt inny. Wiem, że to ja to wszystko zwaliłem i to moja wina. Ale naprawdę cię kocham.
- No ja wiem... Dobra to wtedy tylko do widzenia. - odwrócił się i chciał już iść dalej, ale z powrotem się odwrócił - Kocham cię. I nieważne co się stanie po twoim powrocie... - podszedł do mnie, a ja mocno się do niego przytuliłam - Nie chcę po prostu, żeby coś się między nami popsuło.
- Ja też...
- Wiesz, że teraz kocham cię dziesięć tysięcy razy mocniej, niż wtedy kiedy się poznaliśmy?
- Przestań...Bo zostanę.
- To zostań.
- Nie... Muszę odpocząć. I zacząć żyć własnym życiem. Też cię kocham, ale wiesz.. - nic na to nie opowiedział tylko podszedł do mnie i pocałował mnie.
- To ten ostatni raz. - i po prostu odszedł, a ja skierowałam się do sali odpraw
___________________________________________________________________________________
Kilka godzin później - Tennessee
 Po nie długim locie przez połowę kraju, wreszcie mogłam rozprostować nogi i wysiadłam z samolotu. Na lotnisku czekała na mnie taksówka, która z Nashville zawiozła mnie prosto do małej wioski, gdzie mieszkała moja ciocia Julie... Po przyjeździe na miejsce, ciocia przywitała mnie mocnym uściskiem i tą samą gadką - 'Jak ty wyrosłaś'... Eh... Następnie poszłam na górę się rozpakować i udałam się w miejsce gdzie często chodziłam, kiedy byłam małą dziewczynką.
Była to dość duża polana. Wokół pewno zielonych drzew przez które przedostawały się cieple promienie zachodzącego już słońca... Polana była ogrodzona małym młotem ze spróchniałych już desek. Za nią znajdował się jeszcze ogromny sad i mały staw...
Tak czy inaczej, pobiegałam na tą polanę i tam usiadłam. Siedziałam w tej głębokiej trawie, przyglądając się otaczającej mnie przyrodzie... Chwilę potem udałam się z powrotem do domu na kolację.... Po skończonym posiłku razem z ciocią poszłam do stajni nakarmić konie.. Zapomniałam jak to jest mieszkać na wsi. Jest tu taki spokój. Nie myśli się o żadnych problemach i przynajmniej nic ci o nich nie przypomina... Pod koniec dnia jeszcze pojechałam na przejażdżkę koniem po okolicy. Jechałam i jechałam i przez przypadek wpadłam na jakiegoś chłopaka, który jechał na rowerze...
- Uważaj jak jeździsz! - krzyknął chłopak
- Przepraszam! - chwilowo się przestraszyłam bardziej niż on - Chwila, chwila! To ty patrz jak jeździsz! Przecież mnie widziałeś!
- Oo przepraszam bardzo to ty chyba nie umiesz na koniu jeździć. Nie uczono księżniczki, że patrzy się na drogę? Droga jest dla rowerów i dla pieszych, a pole dla koni i obcych.
- Słucham?! Jakich obcych i jaka księżniczka?! Nie pozwalaj sobie tak! Nie znasz mnie! I w ogóle czemu ja z tobą nadal rozmawiam?... - odwróciłam się i chciałam już pojechać do domu, bo miałam serdecznie dość tego typa
- Haha no mówię, że księżniczka! Zachowujesz się jak dziecko! Ktoś na ciebie nakrzyczy to od razu wielka pani obrażona...
- Wcale tak nie jest!
- Nie? Sama chciałaś już iść, bo nie wiedziałaś co powiedzieć...
- Niee...Boo...Ja cię nie znam i nie mam ochoty z tobą rozmawiać. To ty jesteś rozpieszczonym bachorem! I nie wiesz jak się zachowuje wobec kobiet! Pfii w dupie mam takiego faceta...Nara!
- Taa. Idź już lepiej księżniczko! - uśmiechnął się parszywie - Aha i jeszcze jedno.
- Co!?
- Patrz jak jeździsz...Cześć!
- Mhm..Taa żyj! - krzyknęłam i udałam się w drogę powrotną
____________________________________________________________________________________

Heej! :* 
Wiem, wiem, że pewnie jesteście na mnie bardzo źli... I już z góry mówię, że bardzo bardzo przepraszam za to że przez prawie miesiąc nic nie dodawałam. Ale mogę się wytłumaczyć. Otóż, miałam małe, no to może za słabe określenie. No w sumie to duże problemy, ale już nie będę mówiła jakie bo to nie istotne... Po prostu przez te wszystkie problemy nie miałam czasu,ani nawet ochoty pisać, bo po prostu nie mogłam. Ciężko mi było po tym wszystkim dojść do siebie, ale jest już dobrze, chociaż problemy nadal się nie skończyły. 
Nie mam pojęcia kiedy dodam następny rozdział, bo za dwa tygodnie są egzaminy!!! Życzę powodzenia tym co piszą! Ja jestem załamana, bo nie wiem jak mam się uczyć, tym bardziej, że w szkole też nie jest łatwo..Ale jakoś trzeba przetrwać... Tak czy inaczej postaram się nadrobić wszystko na blogu. Mam już mniej więcej rozplanowane co będzie się działo przez najbliższe kilka rozdziałów. I planuję też zmianę wyglądu bloga, ale nie wiem ile z tego wyjdzie.
A jeśli chodzi już o sam rozdział to jak Wam się podoba? Według mnie ujdzie... Mógłby być lepszy. 
Tak więc Scarlett wyjechała. Pytania dla Was: Jak myślicie, czy Ross po jej wyjeździe się zmieni? I czy poznany przez Scar tajemniczy chłopak będzie miał duży wpływ na życie dziewczyny? 
Dobra to chyba by było na tyle. Ajć znowu się rozpisałam... To tak, przepraszam że tak długo musieliście czekać. Postaram się następny napisać w miarę szybko. I mam nadzieję, że dalej jest ktoś kto czyta tego bloga. Dlatego proszę o te komentarze. 
No to tyle. Dziękuję, że ze mną jesteście! Bo ten świat jest taki beznadziejny... 
Kocham Was mocno mocno! <33   



~Olivia~