DRUGA SERIA
Po deszczu zawsze wychodzi słońce
Drogi Pamiętniku!
Niektóre sprawy mogą przysłonić nawet skrawek szczęścia jakie w nas pozostało... Tylko dlaczego u mnie ten skrawek szczęścia jest przykrywany coraz bardziej z każdym dniem? Czasem zastanawiam się komu ja tu w ogóle jestem jeszcze potrzebna? Może byłoby lepiej gdybym... Eh! Poddaję się! Nie wiem co mam robić... Tak z dnia na dzień na jaw wychodzą takie rzeczy! Których bym się nawet nie spodziewała! Czy Whitney ma rację? Psuję go? Nie wiem już! To nie ma sensu...To wszystko. A najgorsze jest to, że nikt nie potrafi mi pomóc. Bzdurą było, że po wyjeździe będzie lepiej, wszystko się zmieni...Ale nikt nie powiedział, że na lepsze... Muszę się z tym wszystkim przespać.
___________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________
Dwie godziny wcześniej - mieszkanie Whitney
Z perspektywy Ross'a
Scarlett wybiegła z mieszkania ze łzami w oczach, zostawiając swoją torebkę. Chciałem pobiedz za nią, ale powstrzymałem się...
- Widzisz! - spojrzałem z wyrzutem na brunetkę, którą właściwie nie zdziwiło zachowanie Scarlett, ale była przejęta całą sytuacją
- Co niby?! - odparła
- Pytam, czy widzisz co zrobiłaś?! - zamachnąłem się
- No! Proszę zrób to! Uderz mnie! Może Ci ulży! - krzyknęła, a z oczu poleciały jej łzy - Dalej! Na co czekasz?!
- Przecież wiesz, że cię nie uderzę...Nie jestem taki. - opuściłem rękę
- No nie wiem właśnie...Tobie już nie można ufać...
- A tobie można?! Okłamałaś wszystkich Whitney! Jesteś ślepa czy jak? Zachowujesz się jak gówniara! I oczywiście, jak zwykle obwiniasz o to innych!
- Proszę! Odezwał się ten, który wszystko robi dobrze! Pan idealny! Ross Lynch! Wielki gwiazdor Disney'a! To ty się zmieniłeś! - spojrzała mi prosto w oczy - Nie mówię, że nic nie zrobiłam! Namieszałam i to bardzo! Ale na początku to wszystko wydawało mi się zupełnie inne! Nie myślałam, że to zabrnie tak daleko! Że wpakuję się w takie kłamstwo! Nie chciałam, żeby tak to się skończyło, jasne?! Wiem, że teraz myślisz sobie o mnie że znowu zgrywam tą grzeczną i niewinną, ale to twoja sprawa! Przepraszam! Ja tylko chciałam ci w jakiś sposób pomóc...
- Pomóc?! Żartujesz sobie?! Jak? Niszcząc mi karierę, czy totalnie ośmieszając przed całym światem?!
- O rany... Wiem! Wiem co zrobiłam! Nadal tego nie widzisz prawda?
- Czego?
- Zmieniłeś się. Możesz zaprzeczać, ale ja wiem jaka jest prawda. Nie widzisz tego, ale chociaż spróbuj zrozumieć mnie Ross. - spojrzałem na nią, a następnie na Tyler'a, który kompletnie nie wiedział o co chodzi - Zresztą, teraz to rób co chcesz! A w pierwszej kolejności idź za Scarlett! - wziąłem jej torebkę i wyszedłem bez słowa mieszkania dziewczyny
- Kurde Whitney! Weź mi powiedz dokładnie o co tu chodzi! Pogubiłem się troszkę.
- Zaraz ci wszystko opowiem. Chcesz coś do picia?
- Taaa. Najlepiej coś mocniejszego... - zaśmiał się,a brunetka udała się do kuchni.
___________________________________________________________________________
Scarlett wybiegła z mieszkania ze łzami w oczach, zostawiając swoją torebkę. Chciałem pobiedz za nią, ale powstrzymałem się...
- Widzisz! - spojrzałem z wyrzutem na brunetkę, którą właściwie nie zdziwiło zachowanie Scarlett, ale była przejęta całą sytuacją
- Co niby?! - odparła
- Pytam, czy widzisz co zrobiłaś?! - zamachnąłem się
- No! Proszę zrób to! Uderz mnie! Może Ci ulży! - krzyknęła, a z oczu poleciały jej łzy - Dalej! Na co czekasz?!
- Przecież wiesz, że cię nie uderzę...Nie jestem taki. - opuściłem rękę
- No nie wiem właśnie...Tobie już nie można ufać...
- A tobie można?! Okłamałaś wszystkich Whitney! Jesteś ślepa czy jak? Zachowujesz się jak gówniara! I oczywiście, jak zwykle obwiniasz o to innych!
- Proszę! Odezwał się ten, który wszystko robi dobrze! Pan idealny! Ross Lynch! Wielki gwiazdor Disney'a! To ty się zmieniłeś! - spojrzała mi prosto w oczy - Nie mówię, że nic nie zrobiłam! Namieszałam i to bardzo! Ale na początku to wszystko wydawało mi się zupełnie inne! Nie myślałam, że to zabrnie tak daleko! Że wpakuję się w takie kłamstwo! Nie chciałam, żeby tak to się skończyło, jasne?! Wiem, że teraz myślisz sobie o mnie że znowu zgrywam tą grzeczną i niewinną, ale to twoja sprawa! Przepraszam! Ja tylko chciałam ci w jakiś sposób pomóc...
- Pomóc?! Żartujesz sobie?! Jak? Niszcząc mi karierę, czy totalnie ośmieszając przed całym światem?!
- O rany... Wiem! Wiem co zrobiłam! Nadal tego nie widzisz prawda?
- Czego?
- Zmieniłeś się. Możesz zaprzeczać, ale ja wiem jaka jest prawda. Nie widzisz tego, ale chociaż spróbuj zrozumieć mnie Ross. - spojrzałem na nią, a następnie na Tyler'a, który kompletnie nie wiedział o co chodzi - Zresztą, teraz to rób co chcesz! A w pierwszej kolejności idź za Scarlett! - wziąłem jej torebkę i wyszedłem bez słowa mieszkania dziewczyny
- Kurde Whitney! Weź mi powiedz dokładnie o co tu chodzi! Pogubiłem się troszkę.
- Zaraz ci wszystko opowiem. Chcesz coś do picia?
- Taaa. Najlepiej coś mocniejszego... - zaśmiał się,a brunetka udała się do kuchni.
___________________________________________________________________________
Dom Lynch'ów
Cała rodzina, oprócz oczywiście Ross'a siedziała w salonie czekając aż Allyson wyjaśni im co ma takiego do powiedzenia. Po dziewczynie coraz bardziej było można dostrzeć odczucie zdenerwowania.
- Ally? - zaczął Riker, patrząc na prawie nieruchomą blondynkę, której trzęsły się trochę ręce - Co masz mi takiego do przekazania?
- Bo ja... Ja... - zaczęła się jąkać
- Jesteś chora? - rzuciła Rydel, a wszyscy na około dziwnie na nią spojrzeli
- Co? Niee... Ja jestem w ciąży. - powiedziała ściszając głos
- W ciąży?! - krzyknęła Rydel - Przecież to wspaniała wiadomość! - uśmiechnęła się, a Allyson tylko na nią spojrzała, popłakała się i poszła na górę do pokoju Riker'a. Blondynka ruszyła za nią, zostawiając na dole resztę rodziny, którzy również byli nieźle zszokowani nową wiadomością.
- Brawo Riker! Gratulację! - mówił Rocky, klaszcząc w dłonie
- I czemu się tak cieszysz? - chłopak spojrzał na brata
- Bo wiesz, że istnieje takie coś jak gumki? - wyszczerzył się do starszego
- Poprawnie prezerwatywy. - dodał Ellington - No tak Riker, słuchaj swojego młodszego brata. On ma cały zapas... Ja się w ogóle dziwię, że Vanessa jeszcze w ciążę nie zaszła. - zaśmiał się głośno
- Ekhem! - zakaszlała Vanessa - Ell, dobrze wiesz, że ja tu jestem?
- Oo sory! Nie zauważyłem! - powiedział chłopak i uderzył się w twarz
- My jakoś sobie radzimy. - uśmiechnęła się i spojrzała kątem oka na Rocky'ego.
- To może wy sobie pogadajcie, a ja zajrzę do Allyson. - wtrącił nagle najstarszy
- Nie. - zatrzymała go dziewczyna - Niech sobie na chwilę same pogadają. Tak wiesz po 'babsku'. Jak Delly przyjdzie to do niej pójdziesz. - tłumaczyła
- Może masz rację. Chyba pójdę się trochę przewietrzyć. - udał się w kierunku drzwi
- To od razu po drodze te gumki kup! - krzyknął Rocky, na co Van z całej siły uderzyła go w brzuch
- Siedź cicho albo zaraz pójdziesz spać. - powiedziała stanowczo
- Taa jasne. I myślisz, że cię posłucham?
- Yyy tak! Ty mnie zawsze słuchasz. Bo ja mam na ciebie dobrą metodę. Już, na górę!
- Ale...
- Teraz! Bez dyskusji.
- Dobra... - odparł i wolno pobrnął w kierunku swojego pokoju.
- No, no! Nieźle sobie go wychowałaś! - zaśmiał się Ratliff
- A jak! Faceta trzeba trzymać krótko! - uśmiechnęła się i ruszyła za chłopakiem na górę.
- Ally? - zaczął Riker, patrząc na prawie nieruchomą blondynkę, której trzęsły się trochę ręce - Co masz mi takiego do przekazania?
- Bo ja... Ja... - zaczęła się jąkać
- Jesteś chora? - rzuciła Rydel, a wszyscy na około dziwnie na nią spojrzeli
- Co? Niee... Ja jestem w ciąży. - powiedziała ściszając głos
- W ciąży?! - krzyknęła Rydel - Przecież to wspaniała wiadomość! - uśmiechnęła się, a Allyson tylko na nią spojrzała, popłakała się i poszła na górę do pokoju Riker'a. Blondynka ruszyła za nią, zostawiając na dole resztę rodziny, którzy również byli nieźle zszokowani nową wiadomością.
- Brawo Riker! Gratulację! - mówił Rocky, klaszcząc w dłonie
- I czemu się tak cieszysz? - chłopak spojrzał na brata
- Bo wiesz, że istnieje takie coś jak gumki? - wyszczerzył się do starszego
- Poprawnie prezerwatywy. - dodał Ellington - No tak Riker, słuchaj swojego młodszego brata. On ma cały zapas... Ja się w ogóle dziwię, że Vanessa jeszcze w ciążę nie zaszła. - zaśmiał się głośno
- Ekhem! - zakaszlała Vanessa - Ell, dobrze wiesz, że ja tu jestem?
- Oo sory! Nie zauważyłem! - powiedział chłopak i uderzył się w twarz
- My jakoś sobie radzimy. - uśmiechnęła się i spojrzała kątem oka na Rocky'ego.
- To może wy sobie pogadajcie, a ja zajrzę do Allyson. - wtrącił nagle najstarszy
- Nie. - zatrzymała go dziewczyna - Niech sobie na chwilę same pogadają. Tak wiesz po 'babsku'. Jak Delly przyjdzie to do niej pójdziesz. - tłumaczyła
- Może masz rację. Chyba pójdę się trochę przewietrzyć. - udał się w kierunku drzwi
- To od razu po drodze te gumki kup! - krzyknął Rocky, na co Van z całej siły uderzyła go w brzuch
- Siedź cicho albo zaraz pójdziesz spać. - powiedziała stanowczo
- Taa jasne. I myślisz, że cię posłucham?
- Yyy tak! Ty mnie zawsze słuchasz. Bo ja mam na ciebie dobrą metodę. Już, na górę!
- Ale...
- Teraz! Bez dyskusji.
- Dobra... - odparł i wolno pobrnął w kierunku swojego pokoju.
- No, no! Nieźle sobie go wychowałaś! - zaśmiał się Ratliff
- A jak! Faceta trzeba trzymać krótko! - uśmiechnęła się i ruszyła za chłopakiem na górę.
***
- Jak się trzymasz? - powiedziała Rydel, wchodząc do pokoju brata, gdzie na łóżku siedziała zapłakana Allyson.
- Dobrze? - powiedziała przez płacz, ledwo łapiąc powietrze
- Ej, ej! Oddychaj! - uspakajała ją - Przecież to nie koniec świata kochana!
- No dobra, to tylko ciąża. Ale Delly! Ja miałam zaplanowane całe życie! Chciałam mieć dziecko, to prawda, ale jeszcze nie teraz! Miałam wyjechać. Dostałam tam niezłą posadę! Przyjęli mnie na studia. A myślałam, że tam się nie dostanę! Mam siedzieć w branży modowej z dzieckiem na ręku? W wieku 19 lat?! Nie tak sobie to wyobrażałam...
- Wiesz nie wiem co teraz czujesz, ale wyobrażam to sobie. Musisz być dobrej myśli! To się da zrobić! To...
- Nie Delly. Mam dwa wyjścia albo urodzę to dziecko i kończę z karierą, albo...
- Chyba sobie żartujesz! Nie myślisz czasem o ... - nie dokończyła bo do pokoju wszedł Riker.
___________________________________________________________________________
No tak. A co ze mną? Nadal siedzę w pokoju i jak zwykle użalam się nad sobą. Już mi się to zaczyna nudzić... Dlaczego nie potrafię powiedzieć sobie 'Dość!' ?! - Weź się w garść Scarlett! - Dla niektórych to proste słowa. Dla mnie niekoniecznie. Ale może właśnie to mnie zatrzymuje? Może po prostu powinnam tak sobie powiedzieć i wreszcie zacząć być twarda! Olać opinie wszystkich! Ma się jedno życie! Nie zaprzepaszczę go!
Wstałam, wzięłam się w garść - jak to mówiłam już wcześniej - i wyszłam z domu. Mimo okropnej pogody panującej na dworze, pobiegłam w stronę parku. Tam się na chwilę zatrzymałam, żeby trochę odpocząć. Po kilku minutach złapałam taksówkę, która zawiozła mnie w pewne miejsce. Było to poza miastem. Panowała tam cisza. Pobiegłam na wzgórze. Z powodu takiej pogody byłam przemoczona do suchej nitki. Położyłam się na środku łąki, spojrzałam w niebo i wykrzyczałam to czego chciałam się pozbyć. To co mnie przez cały czas męczyło. Wyżaliłam się tak jak tylko umiałam. Następnie zamknęłam oczy i rozmarzyłam się.
Wyobraziłam sobie, że potrafię latać. Dzięki temu darowi zwiedziłam praktycznie wszystkie kraje na świecie. Widziałam co, gdzie się dzieje. W jakiej sytuacji są różni ludzie. Podczas pobytu w Afryce uświadomiłam sobie, że to właśnie tam ludzie naprawdę mają duże problemy. Takie jak głód, brak dachu nad głową i choroby, które bardzo często doprowadzają do śmierci. A ja przejmuję się takimi bzdurami! Powinno mi być wstyd! Ale mimo tych wszystkich problemów na twarzach tych ludzi pojawia się uśmiech!
Nagle się ocknęłam! Rozejrzałam się wokoło. Zza chmur wyszło piękne słońce. Niebo praktycznie stało się niebieskie, a powietrze takie lekkie! Uśmiechnęłam się sama do siebie. Momentalnie zaczęłam się głośno śmiać i biegać wokół drzew, które znajdowały się niedaleko. Pomyślałam, że życie naprawdę ma sens. Trzeba tylko w to uwierzyć i nie przejmować się głupotami.
___________________________________________________________________________
- Dobrze? - powiedziała przez płacz, ledwo łapiąc powietrze
- Ej, ej! Oddychaj! - uspakajała ją - Przecież to nie koniec świata kochana!
- No dobra, to tylko ciąża. Ale Delly! Ja miałam zaplanowane całe życie! Chciałam mieć dziecko, to prawda, ale jeszcze nie teraz! Miałam wyjechać. Dostałam tam niezłą posadę! Przyjęli mnie na studia. A myślałam, że tam się nie dostanę! Mam siedzieć w branży modowej z dzieckiem na ręku? W wieku 19 lat?! Nie tak sobie to wyobrażałam...
- Wiesz nie wiem co teraz czujesz, ale wyobrażam to sobie. Musisz być dobrej myśli! To się da zrobić! To...
- Nie Delly. Mam dwa wyjścia albo urodzę to dziecko i kończę z karierą, albo...
- Chyba sobie żartujesz! Nie myślisz czasem o ... - nie dokończyła bo do pokoju wszedł Riker.
___________________________________________________________________________
No tak. A co ze mną? Nadal siedzę w pokoju i jak zwykle użalam się nad sobą. Już mi się to zaczyna nudzić... Dlaczego nie potrafię powiedzieć sobie 'Dość!' ?! - Weź się w garść Scarlett! - Dla niektórych to proste słowa. Dla mnie niekoniecznie. Ale może właśnie to mnie zatrzymuje? Może po prostu powinnam tak sobie powiedzieć i wreszcie zacząć być twarda! Olać opinie wszystkich! Ma się jedno życie! Nie zaprzepaszczę go!
Wstałam, wzięłam się w garść - jak to mówiłam już wcześniej - i wyszłam z domu. Mimo okropnej pogody panującej na dworze, pobiegłam w stronę parku. Tam się na chwilę zatrzymałam, żeby trochę odpocząć. Po kilku minutach złapałam taksówkę, która zawiozła mnie w pewne miejsce. Było to poza miastem. Panowała tam cisza. Pobiegłam na wzgórze. Z powodu takiej pogody byłam przemoczona do suchej nitki. Położyłam się na środku łąki, spojrzałam w niebo i wykrzyczałam to czego chciałam się pozbyć. To co mnie przez cały czas męczyło. Wyżaliłam się tak jak tylko umiałam. Następnie zamknęłam oczy i rozmarzyłam się.
Wyobraziłam sobie, że potrafię latać. Dzięki temu darowi zwiedziłam praktycznie wszystkie kraje na świecie. Widziałam co, gdzie się dzieje. W jakiej sytuacji są różni ludzie. Podczas pobytu w Afryce uświadomiłam sobie, że to właśnie tam ludzie naprawdę mają duże problemy. Takie jak głód, brak dachu nad głową i choroby, które bardzo często doprowadzają do śmierci. A ja przejmuję się takimi bzdurami! Powinno mi być wstyd! Ale mimo tych wszystkich problemów na twarzach tych ludzi pojawia się uśmiech!
Nagle się ocknęłam! Rozejrzałam się wokoło. Zza chmur wyszło piękne słońce. Niebo praktycznie stało się niebieskie, a powietrze takie lekkie! Uśmiechnęłam się sama do siebie. Momentalnie zaczęłam się głośno śmiać i biegać wokół drzew, które znajdowały się niedaleko. Pomyślałam, że życie naprawdę ma sens. Trzeba tylko w to uwierzyć i nie przejmować się głupotami.
___________________________________________________________________________
Hejka moi Kochani!
No to mamy wakacje! Nie wiem jak wy, ale ja się cieszę! Chociaż jak narazie to ich nie czuję. To tak na sam początek tych wakacji dodaję dla Was rozdział. Nie jest to oczywiście rewelacja, ale coś jest.
Nazwa rozdziału, czyli ten cytat ma dla mnie jakieś takie ważne znaczenie. Dlatego właśnie tak postanowiłam go nazwać. Ogółem mam nadzieję, że Wam się podoba, ponieważ starałam się włożyć serce w ten rozdział. No i bardzo bym prosiła o komentarze. Wiem, że co rozdział o nie proszę. Ale po prostu są one bardzo motywujące i chciałabym wiedzieć co myślicie o rozdziale o blogu, co mam zmienić itd. itd. A nie jest to raczej dużo napisać kilka słów. Dla mnie znaczy to bardzo dużo. Także z góry dziękuję wszystkim, którzy komentują!
To tyle. Piszcie jak tam Wam zaczęły się wakacji, jakie plany i w ogóle jak zakończenie!
Kocham Was Misie! <3
~Olivia~