wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 53



  Sporo myślałam nad swoim życiem i ewidentnie stwierdziłam, że potrzebuję jakiegoś zajęcia, czegoś co pomoże mi zapomnieć o dotychczasowych problemach. I postanowiłam na te ostatnie trzy tygodnie wakacji znaleźć pracę. Taką, która nie specjalnie wymaga wysiłku i która może sprawiać nawet przyjemność. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że to będzie bułka z masłem, no bo Los Angeles jest ogromnym miastem i tak właściwie można tutaj znaleźć wszystko. Tak, więc nie ma nic prostszego.

- Matko! Nie mam pojęcia! - zaczęłam krzyczeć błagalnie, gapiąc się w ekran mojego laptopa
- Coś się stało córeczko? - I nagle w drzwiach pojawiła się moja mama. Jakie to dziwne, że wszyscy od razu się u mnie zjawiają.
- Nie, no coś ty... Wszystko jest okay - uśmiechnęłam się niewinnie, tak żeby tylko nie pytała za dużo. i najlepiej, żeby po prostu stąd wyszła.
- Nie możesz że mną normalnie porozmawiać? Jak matka z córką?
- Ja? Ja mam z tobą pogadać? - prychnęłam z zaskoczenia - Mamo, wybacz ale ja często chciałam z tobą pogadać o moich problemach... Na przykład o tym jak mi było ciężko w szkole, kiedy dużo osób się ze mnie naśmiewało. Gdzie byłaś wtedy? A no tak, wtedy byłaś zajęta praca, a jak nie tym to spotykaniem się z twoimi koleżankami. Także dziękuję ci bardzo za to 'matczyne' wsparcie. Ale tak jak wtedy to i teraz poradzę sobie sama - wstałam z łóżka i zostawiłam ją samą, totalnie zszokowaną w mojej sypialni.


Była bardzo ładna pogoda, dlatego postanowiłam wyjść na świeże powietrze i tam trochę logicznie pomyśleć. Wyszłam z domu, wzięłam mój miętowy rower z garażu, wrzuciłam do koszyka koc i moja torbę, w której naturalnie znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy - jak to w torebce każdej kobiety. No, więc udałam się spokojnie do parku, który był niedaleko mojego domu. Rzadko tam przychodziłam, a to takie ładne miejsce. Zostawiłam mój pojazd w miejscu przeznaczonym dla rowerów i poszłam w stronę dużego drzewa. Naprawdę było ogromne i przede wszystkim dawało cień, co także było plusem tego miejsca.
Położyłam się na kocu, a wokół mnie rozpościerał się piękny krajobraz. Wyciągnęłam z torebki słuchawki, mój telefon, okulary które od razu założyłam i żelki. Pod głowę podłożyłam sobie torbę. Było mi dzięki niej znacznie wygodniej. Zaczęłam w internecie przeglądać jakieś oferty pracy, ale tak samo jak to było w domu nic nie znalazłam.

- To nie może być takie trudne - wymamrotałam pod nosem
- Co nie może być takie trudne? - Wyjęłam słuchawki z uszu.
- Oo, cześć Rocky. Jak mnie tu znalazłeś? Śledzisz mnie? - patrzyłam na rozbawionego chłopaka.
- A po co miałbym to robić?
- Bo mnie uwielbiasz!
- O nie, wydało się. Tak...Jestem twoim fanem. - Wybuchliśmy śmiechem
- A tak serio to jestem z Vanessą na spacerze. Trochę się pogryźliśmy wczoraj i to taki przeprosinowy spacer, wiesz we dwoje ku zachodzącemu słońcu. To nic, że jest południe.
- Jakiś ty rozgadany - uśmiechnęłam się, próbując ogarnąć dokładnie o czym on mówi. Bo szczerze, mówiąc gada za szybko i niezrozumiale. - To gdzie jest twoja dziewczyna, Rocky?
- Gada z kimś przez telefon od jakiś 15 minut. A ja zauważyłem ciebie, więc pomyślałem, że podejdę i pogadamy sobie.
- No to siadaj - zrobiłam mu miejsce na kocu.
- A ty co tu robisz? W dodatku sama...
- A zawsze muszę być z kimś? Chciałam sama sobie posiedzieć i w ciszy pomyśleć.
- Scarlett - położył dłoń na moim ramieniu - Przestań cały czas rozmyślać o tym co się stało. Może pewnego dnia wszystko się zmieni? Musisz myśleć pozytywnie i postawić się w sytuacji Ross'a i ...
- O czym ty gadasz? - przerwałam mu - Ale ja nie myślę o tym. Spokojnie, pogodziłam się z tym już po ostatnim wieczorze na plaży... Nie wnikaj lepiej.
- Hejka - I zjawiła się Vanessa z dużym uśmiechem na twarzy - Rocky, szukałam cię.
- Gdzie? Byłaś kilka metrów dalej i widziałaś gdzie idę - zrobił zdezorientowana minę
- Nieważne. Przepraszam Scar, że nie odebrałam rano, ale miałam z Rocky'm poważną rozmowę, a potem zapomniałam.
- Spoko.
- A co ty tu robisz?
- Czemu o to pytacie? Czy dziewczyna nie może chociaż raz wybrać się sama do parku tak po prostu? I odpowiem na twoje kolejne pytanie. Nie, nie mam doła i nie, nie myślę ciągle o tym samym.
- A, no to nie mam więcej pytań.
- Szukam pracy, ale nie mogę nic znaleźć.
- Po co ci praca? Twoi rodzice mają chyba dosyć kasy. I tak dostajesz od nich na ciuchy i inne rzeczy... - odezwał się Rocky
- Ale ja nie chcę ciągle brać od nich kasy. Jestem dorosła i czas zacząć poważnie o myśleć o swojej przyszłości. Nie mam zamiaru być rozpieszczoną córeczką. Poza tym chciałam znaleźć sobie jakieś zajęcie.
- A co znalazłaś już? - zapytała dziewczyna
- Nic takiego. Wszędzie chcą osobę z jakimiś kwafikacjami czy czymś tam. Za duże wymagania mają...
- To gdzie ty szukałaś? I co to było? - zdziwiła się
- No w necie.
- Ale po co? Scarlett, nie dostaniesz takiej pracy. W necie ludzie zamieszczają takie rzeczy, bardziej z myślą o stałym pracownikach a nie pracy na wakacje.
- To jak ja mam znaleźć pracę?
- Chodzić po miescie i pytać? Na przykład restaurację - jako kelnerka albo w tych barach z drinkami na plaży. Albo możesz rozdawać ulotki.
- Serio? Nawet o tym nie pomyślałam, ciekawe czemu... No to muszę się ruszyć na miasto.
- Może ja też bym coś znalazła - zaproponowała
- Żebyś mogła podrywać innych facetów? - burknął chłopak
- Nie jestem tobą, kochanie.
- A czy ja podrywam chłopaków?
- Powiedzmy, że Ell się liczy. Ale wiesz że nie to miałam na myśli.
- Dobra, wiecie co fajnie się gada, ale nie mam całego dnia. Pójdę się rozejrzeć. Możemy się zobaczyć wieczorem Van.
- Wieczorem jestem u Lynch'ów to możemy tam się spotkać.
- Eee... Jasne, spoko. - Zawachałam się chwilowo ale co miałam zrobić. Przecież sama chcę żeby wszystko było normalnie. - To ja będę się zbierać. Do zobaczenia. - Wzięłam swoje rzeczy i poszłam po swój rower, którym w szybkim tempie znalazłam się w centrum.
_____________________________________________
   Do domu wróciłam gdzieś po czterech godzinach. Zdążyłam w tym czasie znaleźć kilka ofert pracy, zrobić zakupy i zjeść coś na mieście. Spotkałam nawet w jednym z lokali moja znajomą ze szkoły, która poleciła mi pewną kawiarnie, znajdująca się blisko plaży.
Tak jak mówiłam, zjawiłam się u Lynch'ów. Stałam i stałam przed drzwiami i dzwoniłam i nic. Chyba nikogo nie. Może jestem za wcześnie. Właściwie to nie wiadomo co Vanessa miała na myśli kiedy mówiła że wieczorem mam przyjść. Zadzwoniłam jeszcze jeden raz, a właściwie to tylko lekko zdążyłam położyć rękę na przycisku i w drzwiach ukazał się jak nie kto inny tylko Ross. W dodatku pół nagi Ross co mnie nieźle zaskoczyło. Możliwe że nawet byłam czerwona jak burak, bo czułam że moja twarz dosłownie się pali.
O mój Boże! Jaki on jest seksowny. Nie wiem jak długo tak się na niego gapiłam ale chyba go to rozbawiło.
- Wejdziesz do środka czy będziemy tak stać tutaj, a ty dalej będziesz mnie pożerać wzrokiem? -Nie powiedziałam nic, bo było mi po prostu wstyd. Uśmiechnęłam się i weszłam do mieszkania, omijając go dużym łukiem.

- Jesteś sam? - Błagam powiedz, że nie!
- Dobrze trafiłaś - uśmiechnął się - Bo jestem sam. Rydel jest na zakupach, a ta reszta to nawet nie mam pojęcia. Powinni niedługo być.
- To może ja przyjdę jak wrócą... - Skierowałam się w stronę drzwi.
- Nigdzie nie idziesz.
- Słucham? - skrzyżowałam ręce na piersi
- To znaczy miałem na myśli to, że...  O Jezu, Scarlett przestań mnie unikać! Przepraszam za to co ostatnio odwaliłem, sam nie wiem co mi się stało... Miałem za dużo wypite i... Nie miej mi tego za złe. - Zrobił tą swoją błagalną minę. A niech go szlag!
- No dobra, niech ci będzie.
- Mam pomysł. Poznajmy się na nowo.
- Hm... No dobra, może to się uda.

Może to dziwne, ale udało nam się dogadać i zaczęliśmy normalnie rozmawiać. I sama się sobie dziwię, ale pierwszy raz od nie pamiętam kiedy dobrze się czułam w jego towarzystwie. Z tego wszystkiego zapomniałam już co takiego w nim lubiłam najbardziej.

- Mam prośbę. Zrobisz coś do jedzenia? Nie jestem w tym dobry a zrobiłem się trochę głodny.
- Okay. A na co masz ochotę?
- Może gofry?
- Masz szczęście, bo akurat gofry robię bardzo dobre. - Zabrałam się przygotowanie ciasta. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty i zaczęłam miksować.
- Ross, możesz mi podać mąkę? - wyciągnęłam rękę do niego
- Trzymaj. - Podał mi ją. - Jak ty to zręcznie robisz. - Szepnął mi do ucha, tak że dreszcze przeszły po całym moim ciele.
- Ross, czemu chodzisz w samych bokserkach?  - Cholera jasna, znowu się rumienię!
- Bo tak się składa skarbie, że brałem prysznic a ty mi w tym przeszkodziłaś i tak się dobijałaś, że zdążyłem włożyć na siebie tylko to.
- Dobrze, że chociaż to - zaczęłam się śmiać
- Oj wiem, że chciałabyś żebym w tym momencie nie miał na sobie tych bokserek - objął mnie rękoma w talii. Od razu wyłączyłam mikser i odłożyłam, odwracając się twarzą do niego, tak że widziałam jego dzikie, pełne pożądania spojrzenie. Przełknęłam ślinę.
- Skąd ten pomysł?
- Widzę to w twoich oczach. Czerwienisz się i drżą ci ręce.
- To nic nie znaczy. Po prostu dziwnie się czuję jak się tak o mnie ocierasz i mówisz w taki sposób.
- To znaczy w jaki?
- No w taki... - Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć. Machnęłam ręką i przeniosłam się do salonu. Usiadłam na kanapie.
- A co z moimi goframi, królewno?
- Książę mi w tym przeszkadza.
- Czyli jednak cię podniecam? - nagle znalazł się przede mną.
- Chyba jest na odwrót - wskazałam wzrokiem na dość spore wypuklenie na jego bokserkach.
- Ale ja nie powiedziałem, że ty mnie nie podniecasz. Zresztą nie wiedziałem, że jesteś taka odważna, taka... Miałem wrażenie, że jesteś taka grzeczna dziewczynka, która nie zajmuje się takimi bzdurami.
- Byłam taka. Ale poznałam ciebie.
- To komplement?
- Zależy jak to odbierasz.
- Zadziorna jesteś - mówił, nie spuszczając wzroku z mojego.
- Wiem - wstałam z miejsca i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Na szczęście zdążyłam zrobić ciasto na gofry, które po chwili zaczęłam już smarzyć.
- Możesz mi pomóc posprzątać ten syf.
- Okay - wstał leniwie z kanapy
- Weź to, to i to - podałam mu kolejno, cukier, olej i mąkę - I schowaj na swoje miejsce.
- Dobrze, mamo... Albo wiesz co? Mam lepszy pomysł. - włożył rękę w opakowanie od mąki, a chwilę później jego zawartość znajdowała się na mnie.
- Co ci odbiło?! To moja ulubiona bluzka debilu!
- No już, uspokój się. To tylko mąka.
- Taki jesteś zabawny?
- Tak - zaczął się głupio szczerzyć - Ładna ta bluzka, ale tak między nami - zbliżył się do mnie i szepnął do ucha - To bez niej wyglądałabyś jeszcze lepiej.
- Zboczeniec! - odepchnęłam go -  Ja ci pokaże zabawę jak tak bardzo chcesz - wyłączyłam najpierw gofrownicę a potem wzięłam z lodówki mleko, którym porządnie oblałam chłopaka.
- Zimne! - wstrząsnął się. Nie był to raczej dobry pomysł, bo on wyrwał mi karton z ręki i wylał całą resztę na mnie. - Teraz to dopiero wyglądasz seksownie!
- Ross! Nie mam ciuchów na zmianę.
- Nie mieszkasz daleko.
- I co mam przyjść do domu i wytłumaczyć się mamie, tak: 'Mamo, mój napalony kolega wysmarował mnie mąka a potem oblał mlekiem. Czemu? Nie wiem, bo ma taki kaprys! ' Jak dzieci z przedszkola się zachowujemy!
- Jest wesoło!
- No może trochę... - zrobiłam nadąsaną minę
- Zaraz przyniosę Ci coś od Rydel. - Poszedł na górę, a ja poszłam za nim, bo i tak musiałam się trochę umyć i wytrzeć. Chłopak szukał jakiś rzeczy w szafie siostry a ja w tym czasie siedziałam w łazience i próbowałam zmyć z siebie to mleko. Zdjęłam bluzkę i rzuciłam gdzieś w kąt. Nie przyszło mi do głowy że może sobie tak po prostu wejść bez pukania do łazienki, a nawet jeśli to znamy się już nie od takiej strony. Zresztą nie jestem naga.
- Mam te rzeczy - otworzył szeroko drzwi, a ubrania, które miał w rękę upuścił na ziemię. - Ee... Myślałem że jesteś ubrana.
- Teraz ty się rumienisz. A ja nie jestem naga. - Podniósł z podłogi rzeczy i położył na półkę.
- No no, nie wiedziałem, że masz aż takie warunki!
- Wydaje mi się że jestem przeciętna.
- Ale robi wrażenie. Mam na myśli oczywiście całą twoja figurę, nie tylko piersi. - Podszedł bliżej, a ja nie wiedziałam czy mam uciekać czy zachowywać się normalnie, tak gdyby nigdy nic.
- Ross... - Chłopak położył jedną rękę na moim policzku, a drugą objął mnie w talii, tym sposobem przyciągając bliżej siebie. Słyszałam jak głośno oddycham, i czułam że jego serce bije znacznie szybciej. Musiało to dziwnie wyglądać. On nadal był w samych bokserkach a ja byłam ubrana jedynie w moje szorty i koronkowy, czarny stanik.
Czułam jak jego dłoń jeździ po moich plecach, powodując dreszcze na moich całym ciele, sprawiając mi tym samym przyjemność. Zbliżył usta w kierunku mojej szyi. Ale najpierw spojrzał mi w oczy, prosząc o pozwolenie. Kiwnęłam głową, zgadzając się. Nie wiem czemu to robię, ale coś we mnie mówi, że tego potrzebuję.
Momentalnie chłopak przyssał się do mojej szyi. Następnie zaczął ją całować i delikatnie kąsać. Miałam wrażenie, że moje nogi robią się jak z waty. Ross nic nie mówiąc wziął mnie na ręce i przeniósł do swojego pokoju.
- Tu będzie wygodniej - uśmiechnął się. Nic na to nie powiedziałam. Nawet nie mogłam zaprzeczyć. Byłam jak w transie.
Podszedł do mnie i chwycił mnie w talii. Odchyliłam głowę, żeby skończył to co zaczął w łazience, jednak on wziął mój podbródek tak że nim zdążyłam się zorientować jego usta znajdowały się już na moich. I teraz szybką decyzja. Ugh! Przestań tyle myśleć Scarlett! Poddaj się chwili. Chcesz tego! - Mówiła moja podświadomość. Od razu odwzajemniłam pocałunek, który z czułego zmienił się od razu w bardziej namiętny. Nie wiedziałam już nawet co się dzieje. Wszystko działo się tak szybko.
Blondyn zaczął rozpinać moje spodenki, które od razu ze mnie zdjął. A następnie rzucił się razem ze mną na swoje łóżko. Naturalnie nie przerywając pocałunku.
Znajdował się teraz nade mną, głośno dysząc. Jego członek mocno napierał na moje udo. Ponownie zabrał się za moją szyję, powoli schodząc w kierunku piersi. Natomiast jego rączka nie mogła się powstrzymać i z brzucha pokierowała w stronę mojej kobiecości, oczywiście nadal miałam na sobie majtki. Mimo to nie spodobało mi się to.
- Przestań Ross - odepnęłam go od siebie
- Przepraszam, ja nie chciałem się posunąć tak daleko. Kochanie jeśli nie chcesz to ja...
- Mój problem jest taki że ja nie wiem co ja chcę. Ale to się dzieje tak szybko...
- Nie będziesz żałować. - Szybko zmienił pozycje i zaczął mnie całować. Nie minęło może kilka minut a usłyszeliśmy na dole znajome odgłosy.
- Kurwa! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju do łazienki, zostawiając Ross'a samego.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Witajcie! 
Rozdział, miał być wczoraj, ale nie wyrobiłam się, dlatego jest dzisiaj. Trochę późno go dodaję bo cały czas pisałam i powiem szczerze, że włożyłam w niego całe swoje serce, przynajmniej na końcu. A jak wyszedł to już sami oceńcie. 
Wasze ostatnie komentarze mnie bardzo zmotywowały dlatego dziękuję. I oczywiście jeśli macie jakieś uwagi czy coś takiego to śmiało piszcie, bo pisze to dla Was i chce żeby wszystko było idealne.
To chyba wszystko. Nie potrafię powiedzieć dokładnie kiedy pojawi się następny, ale myślę że nie długo. 



~Olivia~

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 52




- To jest Sarah - powiedział Ross, kiedy do stolika podeszła dziewczyna. Miała krótko obcięte blond włosy, ciemną karnację i była ubrana w dość krótką - chyba zbyt krótką jasnoniebieską sukienkę, która doskonale podkreślała jej długie i zgrabne nogi. Nic dziwnego, że szczęka opadła wszystkim chłopakom w naszym gronie.
- Cześć - odezwała się w końcu.
- Kim jesteś urocza dziewojo? - zapytał Rocky. Vanessa groźnie na niego spojrzała, marszcząc brwi.
- Jeśli spróbujesz się do niej przystawiać i jeszcze jeśli raz tak powiesz źle się to dla ciebie skończy. Rozumiemy się? - powiedziana szeptem Vanessa do swojego chłopaka. I tak słyszałam, zresztą cala reszta zapewne tez. Jest konkretna.
- To moja koleżanka. Poznaliśmy się niedawno na planie - dodał Ross
- Jesteś aktorka? - zapytałam tak nagle
- Nie. Stażystką. - Jaka rozmowna dziewczyna. Czułam, że się we mnie gotuje. Czy to zazdrość?

Rozmowa trwała i trwała, a ja miałam wrażenie że ta ich przerwa nigdy się nie skończy. Wreszcie Riker wstał z miejsca.
- Ruszcie się. Przerwa się skończyła. Czekają na nas. - Alleluja!
Wszyscy wstali i chwilę później znajdowali się już na scenie, przygotowując się do dalszego występu. Oblała mnie fala ulgi. Od razu czułam, że nie przepadam za tą dziewczyną. Ale robiłam dobrą minę do złej gry. Wzięłam głęboki oddech i poszłam z dziewczynami na parkiet, chociaż udając że wszystko jest w porządku.
- I jak wam się podoba ta Sarah? - przekrzykiwała głośną muzykę Ally
- Zdecydowanie jest zbyt ładna - odparła Vanessa, wybuchając śmiechem
- Dobra skończmy o niej gadać. Po prostu udawajmy, żre nas nie obchodzi i dobrze się bawmy - dodałam po chwili. Miałam dość tego tematu.
- Dobrze się bawić? A co my niby robimy? - zaśmiała się brunetka. - To ty wyglądałaś przy stole jakbyś chciała komuś nieźle dowalić!
- Coo? Wydaje ci się, złotko - prychnęłam.
- Złotko? Tego jeszcze nie było.
- Scarlett, wszyscy widzą to że jesteś zazdrosna.
- Dobra, wiecie co? Nie da się z wami tańczyć. - machnęłam ręką na znak obrazy i poszłam w inną stronę.


Szłam wzdłuż brzegu. Musiałam trochę ochłonąć. I to dosłownie, bo od tych procentów zaczynało mi się kręcić w głowie i zrobiło mi się strasznie gorąco po tych tańcach. Usiadłam na ciepłym piasku. Na plaży, oprócz imprezowiczów, było widać już tylko pary, uroczo spacerujące. Nie dobrze mi się robiło od tego widoku.
- Oh mam dośc! - powiedziałam sama do siebie, po czym wstałam i lekko zachwiałam się.
- Az tak źle? - odezwał się jakiś głos za mną. Błagam żeby to był Ross. Błagam! Odwróciłam się na jednej nodze. Nie, to nie on.
- W sumie to nie jest aż tak źle. - Przede mną stał brunet, może trochę wyższy ode mnie, był dobrze zbudowany i jednym słowem mówiąc: przystojny. - Może być już tylko lepiej - uśmiechnęłam się zalotnie, knując w mojej główce chytry plan.
- Jestem Harry.
- Miło mi, Harry. - podałam mu dłoń. - Jestem Scarlett.
- I pewnie jesteś samotną dziewczyną, która nie ma co robić z życiem i przychodzi na plaże z myślą, że jakaś magiczna siła rozwiąże jej problemy. Mam racje?
- Aż tak to wyglądało?
- No i masz wypite.
- Z tym się zgodzę. Co do reszty, to nie do końca.
- To co cię tu sprowadza?
- Właściwie zostałam wyciągnięta tutaj przez moich przyjaciół.
- Ale jesteś sama.
- Wyszłam sobie na spacer. R5 ma tutaj koncert. - spojrzałam kilka metrów dalej - Który się już skończył.
- Jesteś dziewczyną Ross Lynch'a, tak?
- Tak. To znaczy nie. Nie wiem. Ja... To skomplikowane.. Chwila, skąd to wiesz?
- Nie żyje na pustkowiu - uśmiechnął się
- No tak. Nie, my nie jesteśmy razem już.
- Rozumiem. - I zapadła ta niezręczna cisza. - Widzę, że nie jesteś za bardzo w humorze, to może ja sobie już pójdę...
- Nie! To znaczy... Chodź ze mną na drinka. - Nic lepszego nie wymyśliłam, a on miał racje. Nie byłam w humorze. Nie mogę psuć sobie chwil swojego życia przez głupi wypadek Rossa.
- Jesteś pewna? Wyglądasz na niezdecydowaną?
- Tak, na pewno. Idziemy?
- Pewnie.

Udaliśmy się do baru. A po pół godzinie rozmawialiśmy ze sobą jakbyśmy się znali z parę dobrych lat.
- Scarlett, co ty tu robisz? - Nagle pojawił się Ross, nie wiadomo skąd. Dobrze, że chociaż nie było z nim tej dziewczyny.
- Rozmawiam z Harrym?
- Jest już późno, a my się zbieramy, więc chodź.
- No już już. - zaczęłam sączyć mojego drinka, żeby opróżnić całą szklankę.
- Scar!
- No idę już, poczekaj. - Dobra teraz albo nigdy. Niech poczuje co to zazdrość. - Dobra, to pa Harry. - mocno przytuliłam chłopaka i cmoknęłam go w policzek. Sama nie wiem czemu posunęłam się aż tak daleko ale to chyba wina tych drinków. - Idziemy Ross?
- Jasne. - Panowie wymienili się jeszcze wrogimi spojrzeniami, a potem zostawiliśmy Harrego samego w barze.

- Kto to był? - zapytał blondyn
- Harry.
- Skąd go znasz?
- Poznałam go dzisiaj.
- Kim jest?
- Kurde, musisz o wszystko pytać? Kim jesteś? Moją mama?  - Chyba trochę zbyt ostro go traktuję.
- Martwię się - zatrzymał się
- Że co kurwa! Martwisz? Myślałam, że masz na mnie kompletnie wyjebane!
- Czemu przeklinasz? Ty nie przeklinasz.
- A skąd ty to możesz wiedzieć, co Ross? - spojrzałam w jego zakłopotane oczy.
- Bo jeszcze nie słyszałem, żebyś przeklinała. Miałem wrażenie, że jesteś taką grzeczną dziewczynką.
- To źle ci się wydawało. Powiem ci coś. Idź sobie do tej twojej blond dziuni i zostaw mnie w spokoju. Byliśmy blisko, nawet bardzo, ale dużo się zmieniło. A to wszystko twoja wina, wiec daj mi w spokoju poukładać sobie moje życie na nowo! - wybuchłam płaczem.
- Nie płacz - wziął mnie w ramiona. Nie wiem, czemu go nie odrzuciłam. Chciałam to zrobić ale nie mogłam. Było mi tam tak dobrze. - Nie płacz skarbie. - Otarł łzy z moich policzków i skierował moją głowę tak, żeby nasze spojrzenia się spotkały.
- Co ty robisz?
- Ciii... - zaczął się przybliżać. Nie wiem czy tego chciałam. To się działo tak szybko... Zbyt szybko. Chciałam tego. Pragnęłam tego jak nic innego! I wtedy zobaczyłam ją. Tą dziewczynę z którą przyszedł. I przypomniało mi się co mówił mi dzisiaj. I to jak patrzył na Sarę.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go z wielkim bólem w sercu.
- Dlaczego? Myślałem, że tego chcesz...
- I co z tego że ja tego chcę? Ty myślisz, że jak mnie pocałujesz to będzie okay? Nie, Ross! Nie jestem zabawką, wiesz. Powiedziałeś mi dzisiaj, że możemy zostać przyjaciółmi. Nie obwiniam cie o to, że mnie nie pamiętasz, ale nie rób ze mnie idiotki! Znam cię za dobrze. Pamiętam jaki byłeś jak się poznaliśmy. Dlatego daruj sobie to wszystko i wracaj do Sary. - Łzy płynęły po policzkach strumieniami. Nie mogłam się powstrzymać.
- Scarlett... - złapał mnie za rękę
- Nie! - Puściłam go i pobiegłam w stronę sceny, gdzie juz od dawna wszyscy na nas czekali.
_________________________________________________________________________________

Drogi Pamiętniku! 
Leżę teraz w pokoju i zastanawiam się nad tym wszystkim co się stało. Jak to w ogóle możliwe? Chciałam się chociaż dzisiaj dobrze bawić. I tak po części było... Cudownie bawiłam się z Harrym. Był naprawdę przystojny i podobało mi się jego poczucie humoru. Mimo, że trochę go wykorzystałam, żeby wzbudzić zazdrość w Ross'ie. 
Czemu on chciał to zrobić? Czemu się tak dziwnie zachowuje? Tak bardzo chciałam go pocałować, poczuć się znowu tak jak wcześniej. Poczuć się kochaną. Poczuć, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu... Może nie powinnam mu przerywać? Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. I znowu jestem w kropce. Może to jakiś znak, że powinnam zacząć wszystko od nowa. Całe moje życie. Powinnam stawić temu czoło. Nie mogę chodzić cały czas smutna! Od jutra biorę się za siebie! 

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________



~Olivia~