Witamy w Kansas cz.1
Drogi Pamiętniku!
Po długim długim długim czasie zmagania się z problemami szkolnymi i tymi prywatnymi nareszcie nastały wakacje! Można się tylko cieszyć! Postanowiłam chociaż w wakacje nie przejmować się problemami. Mam nadzieję, że to mi się uda.
W Los Angeles ciężko jest dostrzec początek lata, bo praktycznie zawsze jest tu gorąco! Ale na sam początek wakacji państwo Lynch wpadli na pomysł, żeby wysłać nas wszystkich na wieś! Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Może i jesteśmy już dużymi dziećmi, ale oni nadal twierdzą, że chcą mieć chociaż na chwilę spokój od nas. Także cały zespół, ja i moje rodzeństwo oraz Ally i Van jedziemy na dwa tygodnie do Kansas!
A jeśli chodzi o mój 'związek' too właściwie sama nie wiem czy on istnieje. trochę czasu minęło... Oboje stwierdziliśmy, że przyda nam się po prostu przerwa... Zresztą Ross cały czas jest zapracowany, więc i tak byśmy się nie widywali.
A skoro już mowa o problemach to na jedno szczęście i po długich namowach Allyson zgodziła się urodzić dziecko. Nie będzie łatwo, ale wszyscy obiecaliśmy jej, że będziemy się nią opiekować.
_________________________________________________________________________________
3 lipca
- Delly mogłabyś łaskawie zwolnić łazienkę?! - denerwował się Rocky
- Drogi bracie - mówiła blondynka, wychylając głowę zza drzwi łazienki - Jakbyś nie zauważył, w domu są trzy łazienki. Jedna jest rodziców. Także zostają dwie. Wiem, że dla ciebie, osoby niekumatej, takie pojęcia są dość trudnym tematem, dlatego drugi raz ci to bardzo dokładnie i powolutku wytłumaczę. Otóż...
- Ale w tej drugiej od pół godziny siedzi Ross! - wtrącił nagle
- A chyba, że tak... To już twój problem! - uśmiechnęła się i zamknęła tuż przed nosem brata drzwi
- Zapamiętam to sobie! - krzyknął i kopnął nogą o drzwi, wolno przesuwając się po nich w dół - Baby w domu. Najgorszy koszmar każdego chłopaka! - powiedział pod nosem
- Słyszałam! - krzyknęła - I powiem to wszystko twojej dziewczynie Rocky!
- Pięknie! - odparł sarkastycznie
***
Tymczasem u mnie w domu trwały już od dłuższego czasu przygotowania do wyjazdu. Mama strasznie bała się puścić Nessę na dwa tygodnie pod moją opiekę.
- Mamo - powiedziałam wchodząc do kuchni - Co ty znowu robisz?
- Jak to co? - odparła z oburzeniem - Przygotowuje jedzenie. Muszę jeszcze spakować jakieś leki i opatrunki...
- Coo?! Uspokój się! Jedziemy na wieś! Na w -i -e -ś! Tam jest bezpieczniej niż tutaj w mieście! Nie wiem czemu tak panikujesz... Nessa jeździ tam co roku. Tylko teraz jedzie do kogoś innego. Mamo. Ona nie będzie sama. Jest przecież Rydel, Ally i Vanessa. Przestań się tak przejmować!
- No masz rację...Ale puszczam moją małą córeczkę na tak długo z tymi... - spojrzała na mnie, a następnie na kosz na śmieci - Z tymi chłopcami.
- Czemu spojrzałaś na śmietnik?
- Bo widziałam raz Ratliff'a jak czegoś tam szukał, a potem ten kosz się na niego przewrócił i...
- Dobra! Nie kończ.
- Także wiesz.
- Tak wiem wiem. Ale naprawdę nie masz się o co martwić. Zresztą tam będzie ich ciocia!
- Serio? Trzeba było tak od razu! To raz, raz! Pakuj się! Nie ma czasu! - spojrzałam na nią ze zdziwnieniem. Ale nie chciałam znowu zaczynać tematu, więc postanowiłam wrócić na górę i dokończyć pakowanie.
___________________________________________________________________________
Kilka godzin później znajdowaliśmy się w autobusie, który zawiózł nas pod sam dom ciotki.
- Jesteśmy na miejscu dzieci! - oznajmiła Stormie
- Mamo, nie jesteśmy już dziećmi. - oburzył się Riker
- Moimi dziećmi zawsze będziecie! Ale mam nadzieję, że po dwóch tygodniach nie będę musiała wysłuchiwać pretensji od ciotki. - spojrzała na Ross'a - Rozumiemy się?
- Dlaczego akurat na mnie? - zdziwił się chłopak
- Już ty dobrze wiesz synu... A teraz zmykać mi stąd! udanej zabawy! Do zobaczenia za dwa tygodnie kochani! - pożegnaliśmy się i opuściliśmy autobus.
Ciotka Lynch'ów - Catherine - mieszkała w małej wiosce, niedaleko miasta. Miała za to gospodarstwo, a ja jej dom wyglądał niczym willa w Hollywood! Ale urządzona w stylu meksykańskim. Ciocia z pochodzenia jest amerykanką, ale w dzieciństwie mieszkała najpierw w Hiszpani a potem w Meksyku. Przywitała nas bardzo ciepło. Także od razu po kilku minutach wszyscy się zadomowili.
___________________________________________________________________________
Po kilku godzinach wszyscy opuściliśmy dom. Poszliśmy się rozejrzeć po okolicy. Nessę postanowiłam zostawić z ciocią, bo i tak by się zapewne nudziła z nami, nie chodzi o to, że nie chciało mi się jej niańczyć. Tak czy inaczej wróciłam do przyjaciół (a tak właściwie dobiegłam).
- Ej! Czekajcie! - krzyknęłam gdzieś w oddali. - Nie nadążam!
- To się rusz! - odparł Rocky, a reszta od razu odwróciła się w moim kierunku.
Po chwili dotarłam do nich, głośno dysząc.
- Dłużej się nie dało? - zapytał Chris
- Nie! - odpowiedziałam
- Dobra już. - zaczął Riker - Skoro jesteśmy już wszyscy to mam pomysł. - wszyscy skierowali wzrok na chłopaka - A właściwie to nie mam. Tak tylko powiedziałem. Może ktoś inny ma?
- Jesteś głupi. - dodał Rocky
- Sam jesteś! Nie odzywaj się w ogóle! - krzyknął blondyn
- Nie prawda!
- Ej ej ej! Spokój! - krzyknęła Rydel - Ja mam pomysł! Podzielmy się na grupy i chodźmy zwiedzić tę wieś.
- Zwiedzić wieś? - zapytał Ross - A co tu można zwiedzać?
- Jeju.. Cokolwiek! Nie marudź! - Delly wyciągnęła z kieszeni kilka kolorowych gumek do włosów. Były po dwie z każdego koloru. - Okay. To tak. Musimy coś tu robić. Dzielimy się po dwie osoby. Zamykacie oczy i losujecie gumkę.
- Jaka dziecinada.. - wymamrotał Ross
- Zamknij się! I losuj!
Chłopak postąpił według wskazań siostry. Pech chciał że wybrałam taką samą gumkę co Ross. Także podzieliliśmy się i rozdzieliliśmy.
***
Szliśmy sobie we dwoje jak na razie w ciszy, po wzgórzu. W pewnym momencie chłopak zatrzymał się.
- Czemu stanąłeś? - zapytałam
- Chyba co. - zaśmiał się
- Yyy..
- No wiesz.
- Głupek! Nic się nie zmieniłeś.
Blondyn stanął na przeciwko mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Wzięłam głęboki oddech. A on położył mi ręce w talii i zaczął się przybliżać.
- Ło ło ło! Co ty robisz Ross?
- Noo.. Scar! Nie chcę żeby tak było!
- Ale jak?! Nie rozumiem cię! Od kilku dni zachowujesz się naprawdę dziwnie!
Taka była prawda. Zachowywał się bardzo dziwnie. Raz miał dobry humor i potrafił siedzieć ze mną cały dzień i gadać o wszystkim, a niekiedy był aż nie do poznania! Totalna odmiana!
- Zachowuję się tak, bo.. Bo cię kocham! Rozumiesz?!
Zatkało mnie. On nic nie powiedział tylko podszedł do mnie na tyle ile blisko się dało i pocałował.
- Ross.. Ja nie wiem co powiedzieć.
- Może tak?
- Ale 'tak' na co?
- No że mnie też kochasz?
- Ale ja nie wiem.. To znaczy.Ugh! Nienawidzę takich sytuacji!
- Jak można nie wiedzieć takich rzeczy? W ogóle to my jesteśmy jeszcze razem?
- Nie wiem Ross! Wiesz jak było! Mówiłam ci, że oboje musimy od tego wszystkiego ochłonąć. Nie chcę mieszać się w twoją karierę i różne inne rzeczy! Historia z Whitney trochę mnie nauczyła..
- Ale to nie była moja wina!
- Wiem! - wzięłam głęboki oddech - Ale za dużo się wydarzyło. Zmieniłeś się. Po co mamy być razem skoro i tak nie masz dla mnie czasu?
- To znajdę czas! Scar daj mi szansę! Proszę.
- Możemy wrócić do tego za jakiś czas?
- No dobra... To co teraz?
- Zachowujmy się jak zwykle. To znaczy dogryzajmy sobie nawzajem i takie tam. Sam wiesz. Jesteśmy przecież sobą!
- Masz rację! Pobawmy się w coś!
- Ale w co dzieciaku?
- Yymm.. Berek! - krzyknął i uciekł.
- Dziecko. - uśmiechnęłam się i pobiegłam za nim.
***
W tym samym czasie Rydel i Ratliff spacerowali wzdłuż rzeki.
- Wiesz co Rydel?
- Hm?
- My rzadko rozmawiamy tak o różnych poważnych sprawach. Ale dlaczego?
- Sama nie wiem. Ty jesteś wesoły i zabawny! Ciągle z Rocky'm z czegoś żartujecie, a macie po 20 lat. Dlatego czasem nie wiem czy mogę z tobą porozmawiać o takich sprawach czy nie. A czasem rozmowa z chłopakiem, yyy.. To znaczy z przyjacielem dobrze robi. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Mi możesz mówić o wszystkim! Mogę być nawet jak Scarlett i pogadać o ciuchach i tej reszcie! - zaśmiał się, trzepocząc rzęsami.
- Dobrze dobrze Ratliff!
- A mogę najpierw ja o coś zapytać?
- Pewnie! O co?
- Bo mam pewien problem i nie wiem co mam zrobić... - Chłopak trochę się zaczerwienił
- Mów. - Odparła blondynka.
- Bo zakochałem się w pewnej dziewczynie i nie wiem jak ona zareaguje jak się o tym dowie i chciałem się spytać co mam zrobić w tej sprawie. Tak po prostu jej to powiedzieć? bo nie wiem czy ona coś czuje do mnie, ponieważ no nie widzę tego.
- Ale ja nie wiem. Nie znam się na miłościach. I nie znam tej dziewczyny. Zrób jak uważasz. Przepraszam, trochę źle się czuję. Muszę iść. Cześć. - Szybkim krokiem udała się w stronę domu, zostawiając go samego.
___________________________________________________________________________
Po jakimś czasie wszyscy wrócili do domu. Zjedliśmy obiad zrobiony przez ciocię i znowu udaliśmy się w swoją stronę. Z racji, że byłam bardzo zmęczona i trochę bolała mnie głowa poszłam się położyć do mojego pokoju. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Lecz nie mogłam się na niej skupić. Miałam totalny mętlik w głowie. Myślałam o tym co powiedział dzisiaj Ross. O tym wszystkim co się stało... Siedziałam teraz w czterech ścianach nie wiedząc już kompletnie nic. Wreszcie postanowiłam ruszyć się z miejsca i wyszłam z domu.
Robiło się już szaro. Jak na lato to było dosyć zimno, zaczął wiać wiatr, a z nieba spadały małe kropelki deszczu. - Super! - wymamrotałam tak do samej siebie. Nieważne. Szłam dalej. Wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Przyspieszyłam. Było już dosyć ciemno, a nie miałam żadnej latarki. Moje serce zaczęło bić mocniej.
- Scarlett!
- Co?! - krzyknęłam do osoby, której nie widziałam, ani nie znałam.
- To ja Ross.
- Ugh! Co ty tu do cholery robisz?!
- Wow! Jak miło. - zmarszczył brwi. - To ja się pytam co ty tu robisz, o takiej godzinie i sama?
- Nie twoja sprawa! Mam mętlik w głowie! Chciałam być sama i tyle! To jakiś problem?
- Jeju... Nie. Po prostu się martwię.
- Przepraszam... Po prostu denerwuje mnie to już! Nie jestem małym dzieckiem.
Usiadłam na drodze, schowałam głowę w rękach i rozpłakałam się. Chłopak natomiast stał kilka metrów dalej i nie wiedział co ma zrobić.
Nagle zobaczyłam światło! I głośno krzyknęłam.
___________________________________________________________________________
Kilka minut wcześniej.
Allyson, Riker, Vanessa, Rocky i Ell siedzieli w salonie.
- Gdzie jest Delly? - spytała Van
- W pokoju. - Odparł Ratliff. - Chyba nie ma humoru.
- Okay. A te dwa nasze nie kochające się gołąbki?
- Nawet nie wiem wiesz.
- Pewnie siedzą też na górze. - Wtrącił Riker.
Nagle z góry szybko zbiegła Rydel.
- Chodźcie! Musimy jak najszybciej iść na główną ulicę! - mówiła przez łzy
- Co się stało?! - zapytał Rocky
- Scarlett i Ross.
Wszyscy szybko wybiegli z domu i pojechali na miejsce zdarzenia.
***
Nie wiedziałam co się dzieje. Wszędzie były światło, a mnie strasznie bolała głowa. Usłyszałam tylko słowa lekarza, który zadawał mi mnóstwo pytań. Nie za dobrze wiedziałam co mówi. Chciałam odpowiedzieć, ale wtedy zobaczyłam jak na noszach do karetki wkładają Ross'a. Nie mogłam się opanować. Nie wiedziałam co się dzieje. Zakręciło mi się mocno w głowie i nastała ciemność.
___________________________________________________________________________
Witajcie Robaczki!
To tak wróciłam po taaaakim długim czasie! Nie będę nic już na ten temat mówić, bo jest mi tak głupio, że Was 'zlałam'. I teraz to sama nie wiem. Nie będę na pewno kończyć tego bloga. Będę się starała pisać często, ale mam bardzo mało czasu z racji, że zaczęła się szkoła, a ja jestem w liceum gdzie jest bardzo dużo nauki.
Mam jednak choć ten ciutek nadziei, że ktoś jeszcze tu jest i czyta tego bloga. Zawiodłam Was i to bardzo. Wiem. Mimo to dziękuję, że nadal jesteście ze mną. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba mimo, że nie jest to rewelacja. Postaram się napisać szybko, ponieważ następny rozdział jak sama nazwa wskazuje, będzie kontynuacją tego.
Z mojej strony to tyle. Trzymajcie się! Dziękuję Wam i jeszcze raz przepraszam! Kocham Was Misiaki! :*
~Olivia~