niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 49

Witamy w Kansas (cz.2)


Następnego dnia, obudziły mnie hałasy dobiegające zza drzwi. Otworzyłam powoli oczy i zauważyłam, że znajduje się w szpitalu. Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Poczułam silny ból głowy.
- Co ty wprawiasz?! - krzyknęła Rydel, wchodząc do pokoju
- Chciałam wstać. - spojrzałam na jej napuchnięte oczy. - Rydel, co się stało. Co ja tu robię?
- Nie wiem co się dokładnie wczoraj stało, czekaliśmy aż któreś z was się obudzi.
- Jak to nas?
- No Ross..W tym momencie dotarło do mnie wszystko. Przed oczami miałam wczorajszy wypadek. Rozpłakałam się, wtulając się w przyjaciółkę.
- Co się dzieje? czemu płaczesz?
- Delly... Ja pamiętam. Pamiętam wszystko.
- Mów co się stało. - mówiła spokojnym głosem.
- Wczoraj wyszłam, żeby się przejść. Chciałam wszystko przemyśleć. Ten cały bałagan w moim życiu. Na moje nieszczęście, albo i szczęście, szedł za mną Ross. Wymieniliśmy kilka zdań, po czym ostro wygarnęłam mu co myśle...
- Dlaczego?
- Nie podobało mi się to, że zawsze za mną chodzi, nie ma nawet chwili swobody. No, ale on się tylko o mnie martwił i ... - Głos mi zadrżał.
- No spokojnie, mów co dalej. - Uśmiechnęła się.
- No dobra, gadaliśmy i gadaliśmy i nie wiem jak to się stało, ale pamiętam tylko, że głośno krzyknęłam, bo zobaczyłam przed sobą światła samochodu. A on rzucił się na mnie tak, że wylądowałam na ziemi, tracąć przy tym przytomność. I znalazłam się tutaj.
- Scarlett... Ross jest w śpiączce. Przeszedł w nocy operację. Nie wiem co mu dokładnie jest, ale nie jest za dobrze. Nie miałam ci tego mówić, ale musiałam. Spokojnie, on z tego wyjdzie, na pewno.
Nic już nie odpowiedziałam. Wzięłam do ręki poduszkę, mocno ją ściskając. Zaczęłam głośno płakać, przez cały czas obwiniając się o to wszystko.
Bo tak prawdę mówiąc to przeze mnie. Przeze mnie może umrzeć. Nie mogłam dalej żyć z tą myślą.
___________________________________________________________________________
Kilka dni później wypisano mnie ze szpitala. Moi rodzice oczywiście o całym zdarzeniu dowiedzieli się jako pierwsi i zrobili o to wielką aferę. Zabierając tym Nessę do domu. Ja również miałam jechać, ale skoro Ross leży nadal w tym szpitalu to nie zamierzam wracać do domu. Zostałam razem z rodziną Lynch'ów u ich cioci.
Chłopak leżał w śpiączce. Lekarze nie potrafili określić kiedy sie obudzi.
Z każdym dniem coraz bardziej straciłam wszelkie nadzieje. Obawiałam się najgorszego. Ale dlaczego tak się tym przejmowałam? Przecież miałam go dość, mimo, że nadal coś do niego czułam, ale miałam po uszy tego udawania z jego strony! Chyba, że to nie było udawanie.. Może tym chciał udowodnić jak bardzo mnie kocha? Na samą myśl chciało mi się płakać.
***
- Scar, Scar... Scarlett! - krzyknęła Rydel. - Obudź się!
- Co się stało?! - obudziłam się przerażona, jakby obudzona z jakiegoś koszmaru.
- Ross się obudził. - uśmiechnęła się.
- No co ty?! - pisnęłam. - To na co my czekamy?
Obie udałyśmy się na salę, w której leżał chłopak.
Przeczekałyśmy aż lekarz opuści salę. Wreszcie wyszedł, spojrzał na rodziców chłopaka i powiedział:
- Mam dobre i złe wieści. Które pierwsze? - dodał z głupawym uśmieszkiem, na widok który zrobiło mi się nie dobrze.
- To obojętne. Chcemy w końcu wiedzieć co z naszym synem. - oburzyła się Stormie.
- No dobrze już. Dobre to takie, że państwa syn wybudził się ze śpiączki, a jego stan jest stabilny. Nie ma dużych urazów, tylko złamana ręka. A te złe to takie, że ... Zresztą, sami zobaczcie i określcie. - Otworzył drzwi i kazał wejść do chłopaka.
- Cześć Rossy! - krzyknęła Stormie.
- Hey mamo. - uśmiechnął się i zerknął w moim kierunku.
Podeszłam do niego, uśmiechając się. Dziwne było to, że odwzajemnij uśmiech, ale nic nie powiedział. Było coś niepokojącego w jego spojrzeniu. Dopiero kiedy przytuliłam się do niego i zaczęłam mówić, zrozumiałam o co chodzi.
- Co ty robisz?! - Oburzył się.
- Ross, przecież to jest Scarlett. - Powiedziała Rydel
- Kto? Nie znam nikogo takiego! - wybuchł gniewem i zaczął się awanturować!
Nie wiedziałam o co chodzi, chociaż domyślałam się, ale nie mogłam tego znieść, więc nie powstrzymując już łez, wybiegłam z sali.
Po moim wyjściu lekarz oraz reszta rodziny udali się do gabinetu.
- Moi drodzy, jak pewnie już wiecie tą złą wiadomością było to, iż Ross stracił pamięć. Oczywiście nie do końca, jak widać pamięta was wszystkich bo zna was od urodzenia, ale najwidoczniej tej dziewczyny, kim kolwiek ona jest, nie pamięta. Wypiszę go już dzisiaj, bo nie ma sensu go tutaj trzymać.
- No, ale chwila! - zdenerwował się Mark.  - Co mamy zrobić z tym, że nas syn nie pamięta części swojego życia? Tak ma juz zostać?
- Proszę pana, może być tak, że ta pamięć sama wróci, a w najgorszym razie w ogole nie wróci. - głupio się usmiechnął.
- Co z pana jest za lekarz, skoro pan tego nie wie?!
- Proszę pana, mam większe problemy na głowie niż jakaś amnezja. Dużo razy nam się to zdarzało i co? Ludzie nadal żyją, to nie jest śmiertelna choroba...
- Wie pan co? Wiele ludzi w tym kraju również traci pracę. Wie pan czemu? Bo mają głęboko w dupie to co robią, tak jak pan. Więc niech pan lepiej szuka sobie dobrego adwokata, bo nie zostawię tak tego. Do widzenia, miłego dnia. - Wstał i wyszedł, a reszta rodziny za nim.
___________________________________________________________________________
Natomiast ja siedziałam z ciocią w domu i czekam na ich powrót. Dziwnie poczułam się jednak jak weszli. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować. Ale nic takiego nie musiałam robić. Chłopaki zabrali Ross'a do pokoju, a ja poszłam do swojego razem z Rydel, która opowiedziała mi wszystko pokolei.
___________________________________________________________________________

~Olivia~

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 48

Witamy w Kansas cz.1


Drogi Pamiętniku! 
  Po długim długim długim czasie zmagania się z problemami szkolnymi i tymi prywatnymi  nareszcie nastały wakacje! Można się tylko cieszyć! Postanowiłam chociaż w wakacje nie przejmować się problemami. Mam nadzieję, że to mi się uda. 
W Los Angeles ciężko jest dostrzec początek lata, bo praktycznie zawsze jest tu gorąco! Ale na sam początek wakacji państwo Lynch wpadli na pomysł, żeby wysłać nas wszystkich na wieś! Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Może i jesteśmy już dużymi dziećmi, ale oni nadal twierdzą, że chcą mieć chociaż na chwilę spokój od nas. Także cały zespół, ja i moje rodzeństwo oraz Ally i Van jedziemy na dwa tygodnie do Kansas! 
A jeśli chodzi o mój 'związek' too właściwie sama nie wiem czy on istnieje. trochę czasu minęło... Oboje stwierdziliśmy, że przyda nam się po prostu przerwa... Zresztą Ross cały czas jest zapracowany, więc i tak byśmy się nie widywali. 
A skoro już mowa o problemach to na jedno szczęście i po długich namowach Allyson zgodziła się urodzić dziecko. Nie będzie łatwo, ale wszyscy obiecaliśmy jej, że będziemy się nią opiekować. 

_________________________________________________________________________________

3 lipca

- Delly mogłabyś łaskawie zwolnić łazienkę?! - denerwował się Rocky
- Drogi bracie - mówiła blondynka, wychylając głowę zza drzwi łazienki - Jakbyś nie zauważył, w domu są trzy łazienki. Jedna jest rodziców. Także zostają dwie. Wiem, że dla ciebie, osoby niekumatej, takie pojęcia są dość trudnym tematem, dlatego drugi raz ci to bardzo dokładnie i powolutku wytłumaczę. Otóż... 
- Ale w tej drugiej od pół godziny siedzi Ross! - wtrącił nagle 
- A chyba, że tak... To już twój problem! - uśmiechnęła się i zamknęła tuż przed nosem brata drzwi 
- Zapamiętam to sobie! - krzyknął i kopnął nogą o drzwi, wolno przesuwając się po nich w dół - Baby w domu. Najgorszy koszmar każdego chłopaka! - powiedział pod nosem
- Słyszałam! - krzyknęła - I powiem to wszystko twojej dziewczynie Rocky! 
- Pięknie! - odparł sarkastycznie 

***

Tymczasem u mnie w domu trwały już od dłuższego czasu przygotowania do wyjazdu. Mama strasznie bała się puścić Nessę na dwa tygodnie pod moją opiekę. 
- Mamo - powiedziałam wchodząc do kuchni - Co ty znowu robisz? 
- Jak to co? - odparła z oburzeniem - Przygotowuje jedzenie. Muszę jeszcze spakować jakieś leki i opatrunki... 
- Coo?! Uspokój się! Jedziemy na wieś! Na  w -i -e -ś!  Tam jest bezpieczniej niż tutaj w mieście! Nie wiem czemu tak panikujesz... Nessa jeździ tam co roku. Tylko teraz jedzie do kogoś innego. Mamo. Ona nie będzie sama. Jest przecież Rydel, Ally i Vanessa. Przestań się tak przejmować! 
- No masz rację...Ale puszczam moją małą córeczkę na tak długo z tymi... - spojrzała na mnie, a następnie na kosz na śmieci - Z tymi chłopcami. 
- Czemu spojrzałaś na śmietnik? 
- Bo widziałam raz Ratliff'a jak czegoś tam szukał, a potem ten kosz się na niego przewrócił i...
- Dobra! Nie kończ. 
- Także wiesz. 
- Tak wiem wiem. Ale naprawdę nie masz się o co martwić. Zresztą tam będzie ich ciocia! 
- Serio?  Trzeba było tak od razu! To raz, raz! Pakuj się! Nie ma czasu! - spojrzałam na nią ze zdziwnieniem. Ale nie chciałam znowu zaczynać tematu, więc postanowiłam wrócić na górę i dokończyć pakowanie. 
___________________________________________________________________________
  Kilka godzin później znajdowaliśmy się w autobusie, który zawiózł nas pod sam dom ciotki. 
- Jesteśmy na miejscu dzieci! - oznajmiła Stormie 
- Mamo, nie jesteśmy już dziećmi. - oburzył się Riker
- Moimi dziećmi zawsze będziecie! Ale mam nadzieję, że po dwóch tygodniach nie będę musiała wysłuchiwać pretensji od ciotki. - spojrzała na Ross'a - Rozumiemy się? 
- Dlaczego akurat na mnie? - zdziwił się chłopak
- Już ty dobrze wiesz synu... A teraz zmykać mi stąd! udanej zabawy! Do zobaczenia za dwa tygodnie kochani! - pożegnaliśmy się i opuściliśmy autobus.

 Ciotka Lynch'ów - Catherine - mieszkała w małej wiosce, niedaleko miasta. Miała za to gospodarstwo, a ja jej dom wyglądał niczym willa w Hollywood!  Ale urządzona w stylu meksykańskim. Ciocia z pochodzenia jest amerykanką, ale w dzieciństwie mieszkała najpierw w Hiszpani a potem w Meksyku. Przywitała nas bardzo ciepło. Także od razu po kilku minutach wszyscy się zadomowili. 
___________________________________________________________________________
   Po kilku godzinach wszyscy opuściliśmy dom. Poszliśmy się rozejrzeć po okolicy. Nessę postanowiłam zostawić z ciocią, bo i tak by się zapewne nudziła z nami, nie chodzi o to, że nie chciało mi się jej niańczyć. Tak czy inaczej wróciłam do przyjaciół (a tak właściwie dobiegłam).
- Ej! Czekajcie! - krzyknęłam gdzieś w oddali. - Nie nadążam! 
- To się rusz! - odparł Rocky, a reszta od razu odwróciła się w moim kierunku. 
Po chwili dotarłam do nich, głośno dysząc. 
- Dłużej się nie dało? - zapytał Chris 
- Nie! - odpowiedziałam 
- Dobra już. - zaczął Riker - Skoro jesteśmy już wszyscy to mam pomysł. - wszyscy skierowali wzrok na chłopaka - A właściwie to nie mam. Tak tylko powiedziałem. Może ktoś inny ma? 
- Jesteś głupi. - dodał Rocky 
- Sam jesteś! Nie odzywaj się w ogóle! - krzyknął blondyn
- Nie prawda! 
- Ej ej ej! Spokój! - krzyknęła Rydel - Ja mam pomysł! Podzielmy się na grupy i chodźmy zwiedzić tę wieś. 
- Zwiedzić wieś? - zapytał Ross - A co tu można zwiedzać? 
- Jeju.. Cokolwiek! Nie marudź! - Delly wyciągnęła z kieszeni kilka kolorowych gumek do włosów. Były po dwie z każdego koloru.  - Okay. To tak. Musimy coś tu robić. Dzielimy się po dwie osoby. Zamykacie oczy i losujecie gumkę. 
- Jaka dziecinada.. - wymamrotał Ross 
- Zamknij się! I losuj! 
Chłopak postąpił według wskazań siostry. Pech chciał że wybrałam taką samą gumkę co Ross. Także podzieliliśmy się i rozdzieliliśmy. 

***

Szliśmy sobie we dwoje jak na razie w ciszy, po wzgórzu. W pewnym momencie chłopak zatrzymał się. 
- Czemu stanąłeś? - zapytałam
- Chyba co. - zaśmiał się 
- Yyy.. 
- No wiesz. 
- Głupek! Nic się nie zmieniłeś. 
Blondyn stanął na przeciwko mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Wzięłam głęboki oddech. A on położył mi ręce w talii i zaczął się przybliżać. 
- Ło ło ło! Co ty robisz Ross? 
- Noo.. Scar! Nie chcę żeby tak było! 
- Ale jak?! Nie rozumiem cię! Od kilku dni zachowujesz się naprawdę dziwnie! 

Taka była prawda. Zachowywał się bardzo dziwnie. Raz miał dobry humor i potrafił siedzieć ze mną cały dzień i gadać o wszystkim, a niekiedy był aż nie do poznania! Totalna odmiana! 
- Zachowuję się tak, bo.. Bo cię kocham! Rozumiesz?! 

Zatkało mnie. On nic nie powiedział tylko podszedł do mnie na tyle ile blisko się dało i pocałował. 
- Ross.. Ja nie wiem co powiedzieć. 
- Może tak? 
- Ale 'tak' na co? 
- No że mnie też kochasz? 
- Ale ja nie wiem.. To znaczy.Ugh! Nienawidzę takich sytuacji! 
- Jak można nie wiedzieć takich rzeczy? W ogóle to my jesteśmy jeszcze razem? 
- Nie wiem Ross! Wiesz jak było! Mówiłam ci, że oboje musimy od tego wszystkiego ochłonąć. Nie chcę mieszać się w twoją karierę i różne inne rzeczy! Historia z Whitney trochę mnie nauczyła.. 
- Ale to nie była moja wina! 
- Wiem! - wzięłam głęboki oddech - Ale za dużo się wydarzyło. Zmieniłeś się. Po co mamy być razem skoro i tak nie masz dla mnie czasu? 
- To znajdę czas! Scar daj mi szansę! Proszę. 
- Możemy wrócić do tego za jakiś czas? 
- No dobra... To co teraz? 
- Zachowujmy się jak zwykle. To znaczy dogryzajmy sobie nawzajem i takie tam. Sam wiesz. Jesteśmy przecież sobą! 
- Masz rację! Pobawmy się w coś! 
- Ale w co dzieciaku? 
- Yymm.. Berek! - krzyknął i uciekł. 
- Dziecko. - uśmiechnęłam się i pobiegłam za nim. 

***
W tym samym czasie Rydel i Ratliff spacerowali wzdłuż rzeki. 
- Wiesz co Rydel? 
- Hm? 
- My rzadko rozmawiamy tak o różnych poważnych sprawach. Ale dlaczego? 
- Sama nie wiem. Ty jesteś wesoły i zabawny! Ciągle z Rocky'm z czegoś żartujecie, a macie po 20 lat. Dlatego czasem nie wiem czy mogę z tobą porozmawiać o takich sprawach czy nie. A czasem rozmowa z chłopakiem, yyy.. To znaczy z przyjacielem dobrze robi. Tak mi się przynajmniej wydaje. 
- Mi możesz mówić o wszystkim! Mogę być nawet jak Scarlett i pogadać o ciuchach i tej reszcie! - zaśmiał się, trzepocząc rzęsami. 
- Dobrze dobrze Ratliff! 
- A mogę najpierw ja o coś zapytać? 
- Pewnie! O co? 
- Bo mam pewien problem i nie wiem co mam zrobić... - Chłopak trochę się zaczerwienił
- Mów. - Odparła blondynka.
- Bo zakochałem się w pewnej dziewczynie i nie wiem jak ona zareaguje jak się o tym dowie i chciałem się spytać co mam zrobić w tej sprawie. Tak po prostu jej to powiedzieć? bo nie wiem czy ona coś czuje do mnie, ponieważ no nie widzę tego. 
- Ale ja nie wiem. Nie znam się na miłościach. I nie znam tej dziewczyny. Zrób jak uważasz. Przepraszam, trochę źle się czuję. Muszę iść. Cześć. - Szybkim krokiem udała się w stronę domu, zostawiając go samego. 
___________________________________________________________________________
 Po jakimś czasie wszyscy wrócili do domu. Zjedliśmy obiad zrobiony przez ciocię i znowu udaliśmy się w swoją stronę. Z racji, że byłam bardzo zmęczona i trochę bolała mnie głowa poszłam się położyć do mojego pokoju. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Lecz nie mogłam się na niej skupić. Miałam totalny mętlik w głowie. Myślałam o tym co powiedział dzisiaj Ross. O tym wszystkim co się stało... Siedziałam teraz w czterech ścianach nie wiedząc już kompletnie nic. Wreszcie postanowiłam ruszyć się z miejsca i wyszłam z domu.
Robiło się już szaro. Jak na lato to było dosyć zimno, zaczął wiać wiatr, a z nieba spadały małe kropelki deszczu. - Super! - wymamrotałam tak do samej siebie. Nieważne. Szłam dalej. Wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Przyspieszyłam. Było już dosyć ciemno, a nie miałam żadnej latarki. Moje serce zaczęło bić mocniej. 
- Scarlett! 
- Co?! - krzyknęłam do osoby, której nie widziałam, ani nie znałam. 
- To ja Ross. 
- Ugh! Co ty tu do cholery robisz?! 
- Wow! Jak miło. - zmarszczył brwi. - To ja się pytam co ty tu robisz, o takiej godzinie i sama? 
- Nie twoja sprawa! Mam mętlik w głowie! Chciałam być sama i tyle! To jakiś problem? 
- Jeju... Nie. Po prostu się martwię. 
- Przepraszam... Po prostu denerwuje mnie  to już! Nie jestem małym dzieckiem. 
  Usiadłam na drodze, schowałam głowę w rękach i rozpłakałam się. Chłopak natomiast stał kilka metrów dalej i nie wiedział co ma zrobić. 
Nagle zobaczyłam światło! I głośno krzyknęłam. 
___________________________________________________________________________
Kilka minut wcześniej. 
Allyson, Riker, Vanessa, Rocky i Ell siedzieli w salonie. 
- Gdzie jest Delly? - spytała Van 
- W pokoju. - Odparł Ratliff. - Chyba nie ma humoru. 
- Okay. A te dwa nasze nie kochające się gołąbki? 
- Nawet nie wiem wiesz. 
- Pewnie siedzą też na górze. - Wtrącił Riker.

  Nagle z góry szybko zbiegła Rydel. 
- Chodźcie! Musimy jak najszybciej iść na główną ulicę! - mówiła przez łzy
- Co się stało?! - zapytał Rocky
- Scarlett i Ross. 
Wszyscy szybko wybiegli z domu i pojechali na miejsce zdarzenia. 

***

Nie wiedziałam co się dzieje. Wszędzie były światło, a mnie strasznie bolała głowa. Usłyszałam tylko słowa lekarza, który zadawał mi mnóstwo pytań. Nie za dobrze wiedziałam co mówi. Chciałam odpowiedzieć, ale wtedy zobaczyłam jak na noszach do karetki wkładają Ross'a. Nie mogłam się opanować. Nie wiedziałam co się dzieje. Zakręciło mi się mocno w głowie i nastała ciemność. 
___________________________________________________________________________

Witajcie Robaczki! 
To tak wróciłam po taaaakim długim czasie! Nie będę nic już na ten temat mówić, bo jest mi tak głupio, że Was 'zlałam'. I teraz to sama nie wiem. Nie będę na pewno kończyć tego bloga. Będę się starała pisać często, ale mam bardzo mało czasu z racji, że zaczęła się szkoła, a ja jestem w liceum gdzie jest bardzo dużo nauki. 
Mam jednak choć ten ciutek nadziei, że ktoś jeszcze tu jest i czyta tego bloga. Zawiodłam Was i to bardzo. Wiem. Mimo to dziękuję, że nadal jesteście ze mną. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba mimo, że nie jest to rewelacja. Postaram się napisać szybko, ponieważ następny rozdział jak sama nazwa wskazuje, będzie kontynuacją tego. 
Z mojej strony to tyle. Trzymajcie się! Dziękuję Wam i jeszcze raz przepraszam! Kocham Was Misiaki! :* 

~Olivia~

środa, 3 września 2014

WAŻNA NOTKA!

Witajcie Kochani! 

  To tak, zacznijmy od tego, że chciałam Was przeprosić za to iż dałam totalną plamę związaną z kolejnym rozdziałem. Dlatego iż pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie dodawałam nic przez ponad dwa miesiące. 
Bardzo Wam dziękuję za te wspaniałe komentarze! Jak je czytałam to uśmiechałam się do ekranu! Tylko, że proszę Was po te komentarze za każdym razem, ponieważ stwierdzam, że bardzo one motywują i człowiek dzięki takim opiniom innych czuje się szczęśliwszy. Przynajmniej w moim przypadku. I to jest prawda. Ale oczekiwałam tego od Was, a sama nie wywiązałam się z tego co piszę pod każdym postem. 
Jest mi głupio i przepraszam, że tak długo nic nie dodaję. Myślałam, że w wakacje będę miała sporo czasu na pisanie. Ale niestety tak nie było. Czasu nie miałam w ogóle, a jak już chciałam coś napisać to albo coś się wydarzyło takiego, że nie mogłam lub brakowało tego co najważniejsze - weny. 
Ale rozdział jest już napisany do połowy, więc postaram się go może w weekend skończyć i dodać. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. 
Jeszcze raz Wam dziękuję za cudowne komentarze i to że nadal tu jesteście i czytacie tego bloga! <3

~Olivia~

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 47

DRUGA SERIA


Po deszczu zawsze wychodzi słońce

Drogi Pamiętniku! 
  Niektóre sprawy mogą przysłonić nawet skrawek szczęścia jakie w nas pozostało... Tylko dlaczego u mnie ten skrawek szczęścia jest przykrywany coraz bardziej z każdym dniem? Czasem zastanawiam się komu ja tu w ogóle jestem jeszcze potrzebna? Może byłoby lepiej gdybym... Eh! Poddaję się! Nie wiem co mam robić... Tak z dnia na dzień na jaw wychodzą takie rzeczy! Których bym się nawet nie spodziewała! Czy Whitney ma rację? Psuję go? Nie wiem już! To nie ma sensu...To wszystko. A najgorsze jest to, że nikt nie potrafi mi pomóc. Bzdurą było, że po wyjeździe będzie lepiej, wszystko się zmieni...Ale nikt nie powiedział, że na lepsze... Muszę się z tym wszystkim przespać.
___________________________________________________________________________
Dwie godziny wcześniej - mieszkanie Whitney

Z perspektywy Ross'a
Scarlett wybiegła z mieszkania ze łzami w oczach, zostawiając swoją torebkę. Chciałem pobiedz za nią, ale powstrzymałem się...
- Widzisz! - spojrzałem z wyrzutem na brunetkę, którą właściwie nie zdziwiło zachowanie Scarlett, ale była przejęta całą sytuacją
- Co niby?! - odparła
- Pytam, czy widzisz co zrobiłaś?! - zamachnąłem się
- No! Proszę zrób to! Uderz mnie! Może Ci ulży! - krzyknęła, a z oczu poleciały jej łzy - Dalej! Na co czekasz?!
- Przecież wiesz, że cię nie uderzę...Nie jestem taki. - opuściłem rękę
- No nie wiem właśnie...Tobie już nie można ufać...
- A tobie można?! Okłamałaś wszystkich Whitney! Jesteś ślepa czy jak? Zachowujesz się jak gówniara! I oczywiście, jak zwykle obwiniasz o to innych!
- Proszę! Odezwał się ten, który wszystko robi dobrze! Pan idealny! Ross Lynch! Wielki gwiazdor Disney'a! To ty się zmieniłeś! - spojrzała mi prosto w oczy - Nie mówię, że nic nie zrobiłam! Namieszałam i to bardzo! Ale na początku to wszystko wydawało mi się zupełnie inne! Nie myślałam, że to zabrnie tak daleko! Że wpakuję się w takie kłamstwo! Nie chciałam, żeby tak to się skończyło, jasne?! Wiem, że teraz myślisz sobie o mnie że znowu zgrywam tą grzeczną i niewinną, ale to twoja sprawa! Przepraszam! Ja tylko chciałam ci w jakiś sposób pomóc...
- Pomóc?! Żartujesz sobie?! Jak? Niszcząc mi karierę, czy totalnie ośmieszając przed całym światem?!
- O rany... Wiem! Wiem co zrobiłam! Nadal tego nie widzisz prawda?
- Czego?
- Zmieniłeś się. Możesz zaprzeczać, ale ja wiem jaka jest prawda. Nie widzisz tego, ale chociaż spróbuj zrozumieć mnie Ross. - spojrzałem na nią, a następnie na Tyler'a, który kompletnie nie wiedział o co chodzi - Zresztą, teraz to rób co chcesz! A w pierwszej kolejności idź za Scarlett! - wziąłem jej torebkę i wyszedłem bez słowa  mieszkania dziewczyny
- Kurde Whitney! Weź mi powiedz dokładnie o co tu chodzi! Pogubiłem się troszkę.
- Zaraz ci wszystko opowiem. Chcesz coś do picia?
- Taaa. Najlepiej coś mocniejszego... - zaśmiał się,a brunetka udała się do kuchni.
___________________________________________________________________________
Dom Lynch'ów
 Cała rodzina, oprócz oczywiście Ross'a siedziała w salonie czekając aż Allyson wyjaśni im co ma takiego do powiedzenia. Po dziewczynie coraz bardziej było można dostrzeć odczucie zdenerwowania.
- Ally? - zaczął Riker, patrząc na prawie nieruchomą blondynkę, której trzęsły się trochę ręce - Co masz mi takiego do przekazania?
- Bo ja... Ja... - zaczęła się jąkać
- Jesteś chora? - rzuciła Rydel, a wszyscy na około dziwnie na nią spojrzeli
- Co? Niee... Ja jestem w ciąży. - powiedziała ściszając głos
- W ciąży?! - krzyknęła Rydel - Przecież to wspaniała wiadomość! - uśmiechnęła się, a Allyson tylko na nią spojrzała, popłakała się i poszła na górę do pokoju Riker'a. Blondynka ruszyła za nią, zostawiając na dole resztę rodziny, którzy również byli nieźle zszokowani nową wiadomością.
- Brawo Riker! Gratulację! - mówił Rocky, klaszcząc w dłonie
- I czemu się tak cieszysz? - chłopak spojrzał na brata
- Bo wiesz, że istnieje takie coś jak gumki? - wyszczerzył się do starszego
- Poprawnie prezerwatywy.  - dodał Ellington - No tak Riker, słuchaj swojego młodszego brata. On ma cały zapas... Ja się w ogóle dziwię, że Vanessa jeszcze w ciążę nie zaszła. - zaśmiał się głośno
- Ekhem! - zakaszlała Vanessa - Ell, dobrze wiesz, że ja tu jestem?
- Oo sory! Nie zauważyłem! - powiedział chłopak i uderzył się w twarz
- My jakoś sobie radzimy. - uśmiechnęła się i spojrzała kątem oka na Rocky'ego.
- To może wy sobie pogadajcie, a ja zajrzę do Allyson.  - wtrącił nagle najstarszy
- Nie. - zatrzymała go dziewczyna - Niech sobie na chwilę same pogadają. Tak wiesz po 'babsku'. Jak Delly przyjdzie to do niej pójdziesz. - tłumaczyła
- Może masz rację. Chyba pójdę się trochę przewietrzyć. - udał się w kierunku drzwi
- To od razu po drodze te gumki kup! - krzyknął Rocky, na co Van z całej siły uderzyła go w brzuch
- Siedź cicho albo zaraz pójdziesz spać. - powiedziała stanowczo
- Taa jasne. I myślisz, że cię posłucham?
- Yyy tak! Ty mnie zawsze słuchasz. Bo ja mam na ciebie dobrą metodę. Już, na górę!
- Ale...
- Teraz! Bez dyskusji.
- Dobra... - odparł i wolno pobrnął w kierunku swojego pokoju.
- No, no! Nieźle sobie go wychowałaś! - zaśmiał się Ratliff
- A jak! Faceta trzeba trzymać krótko! - uśmiechnęła się i ruszyła za chłopakiem na górę. 
 
***
- Jak się trzymasz? - powiedziała Rydel, wchodząc do pokoju brata, gdzie na łóżku siedziała zapłakana Allyson.
- Dobrze? - powiedziała przez płacz, ledwo łapiąc powietrze
- Ej, ej! Oddychaj! - uspakajała ją - Przecież to nie koniec świata kochana!
- No dobra, to tylko ciąża. Ale Delly! Ja miałam zaplanowane całe życie! Chciałam mieć dziecko, to prawda, ale jeszcze nie teraz! Miałam wyjechać. Dostałam tam niezłą posadę! Przyjęli mnie na studia. A myślałam, że tam się nie dostanę! Mam siedzieć w branży modowej z dzieckiem na ręku? W wieku 19 lat?! Nie tak sobie to wyobrażałam...
- Wiesz nie wiem co teraz czujesz, ale wyobrażam to sobie. Musisz być dobrej myśli! To się da zrobić! To...
- Nie Delly. Mam dwa wyjścia albo urodzę to dziecko i kończę z karierą, albo...
- Chyba sobie żartujesz! Nie myślisz czasem o ... - nie dokończyła bo do pokoju wszedł Riker.
___________________________________________________________________________
No tak. A co ze mną? Nadal siedzę w pokoju i  jak zwykle użalam się nad sobą. Już mi się to zaczyna nudzić... Dlaczego nie potrafię powiedzieć sobie 'Dość!' ?! - Weź się w garść Scarlett! - Dla niektórych to proste słowa. Dla mnie niekoniecznie. Ale może właśnie to mnie zatrzymuje? Może po prostu powinnam tak sobie powiedzieć i wreszcie zacząć być twarda! Olać opinie wszystkich! Ma się jedno życie! Nie zaprzepaszczę go!
Wstałam, wzięłam się w garść - jak to mówiłam już wcześniej - i wyszłam z domu. Mimo okropnej pogody panującej na dworze, pobiegłam w stronę parku. Tam się na chwilę zatrzymałam, żeby trochę odpocząć. Po kilku minutach złapałam taksówkę, która zawiozła mnie w pewne miejsce. Było to poza miastem. Panowała tam cisza. Pobiegłam na wzgórze. Z powodu takiej pogody byłam przemoczona do suchej nitki. Położyłam się na środku łąki, spojrzałam w niebo i wykrzyczałam to czego chciałam się pozbyć. To co mnie przez cały czas męczyło. Wyżaliłam się tak jak tylko umiałam. Następnie zamknęłam oczy i rozmarzyłam się.
Wyobraziłam sobie, że potrafię latać. Dzięki temu darowi zwiedziłam praktycznie wszystkie kraje na świecie. Widziałam co, gdzie się dzieje. W jakiej sytuacji są różni ludzie. Podczas pobytu w Afryce uświadomiłam sobie, że to właśnie tam ludzie naprawdę mają duże problemy. Takie jak głód, brak dachu nad głową i choroby, które bardzo często doprowadzają do śmierci. A ja przejmuję się takimi bzdurami! Powinno mi być wstyd! Ale mimo tych wszystkich problemów na twarzach tych ludzi pojawia się uśmiech!
Nagle się ocknęłam! Rozejrzałam się wokoło. Zza chmur wyszło piękne słońce. Niebo praktycznie stało się niebieskie, a powietrze takie lekkie! Uśmiechnęłam się sama do siebie. Momentalnie zaczęłam się głośno śmiać i biegać wokół drzew, które znajdowały się niedaleko. Pomyślałam, że życie naprawdę ma sens. Trzeba tylko w to uwierzyć i nie przejmować się głupotami.
___________________________________________________________________________

Hejka moi Kochani! 
No to mamy wakacje! Nie wiem jak wy, ale ja się cieszę! Chociaż jak narazie to ich nie czuję. To tak na sam początek tych wakacji dodaję dla Was rozdział. Nie jest to oczywiście rewelacja, ale coś jest. 
Nazwa rozdziału, czyli ten cytat ma dla mnie jakieś takie ważne znaczenie. Dlatego właśnie tak postanowiłam go nazwać. Ogółem mam nadzieję, że Wam się podoba, ponieważ starałam się włożyć serce w ten rozdział. No i bardzo bym prosiła o komentarze. Wiem, że co rozdział o nie proszę. Ale po prostu są one bardzo motywujące i chciałabym wiedzieć co myślicie o rozdziale o blogu, co mam zmienić itd. itd. A nie jest to raczej dużo napisać kilka słów. Dla mnie znaczy to bardzo dużo. Także z góry dziękuję wszystkim, którzy komentują! 
To tyle. Piszcie jak tam Wam zaczęły się wakacji, jakie plany i w ogóle jak zakończenie! 
Kocham Was Misie! <3 
 
 
~Olivia~

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 46

Druga wersja opowieści

   Pobyt u cioci zajął mi dłużej niż mogło się to na początku wydawać. Byłam u niej ponad dwa miesiące i wreszcie zdecydowałam wrócić do domu. Zabrałam ze sobą Tyler'a, który bardzo chciał zobaczyć to cudowne miasto, którym ja tak zwykle się zachwycam. Nie mogłam usiedzieć w tym samolocie! Cały czas się kręciłam i patrzałam na zegarek. Tyler próbował mnie uspokoić. Ale ja byłam taka podekscytowana, że wreszcie wracam do domu! Tak strasznie stęskniłam za moimi przyjaciółmi. No i za Ross'em. Nie wiem co dalej będzie z naszym związkiem... Ale nie mogę się doczekać spotkania z nim!
Po przylocie na miejsce, wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy prosto do domu. O moim przyjeździe wiedziały tylko Rydel i Vanessa. W domu oczywiście przywitali nas bardzo serdecznie rodzice i Nessa. Następnie ja poszłam na górę się rozpakować, a Tyler udał się na miasto spotkać ze swoim kolegą, u którego się zatrzyma... Po około dwóch godzinach udałam się do Lynch'ów, którzy nie byli zdziwieni moją wizytą, ponieważ Rydel już o wszystkim zdążyła im powiedzieć. Wszyscy ładnie się ze mną przywitali. Ross podszedł do mnie i bardzo mocno mnie przytulił, całując w czoło. Następnie wszyscy usiedliśmy w salonie i zaczęłam im wszystko opowiadać.
___________________________________________________________________________
 Postanowiłam dzisiaj nocować u Ross'a. Bardzo się za nim stęskniłam pomimo tego co mówiłam jeszcze przed wyjazdem. Usiadłam z nim na łóżku i spojrzałam mu w oczy.
- Ross... - nie dokończyłam, ponieważ chłopak przerwał mi namiętnym pocałunkiem
- Nie chcę, żeby tak to się skończyło... Nie po tym wszystkim. Nie po tym co razem przeszliśmy. Scar, zrozum, kocham cię! Wiem, że popełniam dużo, bardzo dużo błędów. Ale ja się dopiero na nich uczę. Daj mi szansę. Obiecuję, że się zmienię. Postaram się...
- Kocham cię. - mocno się do niego przytuliłam
- Ja ciebie też kotek. - pocałował mnie w czoło, a następnie zaczął mocno łaskotać. Dobrze wiedział, że tego nie lubię... Po chwili usłyszeliśmy jakąś dość głośną dyskusję przez okno. Szybko podbiegłam do parapetu, Ross od razu za mną.
- Whitney? Z kim ona gada? - zaczął chłopak
- Nie mam pojęcia. Stoi tyłem.
- To na pewno ten pedofil, który chciał ją zgwałcić! - uniósł się
- Przestań... - chłopak odwrócił się a ja zobaczyłam Tyler'a? Ale jak to? - Ej, Ross? - szturnęłam go w ramię
- Coo?
- Ja go znam!
- Jak to znasz?!
- To jest Tyler! Ale jak to? Skąd ona go zna?!
- Ale kto to jest ten Tyler?! - oboje spojrzeli się w stronę naszego okna. Na szczęście zdążyłam pociągnąć Ross'a na ziemię
- Nie drzyj się tak!
- Sorki...
- Jak byłam u cioci to go tam poznałam. Strasznie działał mi na nerwy! Nienawidziłam go! Ale jakoś no zaprzyjaźniłam się z nim... I przyjechał dzisiaj ze mną. Ale jak to się stało że oni się znają?
- A skąd wiesz że się znają? Może tak się spotkali i on ją podrywa?
- Serio? Przecież oni się kłócą! - wyjrzałam jeszcze przez okno, ale już nikogo nie było
- Poszli...Pewnie nas usłyszeli...Kurde, sama nie wiem. Dziwi mnie ta sytuacja trochę. Ale może zbieg okoliczności albo...
- Chwila chwila! Jak ten chłopak się nazywa?
- Tyler.
- Jak ostatnio u mnie była to taki do niej dzwonił ale nie odebrała.
- Hm...Ciekawe czemu? Pewnie była 'zajęta'. - spojrzałam z uśmieszkiem na blondyna
- Naprawdę? Teraz będziesz się o to kłócić że z nią spałem?  - otworzyłam szeroko oczy z wrażenia
- Słucham?!
- Ale nie tak, że uprawiałem z nią seks czy coś. Ona jest jak moja siostra! Scar naprawdę!
- To sobie dzisiaj z nią śpij! Jak to twoja siostra! Jestem zmęczona. Idę spać...
- Ale gdzie?
- Do Delly. Narazie... - wstałam z miejsca i udałam się do pokoju blondynki
- No ale co ja takiego zrobiłem? ... Za dużo gadam. - powiedział do siebie i rzucił się nie trafnie na łóżko, z którego od razu spadł - Niech to szlak!
___________________________________________________________________________
 Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Przez całą noc zastanawiałam się nad tym jak to możliwe że oni się znają. Muszę się tego dowiedzieć. Zeszłam szybko na dół do kuchni gdzie siedział Ross i gotował?
- Hej... A co ty tu robisz o tej godzinie? Jak na ciebie to szybko!
- Chciałem ci zrobić niespodziankę skarbie i przeprosić...
- Ale...
- Kochanie, wiem że masz takiego głupiego chłopaka. Nadal nie mogę uwierzyć, że trzymasz się z takim idiotą. Ale wiem, że bardzo go kochasz dlatego przepraszam. Zrobiłem ci pyszne śniadanko - wskazał na naleśniki w kształcie serca oblane sosem czekoladowym z truskawkami
- Oooo - rzuciłam mu się na szyję i zaczęliśmy się całować. Do kuchni wszedł Rocky, którego nawet nie zauważyliśmy i zaczął jeść naleśniki
- Nie żeby coś, ale moglibyście się tak przy wszystkich nie lizać.
- My się  nie liżemy idioto tylko.. - zaczął Ross i spojrzał na brata jedzącego jego naleśniki - Ej! Co ty robisz?!
- Pewnie jem... Nie znałeś wcześniej takiej czynności co co? - zaczął się śmiać
- Zamknij się! To są moje naleśniki zrobione dla mojej dziewczyny, więc że tak kulturalnie się wyrażę, wypieprzaj mi stąd!
- To nie było ładne... - posmutniał
- Ross, daj mu zjeść. Później to ja ci takie zrobię.
- Nie! To miały być takie przeprosinowe, zrobione prosto z serca!
- A ja je tak prosto z serca zjadłem. Ale były bardzo dobre! Dzięki bracie. - poklepał blondyna po ramieniu i udał się na zewnątrz
- Dobra... Chodź mała, zabiorę cię na śniadanie do jakieś restauracji.
- Dla mnie spoko! - ruszyliśmy szybko w kierunku miasta.
___________________________________________________________________________
Dom Allyson
 Ally od samego rana siedziała w domu i sprzątała. Po posprzątaniu całej góry, zeszła na dół. Po chwili wyszła do ogrodu. Zaczęła podlewać kwiaty. Miała na uszach słuchawki, także nic nie słyszała. Kiedy się odwróciła upuściła konewkę na ziemię!
- Riker! - położyła sobie rękę na klatce piersiowej - Zgłupiałeś?! Mam dostać zawału?
- Przepraszam...Nie chciałem cię wystraszyć. Powinnaś nie słuchać muzyki podczas podlewania kwiatów.
- Nikt tego jeszcze nie zabronił kochany... - uśmiechnęła się i usiadła razem z chłopakiem na ławce
- Tooo, wyjeżdżasz? - zapytał niepewnie
- Yyy...Skąd to wiesz?
- Od Rydel. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Boo, nie wiedziałam czy się dostanę! I nie chciałam cię martwić...
- Czym?
- Bo masz teraz tyle na głowie. No i tak mało czasu spędzamy razem...
- Dobra, ale gdzie wyjeżdżasz?
- Do Waszyngtonu...
- Słucham?! Ale...
- Style's Company zaproponowało mi u nich staż. Na razie na rok. No i pomyślałam, że tam mogę dokończyć szkołę i studiować...
- Wiesz to świetna wiadomość! Zawsze o tym marzyłaś, żeby dostać się do takiej branży modowej, ale...
- Riker, sama nie wiem co dalej. Mam wyjechać na drugi koniec kraju. A co z nami?
- Przecież możemy nadal być razem.
- No tak...
- Chcesz to skończyć? - mina chłopaka posmutniała
- Niee...Ale boję się, że nasz związek tego po prostu nie przetrwa.
- Rozumiem...Wiesz, mam coś jeszcze do załatwienia. Będę leciał... - chłopak wstał i udał się w kierunku drzwi
- Riker?
- Hm?
- Kocham cię. - podszedł do niej i pocałował ją w czoło
- Ja ciebie też. Damy radę. - uśmiechnął się i wyszedł z domu blondynki.
___________________________________________________________________________
  Po czasie spędzonym na wsi, bardzo stęskniłam się za miastowym życiem. Postanowiłam, że pójdę razem z Delly i Van na małe zakupy. Miałyśmy niezły ubaw! Jeden facet pomylił Rydel z Britney Spears. I zaczął głośno wydzierać się do żony. Zaczęłyśmy się śmiać. A następnie poszłyśmy do sklepu, totalnie olewając zdziwionego mężczyznę. Po dużych zakupach znalazłyśmy jakąś kawiarnię, do której od razu poszłyśmy.
- To co, jak nazywa się ten przystojniak, którego przywiozłaś? - rzuciła tak od razu Vanessa
- Yy, pamiętasz że masz chłopaka nie? - odezwałam się
- Wiem wiem! Ja się tylko pytam!
- No właśnie Scar, ja też jestem ciekawa! - dodała Rydel, puszczając oczko
- To ma na imię Tyler i ... - urwałam bo w oczy rzucił mi się owy chłopak z Whitney
- I ?
- I zaraz wracam! - wstałam z miejsca i już chciałam ruszyć w kierunku obojga z nich
- Hola hola! A tobie gdzie tak śpieszno? - Van złapała mnie za rękę i z powrotem posadziła na krześle
- Jaa, tylko chciałam się przejść.  - spanikowałam i spojrzałam znowu w tamtym kierunku, gubiąc parę z oczu - A zresztą to już nic.
- Dziwnie się zachowujesz od przyjazdu. Na pewno wszystko dobrze?
- Tak! Ja tylko...Muszę się czegoś jak najszybciej dowiedzieć. - chciałam już wstać z miejsca, ale Delly mnie złapała za nadgarstek
- Oo nie nie! Nigdzie nie pójdziesz! Dzisiaj spędzasz dzień z nami! Nie pozwolę, żebyś się zamartwiała ani nic.
- Ale ja... A zresztą! To co laski, idziemy zaszaleć? - dziewczyny spojrzały na mnie ze zdziwieniem - No co? - i wybuchły głośnym śmiechem
- No! I taką Scarlett kocham! Idziemy! - krzyknęła Rydel. Następnie złapałyśmy pierwszą lepszą taksówkę i ruszyłyśmy na podbój LA!
___________________________________________________________________________
  Resztę tego pięknego dnia spędziłyśmy na plaży. Było cudownie! Cieszę się, że dałam się na to namówić! Wieczorem, około godziny 21.00, wróciłam do domu. W moim pokoju zastałam Tyler'a.
- Ooo, a co ty tu robisz? - uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku, składając rzeczy zostawione przez mamę
- Odwiedziłem cię. Nie widziałem cię przez cały dzień.  - odezwał się brunet
- Oh, stęskniłeś się?
- Chyba sobie żartujesz! Za tobą? - uśmiechnęłam się słodko - Za tobą, nigdy!
- Ale ty jesteś wredny! - rzuciłam w niego poduszką
- A tak serio, to miałaś rację. LA jest naprawdę niesamowitym miastem!
- Mówiłam... Um...Mogę o coś zapytać?
- Wal!
- Skąd znasz Whitney?
- Yyy...A wy się znacie?
- Nie udawaj.
- Dobra. Znamy się. Nie wiedziałem, że jest w Los Angeles. Spotkaliśmy się wczoraj jak wychodziłem od ciebie z domu.
- Ale skąd ją znasz? Nigdy o niej nie mówiłeś.
- Yy... My...To znaczy... Po prostu się znamy. Wiesz nie mam za bardzo czasu. Muszę spadać. To narazie... - wstał i tak nagle wyszedł
- Ale... Tyler! - krzyknęłam, ale to nic nie dało. O co tu chodzi?! Co on ukrywa? 


***

  Po kilku godzinach namysłu zadzwoniłam do Ross'a.
- Co się stało?! - zaczął blondyn, odbierając telefon
- Nic? Czemu miałoby się coś stać?
- Ponieważ jest godzina 23.30 kochanie. Zazwyczaj nie dzwonisz do mnie o takiej godzinie.
- To od teraz będę. Obudziłam cię?
- Niee. Piszę piosenkę, ale mi coś nie idzie. Może chcesz przyjść i mnie zmotywować?
- Bardzo śmieszne. Tobie po wczoraj taka motywacja starczy skarbie.
- Jesteś nie dobra.
- Też cię kocham! Ale nie po to dzwonię. Pamiętasz tego mojego kolegę - Tyler'a?
- Noo...
- Ross.
- Dobra, tak. I co?
- Słuchaj, coś mi tu nie gra. Mówię o nim i o Whitney. Pytałam go dzisiaj o to, ale zaczął się wymigiwać. Nie wiem o co tu chodzi, ale trochę mnie to niepokoi. Dowiesz się od niej czegoś?
- Scar kochanie, sam nie wiem po co ci to. Znają się i tyle. Daj sobie z tym spokój.
- Ross, ja po prostu...
- Scar. Idź już lepiej spać. Słychać że jesteś zmęczona. Pogadamy jutro. Mam dla ciebie niespodziankę.
- A co to?
- Jutro się dowiesz! A teraz dobranoc.
- Pa...
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Rozłączyłam się, ułożyłam wygodnie w łóżku i zasnęłam.
___________________________________________________________________________
 Następny dzień - dom Lynch'ów
Wstałam dzisiaj wcześnie, ponieważ Ross wymyślił sobie jakąś niespodziankę. Nadal jestem ciekawa co to. W takim razie, udałam się szybko naprzeciwko. U Lynch'ów już wszyscy byli na nogach. Rydel przyrządzała chłopakom w kuchni śniadanie, Rocky z Ell'em siedzieli przed telewizorem, a Riker siedział zamyślony przy stole.
- Hej. Ej Rik, co jest? - zapytałam z troską chłopaka
- Nic nic... Myślę nad wyjazdem Ally.
- Aaa... Ona podejmie właściwą decyzję.
- No wiem, ale...
- Nie wiesz co będzie dalej?
- Dokładnie.
- Riker, idź się lepiej przejdź na spacer. Dobrze ci to zrobi. - wtrąciła Rydel, kładąc na stole stos kanapek
- Tak tak... - wstał i wyszedł
- Jedzenie! - krzyknęła dziewczyna - To aż nieprawdopodobne, że oni mimo tego że są już pełnoletni, ja nadal robię im śniadanie, obiad i kolację. I jeszcze trzeba ich wołać! - zaśmiała się
- To musisz jakiś rygor w tym domu wprowadzić.
- Chyba tak. Nie wierzę, że rodzice tak po prostu nas zostawili.
- Jak to?
- Kupili sobie mały domek na drugim końcu LA, żeby nie słuchać ciągłych pretensji.
- Według mnie dobrze zrobili.
- Hah. Według mnie też.- szepnęła mi na ucho
Po krótkiej chwili wszyscy pojawili się przy stole. Kiedy Ross zjadł śniadanie udaliśmy się w stronę studia. Przez cały czas byłam ciekawa po co on mnie tam wiezie. Ale w ogóle się nie odzywałam. Kiedy zatrzymał samochód, odezwałam się.
- Po co tu jesteśmy?
- Zobaczysz! Chodź! - uśmiechnął się i  pocałował mnie w policzek
Wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Szliśmy długim korytarzem. Na ścianach wisiało dużo plakatów z wizerunkami innych gwiazd. Udaliśmy się do gabinetu jakiegoś faceta.
- Nareszcie jesteście! - przywitał nas wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji
- Scarlett, poznaj mojego szefa. John Parker. Panie Parker, moja dziewczyna Scarlett Blue. - przywitałam się i podałam rękę uśmiechniętemu od uszu do uszu mężczyźnie
- Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać.- odezwał się
- Mi również jest miło. Ale o co tu chodzi?
- Ross nic ci nie mówił?
- Niee?
- Słyszałem jak śpiewasz i powiem, że dla mnie mogłabyś być gwiazdą! - otworzyłam buzię z wrażenia!
- Ale że ja?
- Tak! Masz niesamowity głos! Dlatego już mówiłem to Ross'owi. Chciałbym rozpocząć z tobą współpracę!
- O słodki Jezuu! Mówi pan poważnie?
- Bardzo poważnie. Ale najpierw chcę z tobą trochę popracować, a potem pogadamy o przyjęciu cię do Hollywood Records.  Co o tym myślisz?
- Dla mnie to cudowna wiadomość! To znaczy muszę się jeszcze zastanowić bo miałam trochę inne plany na przyszłość, a to taka nowość! Taki w ogóle szok! I sama jeszcze nie wiem.
- Nie no oczywiście takie sprawy trzeba przemyśleć. Tylko myślałem, że zawsze chciałaś pracować w takiej branży.
- No coś tam kiedyś wspominałam na ten temat, ale zawsze myślałam, że się nie nadaję.
- Ale nadajesz się! Tylko nie wiem czy to będzie dobry pomysł, żebyście oboje pracowali w tej samej wytwórni.
- A to niby dlaczego?! - oburzył się Ross
- Czy ja rozmawiam z tobą?
- No...tak!
- Uspokój się! Chodzi mi o to, że nie zbyt podoba mi się zatrudnianie gwiazd - par. Dlatego, że w życiu dużo może się stać i ...Zresztą co ja będę wam mówił. Dobrze o tym wiecie. Przemyśl to Scarlett. Jeśli chcesz mogę cię również polecić w innych wytwórniach.
- Dziękuję bardzo. Jeśli pan oczywiście chce.
- Tak. To zastanów się dobrze. A potem umówimy się na próbne nagrania i inne sprawy.
- Dziękuję. Do widzenia.
Pożegnaliśmy się i opuściliśmy budynek.
- Jak to nie jesteś pewna?- zapytał chłopak, otwierając mi drzwi do samochodu
- Ross, zrozum, że nie tak wyobrażałam sobie moją przyszłość. Co prawda kiedyś o tym marzyłam, ale nie myślałam, że zdobędę taką szansę. Lubię śpiewać. Muzyka jest dla mnie wszystkim, ale to nie takie proste.
- Tak, tak. Dobra jedziemy...
- Jesteś zły?
- Niee. Rozumiem cię. To wszystko jest dla ciebie nowe. Wiem to... To jak podoba ci się niespodzianka?
- Najlepsza jaką kiedykolwiek dostałam. Dziękuję! - pocałowałam go w policzek
- Tylko tyle?  - przewróciłam oczami i  pocałowałam go.
- Wystarczy?
- Nie, ale może być. - zaśmiałam się i odwróciłam
- Ross! Patrz! - wskazałam na Whitney i Tyler'a wychodzących z jakiegoś budynku. Chyba się kłócili. Bo dziewczyna przez cały czas wymachiwała rękoma, a później chłopak rozkazał jej wejść do samochodu.
- Jedziemy za nimi! - krzyknął Ross i od razu ruszył z piskiem opon z parkingu
***
Udało nam się ich dogonić. Zatrzymali się obok jednego z bloków, w którym mieszkała Whitney. Oboje udali się do mieszkania. Postanowiliśmy ruszyć za nimi. Czułam się normalnie jak w jakimś kryminale.
Stanęliśmy przed drzwiami do mieszkania brunetki. Zapukałam raz, drugi. Nikt nie otwierał. Dopiero za trzecim razem otworzył nam Tyler, którego chyba dosyć zdziwił nasz widok. Jednak bez żadnego słowa wpuścił nas do środka. Usiedliśmy na kanapie, centralnie przed nimi.
- No słucham. - powiedział Ross
- O co wam chodzi? - oburzyła się Whitney
- O nic. Chcemy po prostu wiedzieć o co wam chodzi. Nikt z was nie chce powiedzieć skąd się znacie. Już nie mówiąc o tym, że jak was widzimy to zwykle się kłócicie. - dodałam jednym tchem
- Dobra, koniec! - odezwał się nagle Tyler
- Co ty robisz? - powiedziała szeptem do chłopaka dziewczyna
- Czas to skończyć Whitney! I tak zaraz wszyscy się o tym dowiedzą! Denerwujesz mnie, więc przykro mi ale tego tak nie można ciągnąć! - brunetka wzięła głęboki oddech i spojrzała najpierw na Ross'a, a następnie na mnie.
- No to mówicie w końcu o co chodzi! - zdenerwowałam się
- Znamy się dłużej niż wam się wydaje... - zaczęła dziewczyna
- My byliśmy razem. - dokończył za nią
- Ej! Chwilunia! Whitney? To jest ten chłopak ze zdjęcia?! Ten co cię zgwałcił?! Mówiłaś, że nie masz z nim żadnego kontaktu!- oburzył się Ross
- Co?! Jak to zgwałcił?! - wtrąciłam. Nie mogłam w to uwierzyć, że on to mógł zrobić! Wszyscy na siebie patrzeli. Tyler wydawał się być w największym szoku
- Whitney, do jasnej cholery co ty masz nagadane?! - oburzył się chłopak i aż wstał. Tylko Whitney siedziała cicho jakby nic nie zrobiła.
- Uspokójcie się wszyscy! O co tu teraz chodzi?- krzyknęłam
- Whitney powiedziała, że ją wykorzystałeś i zgwałciłeś.
- Słucham?! Czemu to powiedziałaś?! - brunet skierował słowa do dziewczyny
- Nie wiem! Jak zobaczyłam to zdjęcie to miałam ochotę cię udusić! Nienawidziłam cię za to że mnie wtedy zostawiłeś!
- Wiesz dobrze jak było! Gdybym wtedy nie wziął winy na siebie, siedziałabyś już dawno w pudle! Nie wierzę w to, że powiedziałaś mu że cię zgwałciłem! Sama tego chciałaś! W tamtym lesie!
- Dobra, nieważne już! Okłamałam cię Ross. Przepraszam. Ale musiałam.
- Fajna z ciebie przyjaciółka. - odburknął blondyn
- Ej, wiem co zrobiłam jasne! Nie wracajmy do tego!
- Nie wracajmy?! Whitney! Postawiłaś Tyler'a w bezndziejnym świetle! - krzyknęłam
- Dobra, mówcie pokolei jak to wszystko było, bo ja się juz w tym pogubiłem. - powiedział Ross
- To było tak... - zaczął Tyler - Byliśmy razem chyba od ponad roku. Bardzo się kochaliśmy. Zawsze byliśmy taką wzorową parą, jak to niektórzy mówili. Ale kiedy Whitney poszła do innej szkoły, zaczęły się problemy. Wpakowała się w jakieś kretyńskie towarzystwo, w które wciągnęła potem mnie. Ćpała, paliła i piła. Początkowo mi też to się podobało, ale później z nich wszystkich zrezygnowałem. Whitney dalej była wierna swoim przyjaciołom, którzy sprowadzali ją na złą drogę. Często się przez to kłóciliśmy. Namawiałem ją, że z tym skończyła, ale ona nie chciała. I tamtego dnia, kiedy była impreza urodzinowa jej przyjaciółki, byliśmy tam obydwoje. Postanowiliśmy przejść się na krótki spacer, żeby uwolnić się chociaż na chwilę od głośnej muzyki, bandy pijanej już od zbyt dużej ilości alkoholu młodzieży i pobyc trochę razem. Udalismy się do lasu. W pewnym momencie było naprawdę romantycznie. Ona jakby się zmieniła. Mówiła, że juz z tym skończyła. Bardzo się ucieszyłem i zaczęliśmy się przytulać i całować coraz namiętniej. Whitney oparła się o drzewo i zdjęła z siebie koszulkę, uwodząc swoim nieziemskim spojrzeniem. No i potem możecie sobie dokończyć co było dalej...Ale jej nie zgwałciłem! Oboje tego chcieliśmy!
- Whitney, to prawda?  - zapytał blondyn
- Tak to prawda... Zmyśliłam tą historię, bo cię nienawidziłam Tyler! Po tym wszystkim!
- Po tym wszystkim?! Wziąłem na siebie całą winę! Powinnaś mi dziękować!
- Zdradziłeś mnie! A przyżekałeś że tego nigdy nie zrobisz!
- Chwila, chwila... - wtrąciłam - Ale o co chodzi z tą policją i zdradą?
- Jeszcze wcześniej wpakowałam się w jakiś głupi układ z narkotykami. Moi znajomi wpadli i mnie wydali. A kiedy policja znalazła mnie i Tyler'a, on wziął winę na siebie. I to on poszedł za to do paki. Ale to nie zmienia faktu, że mnie zdradził! Chciałam się potem przyznać, bo było mi z tym wszystkim źle, ale kiedy dowiedziałam się że od kilku tygodni Tyler sypia z jakąś laską stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Znienawidziłam go! I wyjechałam tak bez słowa. Nikomu nie mówiąc nigdy co się stało.  - dziewczynie zaczęły lecieć łzy. Schowała twarz w rękach i rozpłakała się. Nie lubiłam jej i nie mogłam tego wszystkiego zrozumieć, ale widziałam jak to wszystko ją dobiło. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
___________________________________________________________________________
Dom Lynch'ów
 Ally razem z Rydel i Van siedziały w salonie oglądając jakąś komedie romantyczną. W tym czasie chłopaki byli na kręglach. Po dłuższym czasie cała trójka wróciła do domu.
- Czeeeść dziewczynki! - krzyknął Ell, przechodząc przez próg salonu
- Dobrze się czujesz? - zapytała, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu Rydel
- Oczywiście skarbie. Nigdy nie czułem się lepiej. - odparł i ucałował dziewczynę w policzek
- Yyy nie żeby coś, ale... Jesteście razem? - spytała Vanessa
- Nie! - uniosła się blondynka
- Dobra, tak tylko zapytałam...
- Spokojnie, Rocky z Ell'em trochę przesadzili z alkoholem dlatego tak się zachowują. - wtrącił Riker
- Ale ty chyba nie piłeś? - zapytała Allyson
- Niee. Prowadziłem, więc nie mogłem. Ale teraz napiłbym się czegoś mocniejszego. - uśmiechnął się przekonująco do siostry
- Ja też! - odparła z radością dziewczyna - Zaszalejmy! Długo się bawiliśmy się tak razem!
  Po jakimś czasie po wszystkich było widać działanie dużej ilości alkoholu.
- A tak w ogóle, to gdzie są nasze gołąbki? - wtrącił nagle Rocky
- A wiesz, że nawet nie wiem. - odparła Rydel
- Wydaje mi się, że Scar mówiła coś, że idą jakąś sprawę z Whitney załatwić. - wtrąciła Van
- Hah! A oni znowu z tym samym. Jeszcze się przez to pokłócą.
- To oni są w końcu razem?- zapytał Ell
- No chyba tak. - powiedziała Delly - Zresztą, nie ważne. Ich się zapytacie... Ej, wiecie co? Tak sobie ostatnio myślałam, że dużo się zmieniło odkąd Scarlett się tu wprowadziła.
- Dokładnie. Gdyby nie ona, nigdy nie poznałbym Vanessy. - powiedział Rocky
- Dużo się zmieniło od tego czasu. Zresztą, Riker i Ally też jakoś od tamtego momentu są razem. - blondynka spojrzała na dziewczynę, która siedziała obok Riker'a. Nie wyglądała za dobrze. Było widać , że coś jest nie tak. - Ally? Co jest? - zapytała z troską
- Nic nic. - spojrzała na blondynkę i lekko się uśmiechnęła
- Przecież widać, że coś jest nie tak. Mów co się dzieje.
- Bo chodzi o to, że... Riker, ja nie mogę wyjechać. - spojrzała na chłopaka
- Noo to wspaniała wiadomość! - ucieszył się blondyn - Ale dlaczego zmieniłaś tak nagle zdanie?
-  Boo... Muszę ci coś powiedzieć...
___________________________________________________________________________
  Tymczasem ja z Ross'em nadal siedzieliśmy w mieszkaniu Whitney i próbowaliśmy dowiedzieć się jak najwięcej.
- I co to wszystko? - zapytał ze zdziwieniem Ross
- No chyba tak. - odparła dziewczyna
- No dobra, opowiedzieliście nam tą waszą historię. Ale nadal nie wiemy dlaczego za każdym razem jak się widzicie kłócicie się. I skoro Whitney cię nienawidzi to czemu tyle się widujecie? - zapytałam
- Musisz wszystko wiedzieć? - odburknęła dziewczyna
- Tak!
- Nie wiem co was to w ogóle obchodzi. Nasza sprawa... Widuje się z nim tylko dlatego, że...Yyy to wszystko wróciło!- spanikowała
- Co wróciło!? - oburzył się Tyler - Przecież przysłałaś mnie tu specjalnie, żebym pomógł ci w tym całym blogu, który ujawnia najgorsze rzeczy z życia gwiazd. - powiedział chłopak, a dziewczyna położyła sobie rękę na twarzy
- Cooo?! On kłamie...Nie słuchacie go... - próbowała się wymigać od niezręcznej sytuacji
- Chwila, chwila... - zaczął Ross - Jaki blog?
- No normalny... - odparła dziewczyna
- Whitney, to ty jesteś sprawcą tego wszystkiego?! To przez ciebie media znają te wszystkie informacje o mnie?!
- Dobra! Tak to ja. To po to byłam na tamtym lotnisku z kamerą! To po to wypytywałam się cały czas o wszystko! Zadowolony? Przyznałam się! Ale nie byłam w tym sama. Tyler mi we wszystkim pomagał! - powiedziała. 
- Czemu to zrobiłaś?! Myślałem, że się przyjaźnimy!
- Bo się przyjaźnimy! Ale to było robione, zanim przeprowadziłam się do LA. Nie mogłam znieść faktu, że wyjechałeś z Littleton żeby być sławnym. Kochałam cię! Zawsze kochałam. Ale ty tego nigdy nie widziałeś. Mówiłeś przyjaźń na zawsze, ale szybko o tym zapomniałeś. A kiedy poznałeś Scarlett, to już w ogóle wszystko się zmieniło.
- Ale to nie jest powód!
- Nic z tego nie rozumiesz... Myślałam, że jak was pokłócę to wszystko się zmieni. Bez niej jesteś inny! Ona cię psuje! A ty tego nie widzisz! Blog i tak jest już zamknięty. Nie mogłam go dalej prowadzić. Przepraszam cię Ross. Ale musisz mnie zrozumieć. Nie będziesz z nią szczęśliwy! - dziewczyna spojrzała na mnie. Momentalnie z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Nie wytrzymałam i w mgnieniu oka wybiegłam z mieszkania.

KONIEC PIERWSZEJ SERII
___________________________________________________________________________
Heeej! 
No to mam dla Was nareszcie rozdział! Dlatego, że znowu tak długo nie dodawałam, jest on bardzo długi! Dlatego mam nadzieję, że się podoba. 
Jak już zauważyliście - na końcu - jest to ostatni rozdział pierwszej serii tego opowiadania. Tak, postanowiłam podzielić bloga na dwie serie. Z racji, że w drugiej dużo się zmieni w życiu naszych głównych bohaterów. 
W drugiej serii znajdą się nowe postacie i nowe problemy bohaterów. 
Ogółem to mogę powiedzieć tylko tyle. Postaram się jak najszybciej rozpocząć drugą serię. 
Aaa właśnie! Jak pewnie zauważyliście, zmienił się wygląd bloga. Dziękuję bardzo za prześliczny nagłówek - graphicpoison.blogspot.com
Ogółem to chciałam bardzo podziękować Wam - moim kochanym czytelnikom - za to, że czytacie mojego bloga i go komentujecie. Jesteście wspaniali! Mam nadzieję, że druga seria pójdzie mi tak dobrze jak ta! 
Postaram się napisać nowy rozdział jak najszybciej! Kocham Was Misiaki! <33 


~Olivia~


piątek, 9 maja 2014

Rozdział 45

Never getting help doesn't make you brave


   Stałam na scenie. Przede mną tłum ludzi. Wszyscy patrzą na mnie, a ja nie wiem co mam robić. Robi się coraz jaśniej. Ludzie zaczynają znikać. Nie ma już nikogo, a ja stoję sama na tej scenie. Nagle otwierają się drzwi i wchodzi on. Ross! Co tu robi? Co ja tu robię? Podchodzi do mnie, chwyta mocno moją rękę i oddaje mi swój mikrofon słowami: 'Właśnie tu, właśnie teraz'. Nadal nie wiedziałam co mam zrobić. Nagle z moich ust wydobyły się słowa piosenki napisanej przeze mnie i Ross'a. Wszędzie zabrzmiała przyjemna, spokojna muzyka. Stałam i śpiewałam, patrząc w brązowe oczy mojego ukochanego. Czułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie! Robiłam to co daje mi największe szczęście i miałam przy sobie kogoś kto mnie rozumie. Kiedy skończyłam śpiewać, chłopak zbliżył się do mnie i chciał już mnie pocałować, ale powiedział: 'Jeszcze nie nadszedł ten czas...' . Wszystkie światła zaczęły gasnąć, a on tak po prostu zniknął. Na sali ponownie pojawił się tłum ludzi, którzy głośno się ze mnie śmieli. Rozpłakałam się i chciałam uciec gdzieś daleko. Ale kompletnie nie mogłam się ruszyć!

 I... Nagle obudziłam się z głośnym krzykiem! Do pokoju wbiegła przerażona ciocia.
- Co się stało?! - krzyknęła i szybko podbiegła do mojego łóżka. Nie mogłam się uspokoić. Strasznie głośno oddychałam i próbowałam sobie przypomnieć co się stało
- Ja...Ja...Ja nie wiem...To .to...To chyba zły sen... - ukryłam twarz w rękach i rozpłakałam się, nie wiadomo dlaczego
- Ej kochanie...Cii..Nie płacz, to tylko sen. Cokolwiek w nim było... - uspakajała ciocia
- Wiem...Przepraszam. To tak nagle... - udałam, że wszystko jest dobrze
- Na pewno? - kiwnęłam twierdząco głową - Dobrze...Ja idę do pracy. Wieczorem będziemy miały gości.
- Aaa...No dobrze. - uśmiechnęłam się,a ciocia opuściła mój pokój
Wstałam z łóżka, spojrzałam w lustro, w którym była blada dziewczyna z napuchniętymi oczami i wielką 'szopą' na głowie. Po tym dziwnym śnie, miałam dość wszystkiego. Udałam się do łazienki i po około 15 minutach wyszłam już w miarę ogarnięta.
___________________________________________________________________________
  Tymczasem po drugiej stronie kraju całe R5 siedziało już od rana w studiu nagrywając piosenkę. Oczywiście nie obeszłoby się od kłótni...
- Ja już tak dalej nie mogę! - krzyknął Riker i trzasnął drzwiami siadając na przeciwko swojej siostry, która akurat przeglądała tekst nowej piosenki
- No już spokojnie. Co się znowu stało? - mówiła kojącym głosem blondynka
- Delly! Ty się jeszcze pytasz?! Przecież ten chłopak ma to głęboko w dupie! Japier** takie ku** coś!
- Ej! Uspokój się! I nie takimi słowami!
- Przepraszam. On po prostu no...Już od kilku godzin nagrywa tą samą wersję!
- Jeju Riker. Zejdź z niego. Ma teraz dużo na głowie. Sam napisał piosenkę. Powinieneś być z niego dumny. I do tego musi jeszcze radzić sobie z tą całą sprawą i grą w serialu.
- Nie broń go tak!
- Będę. Wiem tobie też jest ciężko. W ogóle teraz jak Ally wyjeżdża... - Riker aż wstał z krzesła
- Słucham?!
- No...Ups! Pewnie ci nie mówiła jeszcze. Dobrze zgadłam?
- Ja...Muszę się przewietrzyć! - trzasnął drzwiami i wyszedł na zewnątrz
- Eh. Dobrze, że ja nie mam takich problemów. - uśmiechnęła się i wróciła do poprzednio wykonywanego zajęcia
___________________________________________________________________________
  Przez resztę dnia byłam zdołowana. Nie mogłam zrozumieć znaczenia mojego snu. O co chodziło? Czy to miało coś oznaczać? Czy ktoś chce mi coś przekazać? Nie wiem... O godzinie 18.00 zaczęłam szykować w kuchni małe przekąski z racji, że do cioci mieli przyjść goście. Po przygotowaniu wszystkiego poszłam na górę do pokoju i rozsiadłam się na łóżku zakładając na uszy słuchawki. Muzyka zawsze pozwalała mi się odprężyć. Byłam tak wsłuchana, że nawet nie usłyszałam jak ktoś do mnie dzwonił. Wzięłam telefon i spojrzałam na jego ekran. 3 nieodebrane połączenia od Vanessy, 2 od Ross'a. O matko jeszcze tego mi brakowało. Szybko oddzwoniłam najpierw do Vanessy. Nie rozmawiałam z nią długo, ponieważ śpieszyło się jej. Później postanowiłam zadzwonić do Ross'a. Z jednej strony nie zbyt chciałam z nim gadać, sama nie wiem czemu, a z drugiej tak bardzo chciałam go usłyszeć. Wybrałam numer i zadzwoniłam...
- Halo? - zaczęłam
- Scarlett? - odparł chłopak, na co od razu się uśmiechnęłam
- Tak to ja.
- Koch...Yy to znaczy...Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę. Tęsknię...
- Oo Ross...Ja za tobą też. Przepraszam że nie odbierałam, ale byłam zajęta.
- Zajęta?
- Musiałam siedzieć przy garach. Sam rozumiesz. Ciężka praca.
- Aaaa no wtedy tak. - zaśmiał się
- I co tam u ciebie?
- A wiesz, po staremu. Nic się nie zmieniło. Problem nadal nie zniknął. Nikt nie wie skąd biorą się te informacje o mnie. Mam tego dość! Tej ciągłej krytyki! Ej...Mam nadzieję, że nie widziałaś ostatnio żadnych gazet ani nic?
- Niee... A co?
- Uff...To dobrze.
- O co chodzi Ross?
- O nic! Naprawdę... Po prostu napisali takie głupoty i w ogóle...
- Aha. - nagle usłyszałam głos cioci i otwierające się drzwi mojego pokoju w których stał Tyler - Yy Ross, ja będę kończyć boo.. Bo mam gościa, to znaczy gości!
- Yyy dobra jak chcesz. To pa. Kocham Cię...  - uśmiechnęłam się i chciałam powiedzieć to samo ale brunet wyrwał mi telefon z ręki i rozłączył
- Tyler! Czemu rozłączyłeś?!
- Bo tak mi się podobało. Właśnie mnie ignorowałaś.
- Co?
- No tak! Z kim gadałaś?
- Yy...Z Ross'em.
- Z tym dupkiem?
- Nie nazywaj go tak! Zazdro?
- Hahaha! Nie! Sama mówiłaś jak cię zranił i w ogóle, że chcesz od tego wszystkiego odpocząć...
- No wiem wiem...
- Dobra koniec tej nudy mała! Idziemy!
- Gdzie? Jest już wieczór.
- No właśnie! Idziemy na spacer. No chodź!
- A nie zgwałcisz mnie w tym ciemnym lesie?
- A tego nie wiem. - zrobiłam duże oczy - Żartuję. Chodź. - wstaliśmy i udaliśmy się na zewnątrz
___________________________________________________________________________________

 Los Angeles


Ross siedział sam w pokoju, gdyż reszta domowników bawiła się właśnie w klubie. Natomiast chłopak siedział na łóżku i brzdąkał coś na gitarze... W tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.  Blondyn szybko zszedł na dół otworzyć drzwi. Za nimi ujrzał przerażoną dziewczynę.
- Whitney? Co ty tu robisz o tej godzinie?
- Mogę wejść? - obejrzała się za siebie - Błagam. - dokończyła już ze łzami w oczach
- Jasne. - wpuścił ją do środka a ona rzuciła mu się na szyję, mocno go obejmując
- Nie zostawiaj mnie Ross!
- Ej, co się stało? Nie płacz. - zaprowadził ją do swojego pokoju, a następnie przyniósł jej gorącą czekoladę, podając jej do rąk - Proszę.
- Dzięki. - nadal mówiła drżącym głosem
- Możesz mi wreszcie powiedzieć co jest grane? Jest godzina 23.45!
- Ross, ja, to znaczy on...Nie mogę! - ukryła twarz w rękach - Nie wiem. Ktoś za mną szedł. I, i zaczął iść coraz szybciej. Olałam to i poszłam w innym kierunku, ale on szedł cały czas za mną. Przestraszyłam się i skręciłam w twoją ulicę na wszelki wypadek. Ale on był coraz bliżej. Nawet nie wiedziałam kiedy chwycił mnie za rękę...
- I co dalej?
- I przyciągnął do siebie i zaczął mnie całować. I dotykać... Jakoś go odepchnęłam i uderzyłam z całej siły w twarz tak że spadł na ziemię i uciekłam.
- Zabiję gnoja!
- Uspokój się! I tak go nie znajdziesz... Boję się.
- Cii... Nie płacz. Obiecuję ci że to się już nie powtórzy. Whitney, nigdy nie wychodź o tej godzinie z domu, rozumiesz? Teraz dużo takich kręci się po okolicy. Gdyby nie to że trafiłaś na mnie to nie wiadomo co by ci zrobił...
- Ugh! Ross do jasnej cholery! Wiem co by mi zrobił! Bo już do przeżyłam jasne?! Daj mi juz spokój...
- Um...Przepraszam. - mocno ją przytulił
- Okey. Już jest dobrze. - nagle zaczął wibrować telefon brunetki. Na ekranie telefonu wyświetlił się Tyler
- Tyler? Kto to?
- Yyy.. Nikt. Nie ważne... - rozłączyła i rzuciła telefon gdzieś na łóżko - Mogę dzisiaj zostać u ciebie?
- Oczywiście! Chodź. - położyli się razem na łóżku. Ross przykrył ich oboje kocem. Złapał dziewczynę za rękę i mocno przytulił. Po czym zasnęli.
___________________________________________________________________________________
Heeej Misiaki! 
Tadadadam! Napisałam nareszcie! Taa miało być szybciej no ale niestety jestem na to zbyt leniwa...Przepraszam!
Ale już mam go napisane. Powiedzmy, że zaczyna się coś dziać. Mam nadzieję, że się podoba. Chyba będę pisać dalej, bo mam taki dobry humor! Haha ciekawe czemu... No nic to tylko tyle. Jeszcze raz dziękuję, że ze mną jesteście! 
Kocham Was! <33 
 
Macie pioseneczkę! Uwielbiam ją! Hehe w ogóle tego słodkiego blondaska! *.*
 
 
~Olivia~

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 44

Strasznie mnie denerwujesz!

 Od przyjazdu do Tennessee minął dokładnie tydzień. Powiedzmy, że trochę już od tego wszystkiego ochłonęłam... Pobyt na wsi bardzo dobrze mi zrobił. Ale zaczynam tęsknić za rodziną i moimi przyjaciółmi...
- Scarlett, kochanie! - krzyczała ciocia z przed pokoju - Możesz zejść na chwilę?
Pośpiesznie zeszłam na dół.
- Co się stało? - zapytałam, zdejmując ręcznik z głowy
- Mogłabyś pójść do sklepu po zakupy, bo mamy pustą lodówkę, a wczoraj zapomniałam o tym...
- No pewnie, że pójdę! Trzeba było tak od razu. Tylko poczekaj, bo włosy muszę wysuszyć.
- Dobrze. Ja jadę do pracy. Będę przed 17.00 w domu. - powiedziała, zabrała torbę i jakąś teczkę z papierami i opuściła dom, zostawiając mnie samą.
- Wolność! - krzyknęłam do siebie, śmiejąc się głośno

***
Po wysuszeniu włosów, udałam się do wsi po zakupy. Szłam wąską ścieżką, podziwiając otaczający mnie krajobraz. Jestem tu tydzień, a nadal nie mogę się na to napatrzeć... W tylnej kieszeni spodni zaczął wibrować mój telefon. Wyciągnęłam go i odebrałam.
- Rydel?
- Heeeej! Wiesz jak ja za tobą tęsknię?
- Oo kochana, ja za tobą też! Strasznie mi was wszystkich brakuje!
- Na ile zostajesz?
- Sama nie wiem. Od przyszłego tygodnia idę do szkoły. Zobaczy się.
- Eh... Nie wytrzymam tyle!
- Dasz radę. A jak tam...?
- Ross? Dobrze. To znaczy już wszystko zaczyna się wyjaśniać z tą całą sprawą i w ogóle..Za godzinkę mamy próbę. Nie długo robimy trasę po Europie.
- Ooo to się cieszę. - moja twarz nie wiadomo z jakiego powodu trochę posmutniała
- Ej będzie dobrze! Nie przejmuj się nim narazie! Wiesz, że on cię kocha...
- Tak wiem, ale... - nagle zobaczyłam tego samego chłopaka co tydzień temu - Yy Delly przepraszam cię, ale muszę kończyć.
- Co się stało?
- Nic..Tylko zobaczyłam takiego chłopaka, który mnie strasznie denerwuje. I muszę się przed nim jak najszybciej schować...Yy to pa! - rozłączyłam się i schowałam za najbliższym drzewem...
___________________________________________________________________________________
W tym samym czasie - dom Lynch'ów
- Z kim rozmawiałaś? - zapytał Ross wchodząc do salonu
- Ze Scarlett.
- Co?! Czemu mnie nie zawołałaś?! - oburzył się chłopak
- A miałam? Nie możesz sam do niej zadzwonić?
- Yyy...
- No właśnie. Ale i tak długo nie gadała. Musiała kończyć, bo jakiegoś chłopaka tam zobaczyła i musiała iść, czy coś. Nie zrozumiałam jej... - blondyn otworzy szeroko oczy
- Słucham?! Jakiego chłopaka?! Co ty gadasz?!
- Uspokój się braciszku!
- Ale jak ona..Yy...Delly!
- Co?! Skąd mam to wiedzieć? Nic mi o nim nie mówiła. Sam się jej zapytaj...Ale nie teraz, bo robimy próbę. Chodź!
Ross i Rydel poszli do reszty grupy i zaczęli próbę. Po skończeniu udali się na miasto pozałatwiać różne sprawy. A mianowicie, Riker udał się jak zwykle do studia, Rocky z Ellem i Rossem chodzili bez celu po mieście, , a Delly siedziała w sklepie z butami...
___________________________________________________________________________________
  Szłam powoli chowając się za krzakami, żeby tylko pewna osoba mnie nie zauważyła...Chciałam przejść na drugą stronę i tu nagle...
- Ej! - krzyknął, a ja powoli się odwróciłam
- Co?! - odburknęłam
- No popatrz! Księżniczka! Cały tydzień cię nie widziałem. Gdzie się podziewałaś?
- A co to cię interesuje? Moja sprawa! A teraz wybacz, ale śpieszę się! - odwróciłam się i już chciałam iść ,ale chłopak chwycił mnie mocno za nadgarstek- Puszczaj!
- A  może trochę grzeczniej?
- Yy, chwila zastanowię się...Nie! Spierda**!
- Słuchaj...Nie wiem o co ci chodzi. Chciałem się grzecznie z tobą przywitać, a ty urządzasz mi tu jakieś awantury.
- Grzecznie?
- A co określenie 'księżniczka' nie jest grzeczne?
- Nie o to chodzi... Dobra, serio śpieszy mi się...
- Jakoś wcześniej ci się nie spieszyło jak chowałaś się za tymi krzakami. - zrobiłam duże oczy i chyba się nawet zaczerwieniłam
- Coo? Nie prawda...Jaa tylko... Zwiedzałam! Tak, zwiedzałam okolicę.
- Miastowa, a taka głupia...
- Nie jestem głupia! I skąd wiesz, że jestem z miasta?
- To widać. Po zachowaniu i tych głupich gatkach.
- Nie czepiaj się.
- Zresztą, moja mama przyjaźni się z twoją ciocią...
- Zaraz co?
- Zdziwiona?
- Dobra. Naprawdę nie mam ochoty na takie pogaduszki. Muszę iść.
- To powiedz jak się chociaż nazywasz księżniczko.
- Scarlett. - uśmiechnęłam się i pobiegłam w stronę sklepu
___________________________________________________________________________________
Kilka dni później
 Moja znajomość z Tyler'em (chłopakiem, którego jeszcze nie dawno próbowałam unikać) szła w dobrym kierunku. Nie ocenia się książki po okładce. Ja niestety tak go oceniłam... Po kilku dniach, które z nim spędziłam, zmieniam zdanie! Jest zupełnie inny! Co prawda czasem, eh no to za mało powiedziane. Zawsze! Mi dogryza...Ale naprawdę go polubiłam.
Dzisiaj chce mnie zabrać w jakieś tajemnicze miejsce. Nie chciał mi powiedzieć, dlatego nie wiem czy mam się bać czy cieszyć. To się okaże...
Wstałam z łóżka. Pobiegłam na dół po kilka tostów zostawionych przez ciocię. I szybko pognałam na drugi koniec wsi, gdzie czekał już na mnie Tyler.
- Jak zwykle. - odezwał się chłopak, opierając się o płot.
- Ale co? - odparłam, próbując złapać chodź trochę powietrza. Byłam strasznie zmachana, ponieważ przez całą drogę biegłam
- Spóźniona. Czy w Kalifornii nie mają takich rzeczy jak zegarek?
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne! Zawsze musisz być taki wredny?
- Dla ciebie zawsze i wszędzie! - uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem i ruszył w drogę
- Może tak łaskawie na mnie poczekasz?
- Jak się ruszysz to pójdę trochę wolniej.
- To ja nie idę! - spojrzałam na jego zdziwioną minę i usiadłam na kamieniu.
- To siedź. Cześć! - odwrócił się i poszedł dalej
- Że co?! - krzyknęłam, szeroko otwierając usta ze zdziwienia - Jak możesz mnie tak zostawiać? - oburzyłam się
- Normalnie. Nie widzisz?
- Niee?
- To twój problem. Ja idę...
- To idź! - udałam obrażoną i dalej siedziałam na tym zimnym kamieniu. Po około 10 minutach chłopak podszedł do mnie
- Co ty tu jeszcze robisz? Miałeś iść.
- Nie idę bez ciebie.
- To masz problem bo ja nie mam zamiaru z tobą iść.
- Nie denerwuj mnie! - spojrzałam na niego i znowu się odwróciłam. Tyler ostro się wkurzył. Wziął mnie na ręce i tak ze mną szedł
- Puszczaj!
- Nie chciałaś iść sama to ja pójdziesz ze mną.
- Nie! Nie masz takiego prawa! Jak to wygląda?!
- Przestań tak dramatyzować księżniczko!
- Nie mów tak do mnie! I puść mnie już do jasnej cholery!
- Rany...Jaka ty jesteś uparta!
- Ty też!
- Współczuję temu który kiedyś zostanie twoim mężem...
- Słucham? A to niby dlaczego?
- Jeszcze się pytasz? Przecież ty mu żyć nie dasz...
- Jesteś idiotą! Twojej żonie też nie będzie łatwo!
- A kto w ogóle powiedział, że będę żonaty?
- A co nie chcesz założyć rodziny?
- Tego nie powiedziałem...Nie wiem. Miałem już kiedyś dziewczynę, ale...Dobra zresztą nie ważne.
- No powiedz!
- Po prostu nam nie wyszło i tyle! Możemy zmienić temat?
- Nie! Sam go zacząłeś... Kochałeś ją?
- Kochałem? To mało powiedziane. Nie widziałem świata po za nią! Ale sprawy zaszły za daleko i...
- I ?
- Serio, nie chcę o tym gadać. Może kiedy indziej.
- Dobrze... Wiem coś o związkach. Zresztą już ci o tym mówiłam...
- Tak wiem. Cały czas mi o tym gadasz. Ten twój blondasek i w ogóle.
- Jesteś zazdrosny?
- Co!? Szczerze to mu współczuję. Chociaż teraz zazdroszczę bo ma od ciebie spokój. A nie tak jak ja.
- Jesteś naprawdę wredny.
- Oj przecież żartuję! Chodź tu! - podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale ja zaczęłam przed nim uciekać. Biegliśmy tak, aż wreszcie doszliśmy do małego jeziorka na ogromnej polanie pełnej pięknych kwiatów.
___________________________________________________________________________________
Los Angeles
 Rocky wraz z Rikerem i Rydel siedzieli w salonie. Rocky próbował pisać piosenkę, Rydel przeglądała katalog, a Riker siedział w papierach, których w sumie trochę było. Nagle do domu wparował zdyszany Ross.
- Co to kur** ma być?! - krzyknął i rzucił gazetą na stół tuż przed nos blondyna
- A co to jest? - zapytał zdezorientowany
- Gazeta! Nie widać?!
- Ej, ej! Ross! Uspokój się! - mówiła Rydel, uspakajając brata - Ross, co się stało, że jesteś taki zdenerwowany?
- Jeszcze się pytasz?! Myślałem, że to wszystko już się wyjaśniło. A tu nagle znowu coś! 'Ross Lynch to kobieciarz' Piękny nagłówek co? Mam już tego dosyć! Skąd oni biorą takie informacje?! Ja już w ogóle zdjęcia!
- Uspokój się! Wszystko zaraz się wyjaśni... - powiedział Riker
- W dupie mam te twoje słowa! Od dłuższego czasu jest tak samo! A to twoje ' Wszystko się wyjaśni' to możesz zachować dla siebie. Dlaczego uwzięli się tylko na mnie?! Scarlett na pewno już mi nie wybaczy jak zobaczy tą gazetę! Pewnie już sobie coś o mnie myśli...
- Ross! Mówiłam ci, że to wszystko wina...
- Przestań Rydel! To nie ona! Wszyscy tak się na nią uwzięliście! A to nie ona! Nie wiem nawet gdzie teraz jest, bo sobie wyjechała tak nagle. Obraziła się bo wszyscy tak po niej jadą!
- Nie wierzę! - krzyknął Rocky
- W co?
- W to, że po tym wszystkim ty nadal bronisz tej dziewczyny! Ross, do jasnej cholery zrozum wreszcie, że to wszystko przez nią! Przez nią sypnął się twój jakże śmieszny jak to wszystko związek! Ale nie! Ty masz to głęboko w dupie! Może gdybyś nie był wszędzie taki wyszczekany ludzie by cię inaczej postrzegali!
- Co ty teraz chcesz mi niby powiedzieć?
- To co słyszysz! Zacznij zachowywać się jak dorosły! - wstał i wyszedł z domu. Natomiast Ross stał jak słup soli, nie wiedząc co ma powiedzieć
- Ross, on ma w sumie trochę racji. Zastanów się naprawdę na tym wszystkim. - mówiła spokojnym głosem dziewczyna
- Nie będę się nad niczym zastanawiał! - zdenerwował się jeszcze bardziej i udał się na górę do swojego pokoju
- O matko... - Rydel załamała ręce i usiadła z powrotem, patrząc na Riker'a - A ty czemu nic nie mówisz?
- Bo to jest idiotyczne. Niech robi tak dalej... Ten zespół niedługo się przez niego rozpadnie.
- Przestań tak mówić Riker...
- Delly, czy ty nie widzisz co tu się dzieje? Nic już tego nie uratuje... Tylko Scarlett umiała mu pomóc. Ale teraz jest na to niestety za późno...
- Bez komentarza... - odezwała się dziewczyna, a następnie wróciła to poprzednio wykonywanej czynności.
***


Ross tylko na chwilę wszedł do swojego pokoju. Wziął gitarę i ruszył w drogę. Jechał, jechał i jechał gdzieś przed siebie. W końcu po kilku zakrętach w polne drogi, zatrzymał się w pewnym miejscu. Przeszedł gdzieś z kilometr i wreszcie doszedł na miejsce. Postawił gitarę pod drzewem i usiadł na tym samym miejscu. Zaczął coś brzdąkać, gdy nagle spostrzegł przed sobą czyiś cień...

- Whitney? - spojrzał na znajomą dziewczynę stojącą na przeciwko niego - Jak mnie znalazłaś?
- Jechałam za tobą idioto. Nawet nie zauważyłeś...
- Byłem taki zamyślony, że...Chwilunia. Co ty właściwie tu robisz? Myślałem, że wyjechałaś?
- Bo nie było mnie w LA przez tydzień. Załatwiałam sprawy w Nowym Jorku...Co, pewnie wszyscy myśleliście, że sobie tak nagrabiłam i od razu zwiałam?
- Ja tak nie myślałem...
- Przestań kłamać Ross! Nie oszukuj sam siebie...
- Ale ja...Słuchaj, wszystko mi się sypie. Moja dziewczyna mnie zostawiła, nie wiem co będzie dalej. Mój zespół się praktycznie rozpada... Nie wyrabiam!
- Jesteś słaby! Weź się w garść!
- Ja...Nie gadajmy już o tym dobra?
- Nie ma jak uciekać od problemów...
- Nie uciekam tylko sam już nie wiem jak temu zaradzić. Spróbuję najpierw uratować swój zespół, a potem zajmę się tą całą resztą.
- Typowy facet...
- Nie czepiaj się już. - szturnął ją lekko w ramię
- Idiota! - za to ona uderzył go z całej siły
- A to za co?
- A nie wiem. Lubię się z tobą droczyć.
- Osz ty! - wziął ją na ręce i zaczęła się kłótnia, która trwała dość dłuższą chwilę
- Dobra, koniec! Jak na dziewczynę to bijesz trochę za mocno!
- Ha ha. Taki mój urok kochany...
- Wiesz co, lubię to miejsce.
- Czemu?
- Bo tu pierwszy raz zgubiłem się.
- Coo? I co w tym jest takiego cudownego? - zaśmiała się
- I tutaj tak naprawdę zaczęło się to wszystko ze Scarlett. Było cudownie. Ona była cudowna. Idealna...
- W tym miejscu uprawiałeś z nią seks?! - dziewczyna zrobiła duże oczy
- Coo?! Niee... Mówię o tych innych chwilach... Jeszcze jej nawet tak dobrze wtedy nie znałem. I co miałem ją od razu w tych krzakach przelecieć?
- Wiesz...
- Nie jestem taki...
- Ale robiliście 'to' już?
- A co ciebie takie rzeczy interesują?
- Tak. - uśmiechnęła się szeroko
- Mam ci opowiedzieć swój pierwszy raz?
- A to z nią był pierwszy?
- Yyy nie?
- Boisz się przyznać?
- Dobra. To z nią był mój pierwszy raz. W święta.
- Ooo serio? Opowiadaj!
- Mam ci opowiedzieć swój pierwszy raz?
- Tak. Jestem twoją przyjaciółką. Możesz mi mówić o wszystkim.
- Ale tak z dokładnością?
- Idiota... Nie dokładnie. Nie jestem dzieckiem, wiem jak to wygląda.
- Aaa dobra już chyba rozumiem. No to było w święta. Nieźle się wtedy pokłóciliśmy. My mieliśmy koncert, a ona wyjechała do Bostonu do ciotki. I wtedy przyjechałem do niej i zaśpiewałem jej piosenkę, a ona się rozpłakała i pocałowaliśmy się. I później wszyscy razem, całą rodziną zjedliśmy kolację wigilijną. No i później siedzieliśmy razem w pokoju i tak to jakoś się stało...
- Wow... Zazdroszczę tej dziewczynie... Chwila. Robiliście to jak w domu byli jej rodzice, rodzeństwo i twoi rodzice?
- No w sumie tak.
- I nic nie było słychać?
- Nie wiem.
- O matko. W życiu bym się nie dała na takie coś.
- Bo jesteś za cienka!
- Wojna?
- Z tobą zawsze! - dziewczyna zaczęła uciekać, a następnie wróciła na wcześniejsze miejsce
- Jedziemy do domu? - zapytał chłopak
- Z wielką chęcią. Jestem już trochę zmęczona. - razem udali się do swoich samochodów
___________________________________________________________________________________
 
Heej Misiaki!
 To tak, żeby nie owijać w bawełnę, mam dla Was rozdział! Powiem znowu to samo. Przepraszam, że tak długo. Co prawda chciałam dodać w święta, ale kompletnie nie miałam czasu. A potem jeszcze te egzaminy. Ale jest już po wszystkim...
A w ogóle jak Wam się podoba ten rozdział? Jak dla mnie przejdzie. Nie myślę, że jest źle napisany, ale taki no nie wiem. Trochę pomieszany. Ale mam już pomysł na najbliższe kilka i już Wam mogę powiedzieć, że będzie ostro i dużo się pozmienia! 
To dziękuję, że jesteście. Kocham Was!

 
A to nowy bohater ~Tyler~ 
Niedługo będzie w zakładce. Ale jest śliczny! *.*
 
 
~Olivia~ 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 43

Nie można nad wszystkim zapanować w życiu...Ale można patrzeć przed siebie i decydować, gdzie iść dalej



Drogi Pamiętniku!
   Życie mogłoby wydawać się dla niektórym po prostu zwykłą bajką z księciem na białym koniu i pięknymi chwilami spędzonymi jako księżniczka, którą wszyscy kochają... to zwykłe kłamstwo! Czasami tak myślałam. Ale to były chwile, który trwały zaledwie kilka dni lub dzień. Było pięknie! I..Nagle czar prysł! ...Sama nie wiem dlaczego nawiązuję to wszystko do bajki. Może dlatego, że chciałabym tak czasem żyć? Ale kogo ja próbuję oszukać? Nic nigdy nie trwa wiecznie. Postanowiłam sama pokierować swoim życiem i rozpocząć je zupełnie od nowa. Sama! Przerwa od rodziny, przyjaciół, wrogów, a w szczególności od Ross'a, bardzo mi się przyda...Muszę od tego wszystkiego po prostu odpocząć, bo możliwe, że niedługo wyląduję w wariatkowie! Będę podążała według głosu mojego serca! I nic, ani nikt mnie nie zatrzyma...
_____________________________________________________________________________________
26 marca, obrzeża Los Angeles

  Siedziałam na trawie na jakieś łące... Było to moje ulubione miejsce. Rzadko tam przesiaduję, ponieważ od miasta położone jest dosyć daleko, ale od czasu do czasu warto odwiedzić to miejsce..tak czy inaczej siedziałam, a może już prawie leżałam na polanie, wpatrując się we wszystko co mnie co otaczało... Czułam się jakbym właśnie leciała. Moje ciało było takie lekkie. Wyobraziłam sobie wszystkie chwile jakie spędziłam w LA i wszystko co było zanim poznałam tą wspaniałą rodzinę. Dużo się zmieniło. Ja się przede wszystkim zmieniłam.... Z pięknego snu wyrwała mnie Rydel, krzycząc mi głośno prosto w ucho...
- Czyś ty kompletnie zgłupiała?! - spojrzałam na zdezorientowaną minę dziewczyny
- Uspokój się! Nie chciałam cię wystraszyć. - usiadła obok mnie i spojrzała przed siebie chcąc uniknąć mojego wzroku. Nie odzywałam się do niej przez około dwie minuty, po czym wybuchłam niepochamowanym śmiechem - A tobie co się teraz stało?- spojrzała ze zdziwieniem
- Wiesz, ja sama nie wiem! Tak jakoś... - chwilę później obie zaczęłyśmy się śmiać, wspominając dawne czasy
- Będzie mi tego brakowało...
- Czego? Mojej głupoty i tego, że zawsze musisz ratować mi tyłek przed zrobieniem tych głupot?
- Wiesz, że nie to mam na myśli. I ratowanie ci skóry to najprzyjemniejsza rzecz na świecie. Przynajmniej wiesz, że jesteś komuś potrzebna...
- Dell jak ty to robisz?
- Ale co?
- Masz czwórkę braci i jesteś jedyną, no nie licząc twojej mamy, dziewczyną w waszym domu. Skąd wiesz tyle o życiu? Nie przechodziłaś przecież aż takich ciężkich chwil...
- No masz rację. Nie miałam w życiu aż tak ciężko. Ale jeżdżąc dużo po świecie i widząc co się w nim dzieje, człowiek sam zaczyna dostrzegać ludzkie problemy i uczy się z nimi radzić. Nie muszę tego przeżywać, żeby wiedzieć co mam zrobić... A pomagając innym do tego otrzymuję nową wiedzę i doświadczenia życiowe...
- Wow...Nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak ty. W dobrym sensie oczywiście! Jesteś niesamowita Rydel!
- Oh już przestań tak mówić, bo się jeszcze wzruszę... Teraz pogadajmy o twoim wyjeździe...Co zamierzasz? Przecież nie możesz tak krążyć po świecie bez celu, po to żeby wywinąć się od Ross'a i wszystkich problemów...
- Rydel nie próbuję się od niczego wywinąć. Ja chcę po prostu odpocząć...A jeśli chodzi już o Ross'a to przede wszystkim on sam powinien sobie to wszystko przemyśleć. Wiem tylko, że nie potrafię mu zaufać. Już dałam mu jedną szansę. Stracił ją...
- Miłość jest trudna, ale nie możesz się tak łatwo poddawać.
- Ale ja jestem tym już wykończona... Myślę, że dla nas obojga będzie dobrze jak zrobimy sobie od siebie przerwę...
- Jak tam chcesz..Znasz moją opinię na ten temat więc już ci nie będę nic mówiła.
- Taaa...
- Ale wyślesz chociaż tą pieprzoną kartkę?
- Głupku ty mój! Oczywiście, że wyślę! - mocno ją przytuliłam do siebie
- Dzięki! Pamiętaj tu i tak zawsze będzie twój dom...
- Wiem...
___________________________________________________________________________________
Tymczasem, dom Lynch'ów
Ross siedział w swoim pokoju na łóżku z gitarą w ręku i coś nucił, co chwila zapisując zebrany tekst na kartce... - Nie chcę widzieć jak odchodzisz, nie chcę widzieć jak znowu chowasz swoją zwykle uśmiechniętą twarz w rękach, chcę żebyś poczuła to co wtedy,gdy zabrałem Cię właśnie tam..Oooho właśnie taamm... - nucił coś po nosem
- Nie! to jest bezsensu! - pogniutł kartkę i rzucił gdzieś za siebie
- Ej ej! Co ty robisz?! Tylko papier niszczysz! - oburzył się Rocky, wchodząc do pokoju brata - Ross, wszystko okey?
- Nie! Nic nie jest okey! Nie wiem po co każdy mnie się o to pyta! Przecież to chyba widać! Scar wyjeżdża, moja sprawa nadal się do końca nie wyjaśniła, a moje piosenki są beznadzieje! Jeśli to rozumiesz przez 'okey' to jasne spoko!
- Tylko zapytałem. Z tobą teraz nawet porozmawiać nie idzie...
- Wybacz Rocky... Sam nie wiem co się ze mną dzieje...Powiedz jak ty to robisz, że w ogóle nie kłócisz się z Van?
- A kto powiedział, że się z nią nie kłócę? Często się kłócimy, ale zawsze potrafimy wyjść z tego cało, że tak powiem...
- Przez moją głupotę poraz kolejny sprawiłem, że ona płacze. Nie wiem dlaczego wtedy zaufałem Whitney. Ale byłem głupi, a ona teraz wyjeżdża! I już mi nie wybaczy!
- Nie mów tak. Scarlett nie jest taka... Musisz dać jej czas. I sam się dla niej zmienić.
- Masz rację. Muszę poukładać sobie wszystkie sprawy, bo inaczej będzie ze mną cienko..
- Dasz radę stary...
___________________________________________________________________________________
30 marca 2014 - lotnisko
- Mam nadzieję, że tylko miesiąc? 

- Jesteś pewna, że chcesz lecieć? Przecież to tyle kilometrów od domu I w ogóle będziesz tam sama i...
- Mamo! Jestem prawie dorosła! Wiem, że się martwisz, ale nie jestem małym dzieckiem i przede wszystkim jestem rozsądna! - próbowałam uspokoić mamę, która moim zdaniem za bardzo dramatyzowała. Przecież nie wyjeżdżam nawet z kraju. Tylko na wieś i to jeszcze do cioci...
- No ja mam nadzieję córeczko... Jedziesz tam na miesiąc na razie i wiesz..
- Tak mamo. Wiem. Mam chodzić grzecznie do szkoły, ładnie się uczyć i uważać na siebie. Tak tak wiem! Napisałaś mi wszystko na kartce. Czy mogę już iść pożegnać się chociaż z przyjaciółmi? Bo naprawdę nie zdążę...
- Dobrze już idź...
- Dziękuję! - przytuliłam mamę, pożegnałam się jeszcze z tatą, bratem i siostrą i pobiegłam szybko do grupki moich kochanych przyjaciół
- No nareszcie! Co ta twoja matka tyle gada? Głodny się robię... - zaczął Rocky, na co Vanessa uderzyła go z całej siły w brzuch - Auuu! Za co?!
- Już ty dobrze wiesz kochanie.. - uśmiechnęła się zadziorczo
- Dobra przestańcie już. - odezwał się Riker
- Właśnie! - poparła Rydel - Będę za tobą bardzo bardzo tęskniła kochana! - mocno mnie przytuliła
- Ja ta tobą też! Ale to tylko miesiąc.
- Właśnie tylko miesiąc..
- No chyba, że...
- Scar?
- Nie wiem. Zobaczymy. Ale przecież wrócę. I tak już za wami tęsknię, a nawet nie wyjechałam.
- Ooo... - zaśmiał się Ratliff i udał, że się rozkleił
- Bardzo śmieszne!
- Dobra, skończcie gadać i żegnajmy się, bo samolot mi zaraz ucieknie. - pożegnałam się po kolei ze wszystkimi (trochę to trwało) i na końcu z Ross'em, który stał tak cicho i się w ogóle nie odzywał.
- Yyy dajcie nam chwilę. Odprowadzę ją.. - dodał nie pewnie i wziął mnie za rękę. Następnie staliśmy trochę dalej od reszty
- To... - zaczęłam, patrząc w jego piękne, brązowe oczy
- Scarlett ja...
- Mówiłeś już. Było minęło. Trzeba wszystko przemyśleć Ross. Dajmy sobie czas. Może po prostu nie było nam pisane...
- Nie mów tak. Dopasowaliśmy się jak nikt inny. Wiem, że to ja to wszystko zwaliłem i to moja wina. Ale naprawdę cię kocham.
- No ja wiem... Dobra to wtedy tylko do widzenia. - odwrócił się i chciał już iść dalej, ale z powrotem się odwrócił - Kocham cię. I nieważne co się stanie po twoim powrocie... - podszedł do mnie, a ja mocno się do niego przytuliłam - Nie chcę po prostu, żeby coś się między nami popsuło.
- Ja też...
- Wiesz, że teraz kocham cię dziesięć tysięcy razy mocniej, niż wtedy kiedy się poznaliśmy?
- Przestań...Bo zostanę.
- To zostań.
- Nie... Muszę odpocząć. I zacząć żyć własnym życiem. Też cię kocham, ale wiesz.. - nic na to nie opowiedział tylko podszedł do mnie i pocałował mnie.
- To ten ostatni raz. - i po prostu odszedł, a ja skierowałam się do sali odpraw
___________________________________________________________________________________
Kilka godzin później - Tennessee
 Po nie długim locie przez połowę kraju, wreszcie mogłam rozprostować nogi i wysiadłam z samolotu. Na lotnisku czekała na mnie taksówka, która z Nashville zawiozła mnie prosto do małej wioski, gdzie mieszkała moja ciocia Julie... Po przyjeździe na miejsce, ciocia przywitała mnie mocnym uściskiem i tą samą gadką - 'Jak ty wyrosłaś'... Eh... Następnie poszłam na górę się rozpakować i udałam się w miejsce gdzie często chodziłam, kiedy byłam małą dziewczynką.
Była to dość duża polana. Wokół pewno zielonych drzew przez które przedostawały się cieple promienie zachodzącego już słońca... Polana była ogrodzona małym młotem ze spróchniałych już desek. Za nią znajdował się jeszcze ogromny sad i mały staw...
Tak czy inaczej, pobiegałam na tą polanę i tam usiadłam. Siedziałam w tej głębokiej trawie, przyglądając się otaczającej mnie przyrodzie... Chwilę potem udałam się z powrotem do domu na kolację.... Po skończonym posiłku razem z ciocią poszłam do stajni nakarmić konie.. Zapomniałam jak to jest mieszkać na wsi. Jest tu taki spokój. Nie myśli się o żadnych problemach i przynajmniej nic ci o nich nie przypomina... Pod koniec dnia jeszcze pojechałam na przejażdżkę koniem po okolicy. Jechałam i jechałam i przez przypadek wpadłam na jakiegoś chłopaka, który jechał na rowerze...
- Uważaj jak jeździsz! - krzyknął chłopak
- Przepraszam! - chwilowo się przestraszyłam bardziej niż on - Chwila, chwila! To ty patrz jak jeździsz! Przecież mnie widziałeś!
- Oo przepraszam bardzo to ty chyba nie umiesz na koniu jeździć. Nie uczono księżniczki, że patrzy się na drogę? Droga jest dla rowerów i dla pieszych, a pole dla koni i obcych.
- Słucham?! Jakich obcych i jaka księżniczka?! Nie pozwalaj sobie tak! Nie znasz mnie! I w ogóle czemu ja z tobą nadal rozmawiam?... - odwróciłam się i chciałam już pojechać do domu, bo miałam serdecznie dość tego typa
- Haha no mówię, że księżniczka! Zachowujesz się jak dziecko! Ktoś na ciebie nakrzyczy to od razu wielka pani obrażona...
- Wcale tak nie jest!
- Nie? Sama chciałaś już iść, bo nie wiedziałaś co powiedzieć...
- Niee...Boo...Ja cię nie znam i nie mam ochoty z tobą rozmawiać. To ty jesteś rozpieszczonym bachorem! I nie wiesz jak się zachowuje wobec kobiet! Pfii w dupie mam takiego faceta...Nara!
- Taa. Idź już lepiej księżniczko! - uśmiechnął się parszywie - Aha i jeszcze jedno.
- Co!?
- Patrz jak jeździsz...Cześć!
- Mhm..Taa żyj! - krzyknęłam i udałam się w drogę powrotną
____________________________________________________________________________________

Heej! :* 
Wiem, wiem, że pewnie jesteście na mnie bardzo źli... I już z góry mówię, że bardzo bardzo przepraszam za to że przez prawie miesiąc nic nie dodawałam. Ale mogę się wytłumaczyć. Otóż, miałam małe, no to może za słabe określenie. No w sumie to duże problemy, ale już nie będę mówiła jakie bo to nie istotne... Po prostu przez te wszystkie problemy nie miałam czasu,ani nawet ochoty pisać, bo po prostu nie mogłam. Ciężko mi było po tym wszystkim dojść do siebie, ale jest już dobrze, chociaż problemy nadal się nie skończyły. 
Nie mam pojęcia kiedy dodam następny rozdział, bo za dwa tygodnie są egzaminy!!! Życzę powodzenia tym co piszą! Ja jestem załamana, bo nie wiem jak mam się uczyć, tym bardziej, że w szkole też nie jest łatwo..Ale jakoś trzeba przetrwać... Tak czy inaczej postaram się nadrobić wszystko na blogu. Mam już mniej więcej rozplanowane co będzie się działo przez najbliższe kilka rozdziałów. I planuję też zmianę wyglądu bloga, ale nie wiem ile z tego wyjdzie.
A jeśli chodzi już o sam rozdział to jak Wam się podoba? Według mnie ujdzie... Mógłby być lepszy. 
Tak więc Scarlett wyjechała. Pytania dla Was: Jak myślicie, czy Ross po jej wyjeździe się zmieni? I czy poznany przez Scar tajemniczy chłopak będzie miał duży wpływ na życie dziewczyny? 
Dobra to chyba by było na tyle. Ajć znowu się rozpisałam... To tak, przepraszam że tak długo musieliście czekać. Postaram się następny napisać w miarę szybko. I mam nadzieję, że dalej jest ktoś kto czyta tego bloga. Dlatego proszę o te komentarze. 
No to tyle. Dziękuję, że ze mną jesteście! Bo ten świat jest taki beznadziejny... 
Kocham Was mocno mocno! <33   



~Olivia~