poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 50



Drogi Pamiętniku! 

Dzisiaj oficjalnie stwierdzam, że nic nie wskazuje na to, żeby w moim życiu wydarzyło się coś dobrego. Czemu tak jest, że to zawsze na mnie spadają te nieszczęścia? Nie wiem. 
Myślałam, że wraz z rozpoczęciem się wakacji rozpocznę również nowe, spokojniejsze życie. Chciałam się cieszyć każdą chwilą. Nie przejmować głupimi problemami... No bo przecież życie ma się tylko jedno, prawda? Najwidoczniej tak się nie stało. 
Ten wypadek, który tak właściwie ja spowodowałam, był najgorszą rzeczą jaka mogła się wydarzyć. Chciałabym cofnąć czas i zobaczyć co by było gdybym wtedy się z nim nie pokłóciła. Może była bym teraz szczęśliwa? Może chociaż On by mnie pamiętał. 
_________________________________________________________________________________

  Otwieram oczy i trochę je przecieram. Delikatnie podnoszę się z łóżka. Sypialnia wypełniona jest ciepłymi promykami słońca, które aż prosi o to, żebym wreszcie wstała. Uśmiecham się sama do siebie, z niewiadomego powodu i spoglądam na ekran mojego telefonu - 10sierpnia | 10:25 a.m | 3 nieoderbrane połączenia| - O kurde! Zupełnie zapomniałam że umówiłam się z Rydel na 10! Ona mnie zabije! Nigdy nie potrafię się wyrobić na czas... A to ważne dla mnie spotkanie. 
Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam pędem do łazienki. 

***
  Przez ponad miesiąc nie widziałam się z nikim z rodziny Lynch'ów. Czasami tylko rozmawiałam z Rydel przez telefon. Czemu tak nagle się osunęłam od nich? Przecież są dla mnie jak rodzina... Ale po tym co się stało, po wypadku źle się czułam w ich towarzystwie, w towarzystwie Ross'a, który na mnie patrzył cały czas, ale co z tego skoro nawet nie wiedziałam kim naprawdę dla niego jestem. Czułam się jakby wszyscy obwiniali mnie za ten wypadek, no bo tak prawdę mówiąc ja sama siebie obwiniam. Dlatego korzystając z faktu, że są wakacje wyjechałam na miesiąc do mojej kuzynki do Włoch. Chciałam zostać dłużej, bo bardzo mi się tam podobało i nie tęskniłam za domem, ale Rydel powiadomiła mnie o lepszych wynikach Ross'a - ta wiadomość postawiła mnie na nogi i szybko wróciłam do domu. 
***

Jem śniadanie, które zrobiłam na szybko - czyli tosty od wczoraj posmarowane masłem orzechowym.
- Hej córeczko - do kuchni przyszła mama, ostatnio jest dziwnie radosna. 
- Cześć mamo. Trochę się śpieszę. 
- Tak wiem, Rydel była tu rano. - zaczęła się szczerzyć. 
- Jak to była tu? Dlaczego mnie nie obudziłaś?! - powiedziałam z wyrzutem. 
- Bo spałaś. A wiem dobrze, że byłaś na pewno bardzo zmęczona. No zresztą nic dziwnego. Jak ktoś rozmawia przez telefon do godziny 3:15. 
- Skąd wiesz że o takiej godzinie skończyłam gadać? 
- Dziecko, słychać cię było w całym domu. Chyba każdy zauważył o której była już cisza. 
- A no tak. Dobra już nie ważne, muszę iść. -wstałam, sprzątnęłam po sobie i ruszyłam ku drzwiom 'zbawienia'. 
- Ej ej ej! - krzyknęła, wychylając głowę zza ściany - Masz być na godzinę w domu. 
- Słucham? Dlaczego tak szybko? 
- Ja idę do pracy, a twojego rodzeństwa nie ma, tak samo jak i twojego ojca. A ty jesteś w domu, dlatego musisz posprzątać cały dom, a przede wszystkim swój pokój. Mamy gości później. Zresztą zrobiłam ci listę wszystkiego. Miłego dnia córeczko. -głupio się uśmiechnęła i zamknęła za mną drzwi. 


   Po dziwnej rozmowie z mamą, wreszcie znalazłam się przed domem Rydel. Dzwonię dzwonkiem do drzwi i wciąż czekam. Dzwonię raz, drugi, trzeci... I tak chyba z osiem długich razy dzwoniłam - Kurwa! - krzyknęłam sama do siebie. Nagle usłyszałam, że nie jestem sama. Ktoś za moimi plecami bezczelnie się ze mnie śmiał. Nie odwróciłam się gwałtowanie, tak jak mam zwyczaj to robić, ale delikatnie obróciłam głowę za siebie, spoglądając na tajemniczą osobę.
- O cholera! - nie wytrzymałam i obróciłam się 'w całości'. - Ross? Co ty tu robisz? - Jesteś głupia Scarlett! Pytasz się chłopaka co robi przed swoim domem, jak to ty jesteś dla niego obca.
- No wiesz... - zarumienił się trochę.
- A no tak! Idiotka ze mnie. Przecież to twój dom... Nie pomyślałam. - Próbuję uśmiechnąć się szczerze, ale nie wychodzi mi to za bardzo bo pierwszy raz przy nim czuję się skrępowana. Nie wiem czy to dlatego, że nie widziałam go przez dłuższy czas, czy dlatego że palnęłam głupotę przy kimś kto mnie nie zna... O matko jak to dziwnie brzmi.
- Spokojnie. - uśmiecha się szerokim uśmiechem i 'obczaja' od góry do dołu, cały czas się uśmiechając.
 Dopiero potem zorientowałam się że mam na sobie dość krótką i obcisłą jak na mój wielki tyłek sukienkę. Rumienię się na samą myśl.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - przerwałam tą głuchą ciszę.
- Bo cię kojarzę.
 Teraz moje serce zaczęło walić jak szalone! Czyżby ten ciutek nadziei sprawił że uśmiecham się sama do siebie? Tak, zdecydowanie. Rydel miała rację!
- Oo, naprawdę? Skąd? - pytam, jakbym nie wiedziała.
- Byłaś w szpitalu i kilka razy u mnie w domu. - No i nadzieja zgasła, tak jak radość na mojej twarzy - Jesteś koleżanką Rydel?
- Przyjaciółką.
- Serio? Nie przypominam sobie, że moja siostra miała taką bliską przyjaciółkę.
- No widzisz, a jednak. Wiesz co, to ja może pójdę jej poszukać. - Unikam jego spojrzenia, bo nie chcę żeby widział moje rozczarowanie. Chociaż chyba zauważył.
- Ej? Wszystko okej? - pyta, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Taaa - spoglądam na niego ukradkiem i wycofuję się. Szybko wyciągam telefon z torebki i dzwonię do Rydel.

~Rozmowa telefoniczna~

- Cześć, Rydel. 
- Dziewczyno! Próbuję się do ciebie dodzwonić  od rana! Co ty do cholery robisz?! 
- Jejuś, Rydel tak cię przepraszam, ale zaspałam, potem mama mnie zatrzymała i jeszcze nie mogłam się do was dodzwo... 
-Dobra dobra! Żartuję sobie! Gdzie jesteś? 
-Noo... Byłam przed twoim domem ale poszłam sobie stamtąd... 
- Co? Nic nie rozumiem. Ja zaraz będę w domu, bo byłam na zakupach. Wejdź do domu, ktoś tam na pewno jest. Buziaczki. 


  Mam tam iść jeszcze raz? Oo nie! Nie chcę się znowu na niego natknąć. Albo chcę? Mózg wiruje mi od tych wszystkich pytań... Już wiem! Poczekam przed domem.


  Nie czekam długo, bo 10 minut później zjawia się blondynka. Parkuje samochód na swoje miejsce i wysiada z samochodu, mocno ściskając mnie.
- Delly! Duszę się! - krzyczałam.
- Przepraszam skarbie, ale tak bardzo się za tobą stęskniłam.
- Wiem, ja za tobą też! - przytuliłam się do niej
- To mów co u ciebie. Albo wiesz co? Wejdźmy najpierw do środka. - Weszłyśmy do domu. Dziewczyna odłożyła torby z zakupami do kuchni i poszła na górę się przebrać, a ja w tym czasie usiadłam sobie wygodnie na kanapie w salonie. Usłyszałam kroki.
- Cześć Scarlett! - to był męski głos. Moje serce zaczęło bić mocniej. Odwróciłam się i zobaczyłam Ell'a.
- Heeej.
- Co ty taka przygnębiona siedzisz? - spojrzał na mnie ze współczuciem i zajął obok mnie miejsce. - Wszystko okej? Długo się nie widzieliśmy.
- Tak, wszystko jest w porządku. No wiesz Ell, ja musiałam trochę odpocząć... - Spojrzałam na niego, próbując się uśmiechnąć, ale raczej go to nie przekonało. Może nie mam aż takiego znakomitego kontaktu z nim, ale on zawsze wie kiedy coś mi jest i potrafi mi pomóc.
- Wiem o co chodzi. Musiało to być dla ciebie straszne.
- Straszne? Jakbyś się czuł jakby dziewczyna, którą kochasz naprawdę kochasz, która jest dla ciebie wszystkim nagle i tak właściwie przez ciebie zapomniała kim dla niej jesteś? Burzy ci się cały świat... - Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Chłopak przetarł jedną z nich a następnie podał mi chusteczkę.
- Ej ? Wiem, że nie jest łatwo. Ale nie możesz się obwiniać, bez względu na to jak było. Lekarze mówią, że z czasem to ustąpi, bo inaczej wymagało by operacji czy czegoś tam. Nie martw się mała. - uśmiechnął się
- Dziękuję Ell, potrafisz zrozumieć i pocieszyć kobietę.
- A sam jej nie mam... - spojrzał akurat na Rydel wchodzącą do pokoju. - To ja może już pójdę. - Wstał i wyszedł z domu.
- Czemu tak nagle wyszedł jak przyszłaś? - zapytałam.
- Umm... Długa historia. Trochę się posprzeczaliśmy ostatnio. Ale to nic. Mów co u ciebie.
- U mnie? Nic nowego, opowiadałam ci wszystko wczoraj przez telefon, a myślę, że to co mówiłam Ellingtonowi przed chwilą słyszałaś? Mów o co się pokłóciliście.
- Dobrze, ale pomóż mi zrobić najpierw kolację.
- Jest wcześnie.
- Tak wiem, ale kolacje przyjeżdżają rodzice oraz dziewczyny moich braci i muszę coś przygotować. Ty również jesteś zaproszona.
- Dzięki, ale nie chce jeść kolacji w towarzystwie pewnej osoby...
- Przestań! Zachowujesz się jak Ell! Do jasnej cholery nie unikniecie tego! Nie pozwolę, żeby ta tragedia zabrała mi ciebie. Widzę cię tutaj o godzinie 20:00, rozumiemy się? -Spojrzała na mnie stanowczo.
- Tak. - zaśmiałam się. - Mów o co chodzi z tym Ell'em.
- Po prostu ja się w nim zakochałam, ale to głupie bo jesteśmy prawie jak rodzeństwo. Zresztą on cały czas gada o jakieś dziewczynie i ostatnio mu trochę wygarnęłam, nawet nie pamiętam już co, ale chyba się obraził. Zresztą jak widać...
- Zakochałaś się w nim?
- Nie tak głośno bo ktoś usłyszy!
- Nie mówię głośno.
- No zresztą nie ważne. Zabierzmy się za to jedzenie. - uśmiechnęła się lekko i zaczęła kroić warzywa.

  Kiedy skończyłyśmy przygotowywać kolację, udałam się prosto do domu, ponieważ kompletnie zapomniałam o poleceniu mamy. Posprzątałam calutki dom i miałam trochę czasu dla siebie przed kolacją. Położyłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam.
_________________________________________________________________________________



Witajcie Kochani! :) 
No więc trochę się przedłużyło dodawanie tego oto rozdziału, dlatego że miałam go już dawno napisane, ale zapomniałam wstawić. Trochę krótki, wiem wiem. To taki jakby przedsmak całej reszty. Niedługo powinien pojawić się następny. 
Mam nadzieję, że chociaż te moje wypociny Wam się spodobają. 

Dobrze, spadam się uczyć z polskiego :(( Trzymajcie jutro za mnie kciuki :) 

~Olivia~

















5 komentarzy:

  1. Uhuhhu widze szykuje się Rydellington <3 Boski rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. No,no,no ! Mam nadzieję, że już mi na tak długo nie znikniesz :D Świetny rozdzialik i czekam na nexta :D Przy okazji zapraszam do siebie:

    http://sometimes-rosslynchstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Mam nadzieję, że znów nie zapomniałaś o blogu :P?

    OdpowiedzUsuń